-no to nigdzie nie pójdziesz, bo od wczoraj jesteś moją żoną.
Zamarłam. W pierwszej chwili chciałam się roześmiać, bo to absurd. Ja? Jego żoną? Kiedy znam go od wczoraj? Ale wtedy moje oczy spotkały jego i wcale nie było mi już do śmiechu. On był śmiertelne poważny.
-powiedz, że to jakiś kiepski żart- powiedziałam cicho.
-chciałbym-odpowiedział równie cicho, bo sam był tym niesamowicie zdziwiony-patrz-wyciągnął do mnie pogięty papier, który trzymał. Wizięłam go dążycymi rękami i zaczęłam czytać.
Akt małżeński.
Były tam wszystkie moje i jego dane, nasze podpisy oraz podpis jakiegoś faceta który nam to wydał.
W mojej głowie szalał jakiś huragan. Najpierw obudziłam się obok nieznanego mi chłopaka, a później okazuje się, że jestem jego żoną. To musiał być jakiś pieprzony żart. Nagle moje życie zmienia się w głupi film o miłości?
Nie.
(T.i) spokojnie.
Usiadła na łóżku obok niego i znów patrzyłam na papier.
Co ja mówie jakie kurwa spokojnie. Przecież to jest jakaś masakra. Jak ja ... co ja... to nie to jest po prostu nie możliwe. Chyba naprawdę zaczęłam bardzo panikowac bo po chwili poczułam jego rękę na moim ramieniu.
-będzie spoko-powiedział, ale nie brzmiał jakby naprawdę miało tak być-wszystko da się odkręcić.
-yhym-mruknelam. Harry wstał i wziął swój telefon z szafki obok łóżka, a potem wybrał numer. Ktoś do kogo dzwonił odebrał po kilku sygnałach
-Liam?-zapytał- tak, tak wiem, że juz po śniadaniu ....Tak mamusiu... kurwa Li skup się. Przyjdź do mojego pokoju. ..... bo naprawdę potrzebuje twojej pomocy-powiedział i popatrzył na mnie-okej to czekamy-rozłączył się czybko nie czekając na reakcje. Zgiełam nogi w kolanach i przyciagnelam je do klatki piersiowej. Czułam się naprawdę dziwnie w tej sytuacji. Nigdy wcześniej mi się coś takiego nie zdarzyło i nie widziałam jak mam się zachować chociaż ten cały Harry był w miarę spokojny. Najwyraźniej chłopak do którego dzwonił potrafi to jakoś odkręcić. Nastała między nami trochę niezreczna cisza, ale nie miałam pojęcia co mogłabym powiedzieć więc po prostu siedziałam cicho.
-no ...to ten-zaczął Harry i odniosłam wrażenie, że jest bardzo niecierpliwy-jak się nazywasz?
-(t.i)-powiedziałam kiedy nasze spojrzenia się skrzyrzowały. Pokiwal głową.
-oryginalne imię. Skąd jesteś jesteś?
- mieszkam w Londynie-odpowiedziałam szybko, a kiedy uniósł brew zaczęłam tłumaczyć dalej- urodziłam się w Polsce i po maturze przyjechałam tam na studia.
-co studiujesz? -zapytał od razu.
- emm lingwistyke.
Uśmiechnął się i znów miał coś powiedzieć, ale wtedy do pokoju (przez drzwi które myslalam, że sa szafą) wtargnęło czterech rozwrzeszczanych chłopaków. Dwóch brunetow, szatyn i blondyn. I dosłownie wtargnęło, bo każdy z nich chciał wejść pierwszy i wyszło na to, że leżeli na sobie w drzwiach. Zachichotałam cicho i ich oczy od razu powędrowały na mnie. Ich wrzawa umilkła, a oni sami wstali ustawiając się przed łóżkiem patrząc to na mnie to na Harry'ego to wymieniając między sobą zdziwione spojrzenia. W końcu nie wysoki brunet z kilkudniowym zarostem i ciepłymi brązowymi oczami na stale spojrzał na Harry'ego.
-wiec co ode mnie chciałeś?-zapytał, a jego głos był dziwnie wysoki i miły do jego męskiego wyglądu. Harry wstał i popatrzył na niego ze skrucha co było dość ciekawą odmianą w jego zachowaniu.
-tylko na mnie nie krzyczy-westchnął. Brunet przewrócił oczami i skrzyżował ręce na piersi co uwydatnilo jego mięśnie. Loczek odwrócil się do mnie i wystawił rękę, a ja dopiero po chwili zrozumiałam, że chce żebym dała mu papier. Zrobiłam to, a on przekazał go chłopakowi. Patrzył na niego chwilę, a jego ręce zaczęły się trzasc. Wyglądał jakby miał za chwilę wybuchnąć. Zamknął oczy, wziął kilka głębokich wydechowy i podał akt blondynowi po jego lewej stronie. Pozostała dwójka zaniepokojona zachowaniem bruneta stanęła za blondynem i również przeskanowała papier wzrokiem.
- Harry-jęknął drugi brunet. Był nieco niższy od reszty. Jego włosy były jednym wielkim bałaganem, ale to chyba było specjalnie. Miał bardzo wyraźne kości policzkowe, ale nie wydawał się jakiś chorobliwie chudy dzieki złocistej skórze. Jego oczy były szaroniebieskie i chyba przyglądałam mu się trochę za długo, bo on też zaczął to robić. Natychmiast odwróciłam wzrok. Wiedziałam, że teraz cała piątka najzwyczajniej się na mnie gapi. Lubiłam być w centrum uwagi, ale to trochę mnie krepowalo. Chrzaknelam i popatrzylam na Harry.
-co możemy zrobić? -zapytałam. Mój głos był trochę za ostry więc chłopak otrzasnal się dziwnie i spojrzał na bruneta nr 1 podnosząc brwi. Po dłuższej chwili podczas której nadal nikt nie odrywał ode mnie wzroku w końcu się odezwał.
-Boże Harry-powiedział i niego spojrzał. Jak na zawołanie reszta też oderwala ode mnie wzrok
Uffff
- czemu zawsze musisz w pakować się w jakieś guwno?! Nie znam się na prawie w stanach, ale z tego co wiem to nie będzie łatwe. Po pierwsze musem zadzwonić do Paula. Na studiach miał prawo. Jezu. ..- przestałam go słuchać, bo nareszcie miałam jakiś pomyśl. Cassidy studiuje prawo międzynarodowe. Musiałam do niej zadzwonić. Teraz, tyle, że mój telefon na pewno był rozładowany.
-mogę pożyczyć twój telefon?-zapytałam Harry'ego totalnie ignorujac to co mówią. Znowu zamilkli i znowu na mnie patrzyli. Rzaden z nich nawet nie drgnął.
-moja przyjaciółka studiuje prawo międzynarodowe-wyjaśniłam znów trochę za ostro, ale naprawdę zaczynali mnie denerwować. Harry bez słowa podał mi swój telefon. Wbiłam numer Cass i modlilam się żeby odebrała.
-halo?-usłyszałam kiedy już miałam zrezygnować.
-Marcie? Jezu jak dobrze, że odebrałas-wykrzyknęłam.
-(t.i)? Gdzie ty jesteś wiesz jak się o ciebie martwimy!-powiedziała blondynka.
-spokojnie wszystko ze mną ... okej-zawachałam się i popatrzyłam na chłopaków-Marcie posłuchaj mnie uważnie. Daj mi Cass do telefonu szybko.
Marcie nie była głupia i znała mnie na wylot. Wiedziała, że coś jest nie tak i nie zadawała pytań. Usłyszałam szybki tupot jej stup, a potem otwieranie drzwi. Zduszony jęk, a potem w końcu ją usłyszałam.
-(t.i)?-zapytała Cassy trochę zaspanym głosem.
-tak-westchnęłam zdenerwowana-Cassidy błagam skup się teraz.
-okej okej. Co się stało?
-daj na głośnomówiący- wyszeptał Liam. Pokiwilam głową i włączyłam funkcje.
-wiec.... czysto hipotetycznie. Złożmy, że wzięłam wczoraj po pijaku ślub z chłopakiem którego w ogóle nie znam ani nic. Mam akt małżeństwa i w ogóle. Jakie mam szansę na unieważnienia tego. No bo wiesz jednak byłam pijana i ....
- w co ty się kurwa wpakowalas?!-krzyknęła i zaczęła się na mnie wydzierać.
Jezusie. ..
-Cass mów co mogę zrobić do cholery?!- krzyknęłam przegrywając jej wrzaski. Usłyszałam kilka głębokich wdechów.
-okej sory-westchnęła - wybrałaś sobie najgorsze państwo na ziemi do takiej wpadki. W stanach prawo jest trochę inne niż u nas.-wszyscy słuchali jej z zapartym tchem nachylając się do telefonu żeby nie stracić ani jednego słowa- tutaj wzięcie ślubu jest jak umowa z mafią. Przez pierwszy rok przychodzi do was ktoś od nich kto sprawdza wasze życia małżeńskie. Od seksu do tego jakie są wasze śmieci. Z reguły do niczego się nie przypieprzają, ale kiedy nie jest okej macie problem. Każdy z małżonków zostaje o tym powiadomiony, ale wy pewnie nie pamiętacie. Więc kiedy człowiek od niech coś podejrzewa to mąż idzie na pięć lat do więzienia, a żona płaci odszkodowanie w wysokości ok.4 000 $. Staranie się o rozwód przy pierwszym roku to jak samobójstwo.
Chyba zrobiło mi się ciemno przed oczami. Rozłożyłam lekko nogi i włożyłam pomiędzy nie głowę ciężko oddychając. To jest jakiś pieprzony koszmar.
-ale my tu nie mieszkamy-powiedziałam słabo.
-wtedy zostajecie depertowani i nigdy już nie możecie tu wracać.
Spokojnie.
Spokojnie.
Spok.. kurwa.
To już koniec.
-nie ma żadnych szans na unieważnienia. Takich. ..bezpiecznych? -zapytał brunet nr 1.
-jedyne co możecie zrobić to sprawdzić czy dokument jest poprawny- odpowiedziała i to dodało mi jakby nowych sił. Wyrwałam papier z rąk blondyna i prześledziłam wszystkie swoje dane. Imie i nazwisko były bezbłędnie data i miejsce urodzenia też. W kącik ach moich oczu pojawiły się łzy i pokiwałam głową na nie. Jezu to nie może dziwić się naprawdę.
Harry wyrwał mi akt z ręki i sam zaczął śledzić na nim swoje dane. W końcu zamknął oczy i odetchnął głęboko.
-wszystko prawidłowo
To chyba najgorszy dzień mojego życia. Naprawdę. Dopiero się zaczął, a ja już mam dość. Zamknęłam mokre już oczy, a dłonie zacisnełam w pięści na kolanach. Teraz policze od 10 do 0, a kiedy otworze oczy po prostu obudze się w swoim łóżku w Londynie. Spokojnie. Oddychaj.
10..9..8..7..6..5..4..3..2..1..0
Otworzyłam powoli oczy, ale dalej było tak samo. Harry i reszta stali nade mną o coś się kłucąc. Wpadłam w jeszcze większą historię i zaczęłam głośno płakać. To było naprawdę żałosne i wcale nie poprawiło sytuacji. Loczek co chwila rzucał mi rozwścieczone spojrzenia. Czułam jak atmosfera w pokoju gestnieje z każdą sekunda. Ktoś w końcu musiał wybuchnac.
-zamknij się-wrzasnął prosto w moja twarz-myślisz, że swoim płaczem w czymś nam pomagasz. Okej ja też jestem zdenerwowany, ale nie rycze jakbym miał pięć lat. Ugarnij swoja d..
-teraz to ty się zamknij Harry- powiedział któryś z nich, ale nie byłam pewna który. Harry od razu się ode mnie odsunal i spojrzał na chłopaka-to, że się na niej wyzyjesz w niczym nam nie pomoże-powiedział szatyn z naprawdę śliczną miedziana skórą.
Brunet patrzył na niego z mina mordercy.
-od kiedy z ciebie taki obrońca-prychnął. Mulat już miał odpowiedzieć coś równie niemiłego kiedy wszedł pomiędzy nich ten wyższy brunet. Odniosłam wrażenie, że to on tu jest tym odpowiedzialnym.
-dość-powiedział ostro rozkładając ręce jakby chciał ich od siebie oddzielić-niall, zayn weźcie ją do salonu. Jak coś ustalimy to do was przyjedziemy.
Każdy z nich kiwnal głową, a potem znowu na zaczęli intensywnie na mnie patrzeć. Trwało to krótka chwilę, ale w końcu blondyn podszedł do mnie powoli i wystawił rękę. Nie był jakiś niesamowity, ale tylko na pierwszy rzut oka. Był mniej więcej wzrostu brazowookiego bruneta. Miał owalną twarz i farbowane blond włosy z brązowymi odrostami co naprawdę nie wyglądało źle.
Ale to jego oczy nadawały mu wyjątkowości. Miał najbardziej niebieskie tęczówki jakie kiedykolwiek widziałam. Koloru oceanu na Florydzie albo nieba w słoneczny dzień. Nie było w nich ani odrobiny zimna czy wrogości. Jedno spojrzenie prześwietlało twoją duszę na wylot.
-nie płacz-powiedział i podszedł jeszcze bliżej kucając przy moich kolanach, ale nadal mnie nie dotykając. Miał bardzo ładny głos z irlandzkim akcenten. Nie mogłam go zaliczyć do jakiejś grupy czy jakoś go opisać. Był poprostu inny, ale ładny- pójdziesz z nami do salonu?
Był taki delikatny i miły. Już cieszyłam się, że mam iść właśnie z nim. Złapałam za jego wyciągniętą rękę i wstałam. Jego twarz rozświetlił naprawdę piękny uśmiech i jie mogłam nke odpowiedzieć mu skromną repliką. Pociągnął mnie za sobą do drzwi którymi weszli i znaleźliśmy się w przestronnym salonie z aneksem kuchennym oddzielnym od niego wysokim blatem, tak samo jak w sypialni królowały tam biele. Miał aż tak duży pokój na jedną osobę? Z kuchnią? Kiedy ma śniadanie? Postanowiłam tego nie komentować.
- jesteś głodna? -zapytał nagle blondyn kiedy znalazł się przy lodówce.
- um ja..- tak naprawdę trochę byłam.
-Niall, Jezu jesteś taki beznadziejny-powiedział głos za nami. Odwróciłam się. Mulat właśnie zamykał drzwi i szedł w naszym kierunku- może ona ma jakieś inne potrzeby hmmm? Coś innego niż tylko jedzenie.
-marudzisz zayn-rzachnal się i zrobił nadonsana minę-tak poza tym ona chyba ma imię? prawda? Nie ładnie tak mówić. Gdzie twoje dobre maniery?
-zjadłeś je-westchnął i udał, że wyciera łze spod oka. Zachichitałam cichutko, a oni ciepło się usmiechneli.
-no widzisz jaka ładna jesteś jak się usmiechasz- powiedział Niall? Chyba tak się nazywał ten blondyn? Ciepło rozlało się po moim sercu, a szerszy uśmiech wkroczył na moje usta. To było miłe-no to jak się nazywasz?
-jestem (t.i), a wy to ... Niall? i ... hmmm.. Zayn? Tak?- uniesli brwi i spojrzeli na siebie dziwnie. Przewróciłam oczami-tak, nie znałam waszych imion. Okej, macie spoko piosenki, ale nigdy nie zgłębiałam się w waszej historii. Przepraszam.
- nie to nie tak ze to źle to po prostu. ..-zaczął Zayn, ale Niall szybko mu przerwał.
- cudownie-krzyknął Niall. Zmarszczyłam brwi.
-czemu? -zapytałam zdziwiona jego reakcją.
-no, bo wiesz wszystkie fanki i w ogóle ludzie, lubią nas z góry za to ze ładnie śpiewamy, a ty będziesz mogła nas polubić znasz charakter, a nie za to, że jesteśmy sławni - powiedział żywo gestykulując - no to poprostu cudownie- zaśmiał sie i był to tak uroczy dźwięk, że od razu do niego dołączyłam. Uśmiech nie schodził z jego twarzy chyba nigdy. Nagle podszedł do mnie i uwięził mnie w niedźwiedzim uścisku. Na początku byłam tak zdziwiona, że go nie odwzajemniłam, ale kiedy dłużej mnie trzymał również go ścisnełam.
- Zayn powiedz ze możemy ją zatrzymać. Jest taka słodka - powiedział dziecięcym błagającym głosem i odwrócił się do mulata nadal mocno mnie trzymając. Boże naprawdę jest jak dziecko. Znowu się zaśmiałam, a kiedy Niall do mnie dołączył, stwierdziłam, że chyba go polubię. Był taki pozytywny i pełny energii. Nie to co Pan Obrażalski po 10 minutach w moim towarzystwie.
Zayn zaśmiał się głośno, ale potem szybko spoważniał.
-dobra, zostaje - powiedział konspiracyjnym szeptem nachylając się do ucha Niall'a- od dzisiaj będzie naszą osobistą maskotką
-i przyjaciółka - dodał Niall takim samym tonem. Odepchnęłam go od siebie i spojrzałam na ich obu. Mieli na ustach głupie uśmiechy i tylko siłą pozostawiłam nienaruszonym wyraz twarzy.
-czyli moje zdanie już się tu nie liczy? - zapytałam. Spojrzeli na sibie i potem znów na mnie po patrzyli.
-nie- odpowiedzieli jednogłośnie, a potem wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Jezu oni byli rozbrajający.
***
Kiedy drzwi się otworzyły byłam pomiędzy przełykaniem zawartości swoich ust, a uduszeniem się ze śmiechu, ale od razu spowarzniałam. Mina Harry'ego mówiła wszystko, bo prawie czułam niewidzialne noże którymi zabijał mnie w swojej głowie. Zayn, który siedział tyłem do drzwi i -jak zdarzyłam się zorientować- był tym mądrzejszym z dwójki moich opiekunów też spoważnial i dał Niall'owi mało delikatnego kuksańca w żebra żeby ten się zamknął.
- i jak? - zapytałam po chili ciszy, bo chyba nikt nie chciał odezwać się pierwszy. Harry warknął.
Ja się tylko pytam!?
-jezu pieprzony Boże na kogo ja trafił...- zaczął, ale brazowooki brunet - Liam jak powiedział mi Niall - przerwał mu nie zwracając na to uwagi.
-na razie musisz z nami pojechać do Londynu. Tam spotkamy się z naszym managerem- powiedział lekko się do mnie uśmiechając, ale było coś w tym uśmiechu co nie pozwoliło mi się uspokoić
- oh - westchnąłem tylko i -oh
- będzie dobrze. Wyciągnął nas już z nie jednego guwna- Zayn poklepał mnie po ręce na pocieszenie, ale jakoś mi to nie pomogło.
To nie mogło być tak proste.
-gdzie haczyk? - zapytałam prostując się na krześle. Cassy mówiła, że to wręcz niewykonalne, a nie sadze, że on jako członek zespołu może dostać zakaz wstępu do tego kraju. Nie byłam głupia, a oni zdecydowanie mnie za taka uważali. Liam uniósł brew i zmierzył mnie wzrokiem, ale odpowiedział.
- będziesz musiała podpisać kilka dokumentów i -zawachał się.
-i udawać moją żonę przez następny rok - dokończył za niego Harry. Jego głos był wręcz oskarzycielski i wiedziałam, że nie tylko ja nie ciesze się z tej sytuacji.
Kurwa.
Cudownie.
Przełknełam głośno slinę i utkwiłam wzrok w misce płatków które przed chwila jadłam.
Nie jest dobrze.
- kiedy wyjeżdżamy? - zapytałam odsuwając od siebie jedzenie.
-około 23 mamy pojawić się na lotnisku do tego czasu masz być spakowana i przetransportować rzeczy tutaj. O 22 wyjeżdżamy z hotelu. Najlepiej będzie jak przyjedziesz tu od razu jak się spakujesz - poinformował mnie Liam.
Eheam!
A może ktoś spytał by mnie o zdanie?
Odkaszlenełam żeby zapobiec guli tworzącej się w moim gardle.
- ja hmmm ... ja wracam dopiero za dwa dni więc możmy przesunąć to spotkanie albo...
-nikogo to kurwa nie obchodzi i tak marbujemy swój wolny czas żeby pojechać na to spotkanie i podpisać te głupią umowę wiec ty możesz poświęcić wakacje- krzyknął Harry. Boże co z nim nie tak. Chyba mu się popierdoliło w głowie id tej kasy
- przypominam ci, że do "małżeństwa"- zrobiłam w powietrzu cudzysłów żeby podkreślić swoje słowa - trzeba dwójki ludzi wiec może się troszeczkę opanuj.
- ja pierdole która część zdania "to twoja wina" do ciebie nie dociera- westchnął nerwowo. Otworzyłam szerzej oczy.
Czy on jest pojebany?
- oboje byliście pijani i wina jest po obu stronach- powiedział cicho Niall i o kurwa nareszcie ktoś kto normalnie myśli. Spojrzałam na Niall'a z małym uśmiechem. Ale raraz mina mi zrzedła.
- taa jasne reraz wciska nam taki kit. I jeszcze to, że nas nie zna. Mieszka w Londynie, to wręcz niemożliwe. Pewnie zrobiła to tylko dla kasy bo kto nie chciałby rok mieszkać u mnie i udawać moją żonę. Kasa, Niall, kasa- powiedział pogardą.
Że co przepraszam?
Nie dam się tak traktować. Co on sobie kurwa myśli?!
Z natury jestem łagodną osoba, ale nie kiedy ktoś był poprostu bezczelny.
Wstałam gwałtownie, podeszłam do niego patrząc na niego wściekle i wymierzyłam mu siarczysty policzek. W pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza.
- jeszcze nigdy w życiu nie widziałam takiego kutasa jak ty- syknęłam po chwili i przepchnęłam się obok trzymającego się za twarz Harry'ego po swoją torebkę, a kiedy już ją wziąłam założyłam buty i wyszłam z apartamentu głośno trzaskajac drzwiami. Jeszcze nikt mnie tak nie potraktował. Co to miało kurwa być? Zna mnie pieprzone 10 minut, a już zdarzył wyrobić sobie o mnie tak złe zdanie. No poprostu kurwa nie wytrzymam. Westchnęłam głośno i nacisnęłam przycisk przywołujący windę. Przyjechała pusta i na nieszczęście leciała tam ta mega wkurwiajaca muzyka.
Ale spokojnie (t.i).
Wzięłam trzy głębokie wydechy i na parterze wysiadłam z windy. Chciałam jak najszybciej wyjść z tego miejsca i zapomnieć. Dyskretnie rozejrzałam się czy nikt za mną nie idzie, ale chyba dali mi spokój. Miałam taką nadzieję. Swoją drogą hall był naprawdę wielki. Przeważały tu jasne kolory, a nad marmurowa recepcją na ścianie wisiał wielki złoty napis.
HILTON LAS VEGAS
No tak, czego ja miałam się spodziewać po takich ludziach. Mieli kasy jak lodu i mogli zatrzymać się w jakim tylko chcieli hotelu. Mój wyglądał przy tym jak przytułek dla bezdomnych. Unikając pogardliwego spojrzenia recepcjonistki, która pewnie miała już w zanadrzu kilka komentarzy na mój temat podreptałam do wyjścia. Wyglądający nieco sympatycznej kamerdyner otwierał mi już drzwi kiedy usłyszałam kobiecy krzyk.
-stop! - natychmiast się zatrzymałm i odwróciłam. Jasno włosa recepcjionistka biegła w moją stronę- Przepraszam pani emm- spojrzała na kartkę którą trzymała w rękach nieco zmieszana - pani (t.n)?- oczywiście musiała to źle powiedzieć, ale zdarzyłam się do tego przyzwyczaić.
- tak- powiedziałam niepewnie. Na jej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech. Na pewno uważała mnie za dziwkę. Pusta blondyna.
-pan Style's- powiedziała to z waidzialną niechęcią- prosił żeby panią zatrzymać. Już do pani schodzi.
No kurwa.
Niech spierdala.
Na mojej twarzy pojawił się grymas. Co on ode mnie jeszcze chce? Spojrzałam nerwowo w kierunku drzwi za sobą i znowu na nią. O dziwo na jej twarzy pojawił się wyraz zrozumienia.
- przekazać mu od ciebie wiadomość? - zapytała z ironicznym uśmiechem- coś jak: pierdol się?
Uśmiechnęłam się szeroko i czułam, że sprawi jej to ogromną przyjemność. Czyżby złamał jej serce?
- właściwie to tak. Właśnie to.
Zadowolony uśmiech pojawił się na jej twarzy.
- zmykaj zaraz tu będzie-powiedziała i mrugnęła do mnie. Może jednak nie była pustą blondi?
-dzięki - powiedziałam i szybko opuściłam budynek.
Oślepiło mnie wielkie słońce i musiałam zmrużyć na chwilę oczy. Gdzie ja w ogóle jestem?
Ruszyłam powoli wzdłuż ulicy rozglądając się. Mały spacer po Vegas też nie będzie w sumie zły. Ważne rzebym oddaliła się id tego hotelu.
Było mi trochę dziwnie. Jako jedyna miałam na sobie wieczorową sukienkę i prawdopodobnie wyglądałam przy tym jak zombie. Nie chciało mi się wierzyć, że byłam aż tak głupia żeby tyle wypić. Naprawdę nigdy nie urwał mi sie film, a byłam zwolenniczką szalonych imprez. W dodatku to małżeństwo. Co do kurwy. Jeszcze żeby to był ktoś inny, ale nie. Ja musiałam trafić na Harry'ego Pieprzonego Kutasa Styles' a. Za jakie grzechy Panie. Dlaczego takie rzeczy zaw ....
- (t.i)- ktoś przerwał moje rozmyślania- (t.i), stój-odwróciłam się w stronę głosu i oniemiałam. Harry biegł w moją stronę ze ..... zmartwionym wyrazem twarzy!? Teraz zaczął się martwić?
Niech się pieprzy. Przyspieszyłam kroku. Było to może trochę dziecinne, ale miałam to teraz gdzieś.
- no stój - krzyknął gdzieś z bliska na co przyspieszyłam. Po chwili dosłownie biegam co w szpilkach było nie lada wyczynem. Odwróciłam się przez ramię. Był coraz bliżej i chyba znowu robił się wkurzony. I wtedy zobaczyłam mój ratunek. Postój taksówek.
-taxi - krzyknęłam głośno.
- (t.i) stój
Złapałam za klamkę. Ufff jestem urato...
I wtedy Harry wpadł na mnie z wielkim impetem przewracąjac nas oboje na ziemię.