wtorek, 2 grudnia 2014

#17 Harry część 2

-no to nigdzie nie pójdziesz, bo od wczoraj jesteś moją żoną.
Zamarłam. W pierwszej chwili chciałam się roześmiać, bo to absurd. Ja? Jego żoną? Kiedy znam go od wczoraj? Ale wtedy moje oczy spotkały jego i wcale nie było mi już do śmiechu. On był śmiertelne poważny.
-powiedz, że to jakiś kiepski żart- powiedziałam cicho.
-chciałbym-odpowiedział równie cicho, bo sam był tym niesamowicie zdziwiony-patrz-wyciągnął do mnie pogięty papier, który trzymał. Wizięłam go dążycymi rękami i zaczęłam czytać.
Akt małżeński.
Były tam wszystkie moje i jego dane, nasze podpisy oraz podpis jakiegoś faceta który nam to wydał. 
W mojej głowie szalał jakiś huragan. Najpierw obudziłam się obok nieznanego mi chłopaka, a później okazuje się, że jestem jego żoną. To musiał być jakiś pieprzony żart. Nagle moje życie zmienia się w głupi film o miłości?
Nie.
(T.i) spokojnie.
Usiadła na łóżku obok niego i znów patrzyłam na papier.
Co ja mówie jakie kurwa spokojnie. Przecież to jest jakaś masakra. Jak ja ... co ja... to  nie to jest po prostu nie możliwe. Chyba naprawdę zaczęłam bardzo panikowac bo po chwili poczułam jego rękę na moim ramieniu.
-będzie spoko-powiedział, ale nie brzmiał jakby naprawdę miało tak być-wszystko da się odkręcić.
-yhym-mruknelam. Harry wstał i wziął swój telefon z szafki obok łóżka, a potem wybrał numer. Ktoś do kogo dzwonił odebrał po kilku sygnałach
-Liam?-zapytał- tak, tak wiem, że juz po śniadaniu ....Tak mamusiu... kurwa Li skup się. Przyjdź do mojego pokoju. ..... bo naprawdę potrzebuje twojej pomocy-powiedział i popatrzył na mnie-okej to czekamy-rozłączył się czybko nie czekając na reakcje. Zgiełam nogi w kolanach i przyciagnelam je do klatki piersiowej. Czułam się naprawdę dziwnie w tej sytuacji. Nigdy wcześniej mi się coś takiego nie zdarzyło i nie widziałam jak mam się zachować chociaż ten cały Harry był w miarę spokojny. Najwyraźniej chłopak do którego dzwonił potrafi to jakoś odkręcić. Nastała między nami trochę niezreczna cisza, ale nie miałam pojęcia co mogłabym powiedzieć więc po prostu siedziałam cicho.
-no ...to ten-zaczął Harry i odniosłam wrażenie, że jest bardzo niecierpliwy-jak się nazywasz?
-(t.i)-powiedziałam kiedy nasze spojrzenia się skrzyrzowały. Pokiwal głową.
-oryginalne imię. Skąd jesteś jesteś?
- mieszkam w Londynie-odpowiedziałam szybko, a kiedy uniósł brew zaczęłam tłumaczyć dalej- urodziłam się w Polsce i po maturze przyjechałam tam na studia.
-co studiujesz? -zapytał od razu.
- emm lingwistyke.
Uśmiechnął się i znów miał coś powiedzieć, ale wtedy do pokoju (przez drzwi które myslalam, że sa szafą) wtargnęło czterech rozwrzeszczanych chłopaków. Dwóch brunetow, szatyn i blondyn. I dosłownie wtargnęło, bo każdy z nich chciał wejść pierwszy i wyszło na to, że leżeli na sobie w drzwiach. Zachichotałam cicho i ich oczy od razu powędrowały na mnie. Ich wrzawa umilkła, a oni sami wstali ustawiając się przed łóżkiem patrząc to na mnie to na Harry'ego to wymieniając między sobą zdziwione spojrzenia. W końcu nie wysoki brunet z kilkudniowym zarostem i ciepłymi brązowymi oczami na stale spojrzał na Harry'ego.
-wiec co ode mnie chciałeś?-zapytał, a jego głos był dziwnie wysoki i miły do jego męskiego wyglądu. Harry wstał i popatrzył na niego ze skrucha co było dość ciekawą odmianą w jego zachowaniu.
-tylko na mnie nie krzyczy-westchnął. Brunet przewrócił oczami i skrzyżował ręce na piersi co uwydatnilo jego mięśnie. Loczek odwrócil się do mnie i wystawił rękę, a ja dopiero po chwili zrozumiałam, że chce żebym dała mu papier. Zrobiłam to, a on przekazał go chłopakowi. Patrzył na niego chwilę, a jego ręce zaczęły się trzasc. Wyglądał jakby miał za chwilę wybuchnąć. Zamknął oczy, wziął kilka głębokich wydechowy i podał akt blondynowi po jego lewej stronie. Pozostała dwójka zaniepokojona zachowaniem bruneta stanęła za blondynem i również przeskanowała papier wzrokiem.
- Harry-jęknął drugi brunet. Był nieco niższy od reszty. Jego włosy były jednym wielkim bałaganem, ale to chyba było specjalnie. Miał bardzo wyraźne kości policzkowe, ale nie wydawał się jakiś chorobliwie chudy dzieki złocistej skórze. Jego oczy były szaroniebieskie i chyba przyglądałam mu się trochę za długo, bo on też zaczął to robić. Natychmiast odwróciłam wzrok. Wiedziałam, że teraz cała piątka najzwyczajniej się na mnie gapi. Lubiłam być w centrum uwagi, ale to trochę mnie krepowalo. Chrzaknelam i popatrzylam na Harry.
-co możemy zrobić? -zapytałam. Mój głos był trochę za ostry więc chłopak otrzasnal się dziwnie i spojrzał na bruneta nr 1 podnosząc brwi. Po dłuższej chwili podczas której nadal nikt nie odrywał ode mnie wzroku w końcu się odezwał.
-Boże Harry-powiedział i niego spojrzał. Jak na zawołanie reszta też oderwala ode mnie wzrok
Uffff
- czemu zawsze musisz w pakować się w jakieś guwno?! Nie znam się na prawie w stanach, ale z tego co wiem to nie będzie łatwe. Po pierwsze musem zadzwonić do Paula. Na studiach miał prawo. Jezu. ..- przestałam go słuchać, bo nareszcie miałam jakiś pomyśl. Cassidy studiuje prawo międzynarodowe. Musiałam do niej zadzwonić. Teraz, tyle, że mój telefon na pewno był rozładowany.
-mogę pożyczyć twój telefon?-zapytałam Harry'ego totalnie ignorujac to co mówią. Znowu zamilkli i znowu na mnie patrzyli. Rzaden z nich nawet nie drgnął.
-moja przyjaciółka studiuje prawo międzynarodowe-wyjaśniłam znów trochę za ostro, ale naprawdę zaczynali mnie denerwować. Harry bez słowa podał mi swój telefon. Wbiłam numer Cass i modlilam się żeby odebrała.
-halo?-usłyszałam kiedy już miałam zrezygnować.
-Marcie? Jezu jak dobrze, że odebrałas-wykrzyknęłam.
-(t.i)? Gdzie ty jesteś wiesz jak się o ciebie martwimy!-powiedziała blondynka. 
-spokojnie wszystko ze mną ... okej-zawachałam się i popatrzyłam na chłopaków-Marcie posłuchaj mnie uważnie. Daj mi Cass do telefonu szybko.
Marcie nie była głupia i znała mnie na wylot. Wiedziała, że coś jest nie tak i nie zadawała pytań. Usłyszałam szybki tupot jej stup, a potem otwieranie drzwi. Zduszony jęk, a potem w końcu ją usłyszałam.
-(t.i)?-zapytała Cassy trochę zaspanym głosem.
-tak-westchnęłam zdenerwowana-Cassidy błagam skup się teraz.
-okej okej. Co się stało?
-daj na głośnomówiący- wyszeptał Liam. Pokiwilam głową i włączyłam funkcje.
-wiec.... czysto hipotetycznie. Złożmy, że wzięłam wczoraj po pijaku ślub z chłopakiem którego w ogóle nie znam ani nic. Mam akt małżeństwa i w ogóle. Jakie mam szansę na unieważnienia tego. No bo wiesz jednak byłam pijana i ....
- w co ty się kurwa wpakowalas?!-krzyknęła i zaczęła się na mnie wydzierać.
Jezusie. ..
-Cass mów co mogę zrobić do cholery?!- krzyknęłam przegrywając jej wrzaski. Usłyszałam kilka głębokich wdechów.
-okej sory-westchnęła - wybrałaś sobie najgorsze państwo na ziemi do takiej wpadki. W stanach prawo jest trochę inne niż u nas.-wszyscy słuchali jej z zapartym tchem nachylając się do telefonu żeby nie stracić ani jednego słowa- tutaj wzięcie ślubu jest jak umowa z mafią. Przez pierwszy rok przychodzi do was ktoś od nich kto sprawdza wasze życia małżeńskie. Od seksu do tego jakie są wasze śmieci. Z reguły do niczego się nie przypieprzają, ale kiedy nie jest okej macie problem. Każdy z małżonków zostaje o tym powiadomiony, ale wy pewnie nie pamiętacie. Więc kiedy człowiek od niech coś podejrzewa to mąż idzie na pięć lat do więzienia, a żona płaci odszkodowanie w wysokości ok.4 000 $. Staranie się o rozwód przy pierwszym roku to jak samobójstwo.
Chyba zrobiło mi się ciemno przed oczami. Rozłożyłam lekko nogi i włożyłam pomiędzy nie głowę ciężko oddychając. To jest jakiś pieprzony koszmar.
-ale my tu nie mieszkamy-powiedziałam słabo.
-wtedy zostajecie depertowani i nigdy już nie możecie tu wracać.
Spokojnie.
Spokojnie.
Spok.. kurwa.
To już koniec.
-nie ma żadnych szans na unieważnienia. Takich. ..bezpiecznych? -zapytał brunet nr 1.
-jedyne co możecie zrobić to sprawdzić czy dokument jest poprawny- odpowiedziała i to dodało mi jakby nowych sił. Wyrwałam papier z rąk blondyna i prześledziłam wszystkie swoje dane. Imie i nazwisko były bezbłędnie data i miejsce urodzenia też. W kącik ach moich oczu pojawiły się łzy i pokiwałam głową na nie. Jezu to nie może dziwić się naprawdę.
Harry wyrwał mi akt z ręki i sam zaczął śledzić na nim swoje dane. W końcu zamknął oczy i odetchnął głęboko.
-wszystko prawidłowo
To chyba najgorszy dzień mojego życia. Naprawdę. Dopiero się zaczął, a ja już mam dość. Zamknęłam mokre już oczy, a dłonie zacisnełam w pięści na kolanach. Teraz policze od 10 do 0, a kiedy otworze oczy po prostu obudze się w swoim łóżku w Londynie. Spokojnie. Oddychaj.
10..9..8..7..6..5..4..3..2..1..0
Otworzyłam powoli oczy, ale dalej było tak samo. Harry i reszta stali nade mną o coś się kłucąc. Wpadłam w jeszcze większą historię i zaczęłam głośno płakać. To było naprawdę żałosne i wcale nie poprawiło sytuacji. Loczek co chwila rzucał mi rozwścieczone spojrzenia. Czułam jak atmosfera w pokoju gestnieje z każdą sekunda. Ktoś w końcu musiał wybuchnac.
-zamknij się-wrzasnął prosto w moja twarz-myślisz, że swoim płaczem w czymś nam pomagasz. Okej ja też jestem zdenerwowany, ale nie rycze jakbym miał pięć lat. Ugarnij swoja d..
-teraz to ty się zamknij Harry- powiedział któryś z nich, ale nie byłam pewna który. Harry od razu się ode mnie odsunal i spojrzał na chłopaka-to, że się na niej wyzyjesz w niczym nam nie pomoże-powiedział szatyn z naprawdę śliczną miedziana skórą.
Brunet patrzył na niego z mina mordercy.
-od kiedy z ciebie taki obrońca-prychnął. Mulat już miał odpowiedzieć coś równie niemiłego kiedy wszedł pomiędzy nich ten wyższy brunet. Odniosłam wrażenie, że to on tu jest tym odpowiedzialnym.
-dość-powiedział ostro rozkładając ręce jakby chciał ich od siebie oddzielić-niall, zayn weźcie ją do salonu. Jak coś ustalimy to do was przyjedziemy.
Każdy z nich kiwnal głową, a potem znowu na zaczęli intensywnie na mnie patrzeć. Trwało to krótka chwilę, ale w końcu blondyn podszedł do mnie powoli i wystawił rękę. Nie był jakiś niesamowity, ale tylko na pierwszy rzut oka. Był mniej więcej wzrostu brazowookiego bruneta. Miał owalną twarz i farbowane blond włosy z brązowymi odrostami co naprawdę nie wyglądało źle.
Ale to jego oczy nadawały mu wyjątkowości. Miał najbardziej niebieskie tęczówki jakie kiedykolwiek widziałam. Koloru oceanu na Florydzie albo nieba w słoneczny dzień. Nie było w nich ani odrobiny zimna czy wrogości. Jedno spojrzenie prześwietlało twoją duszę na wylot.
-nie płacz-powiedział i podszedł jeszcze bliżej kucając przy moich kolanach, ale nadal mnie nie dotykając. Miał bardzo ładny głos z irlandzkim akcenten. Nie mogłam go zaliczyć do jakiejś grupy czy jakoś go opisać. Był poprostu inny, ale ładny- pójdziesz z nami do salonu?
Był taki delikatny i miły. Już cieszyłam się, że mam iść właśnie z nim. Złapałam za jego wyciągniętą rękę i wstałam. Jego twarz rozświetlił naprawdę piękny uśmiech i jie mogłam nke odpowiedzieć mu skromną repliką. Pociągnął mnie za sobą do drzwi którymi weszli i znaleźliśmy się w przestronnym salonie z aneksem kuchennym oddzielnym od niego wysokim blatem, tak samo jak w sypialni królowały tam biele. Miał aż tak duży pokój na jedną osobę? Z kuchnią? Kiedy ma śniadanie? Postanowiłam tego nie komentować.
- jesteś głodna? -zapytał nagle blondyn kiedy znalazł się przy lodówce.
- um ja..- tak naprawdę trochę byłam.
-Niall, Jezu jesteś taki beznadziejny-powiedział głos za nami. Odwróciłam się. Mulat właśnie zamykał drzwi i szedł w naszym kierunku- może ona ma jakieś inne potrzeby hmmm? Coś innego niż tylko jedzenie.
-marudzisz zayn-rzachnal się i zrobił nadonsana minę-tak poza tym ona chyba ma imię? prawda? Nie ładnie tak mówić. Gdzie twoje dobre maniery?
-zjadłeś je-westchnął i udał, że wyciera łze spod oka. Zachichitałam cichutko, a oni ciepło się usmiechneli.
-no widzisz jaka ładna jesteś jak się usmiechasz- powiedział Niall? Chyba tak się nazywał ten blondyn? Ciepło rozlało się po moim sercu, a szerszy uśmiech wkroczył na moje usta. To było miłe-no to jak się nazywasz?
-jestem (t.i), a wy to ... Niall?  i ... hmmm.. Zayn? Tak?- uniesli brwi i spojrzeli na siebie dziwnie. Przewróciłam oczami-tak, nie znałam waszych imion. Okej, macie spoko piosenki, ale nigdy nie zgłębiałam się w waszej historii. Przepraszam.
- nie to nie tak ze to źle to po prostu. ..-zaczął Zayn, ale Niall szybko mu przerwał.
- cudownie-krzyknął Niall. Zmarszczyłam brwi.
-czemu? -zapytałam zdziwiona jego reakcją.
-no, bo wiesz wszystkie fanki i w ogóle ludzie, lubią nas z góry za to ze ładnie śpiewamy, a ty będziesz mogła nas polubić znasz charakter, a nie za to, że jesteśmy sławni - powiedział żywo gestykulując - no to poprostu cudownie- zaśmiał sie i był to tak uroczy dźwięk, że od razu do niego dołączyłam. Uśmiech nie schodził z jego twarzy chyba nigdy. Nagle podszedł do mnie i uwięził mnie w niedźwiedzim uścisku. Na początku byłam tak zdziwiona, że go nie odwzajemniłam, ale kiedy dłużej mnie trzymał również go ścisnełam.
- Zayn powiedz ze możemy ją zatrzymać. Jest taka słodka - powiedział dziecięcym błagającym głosem i odwrócił się do mulata nadal mocno mnie trzymając. Boże naprawdę jest jak dziecko. Znowu się zaśmiałam, a kiedy Niall do mnie dołączył,  stwierdziłam, że chyba go polubię. Był taki pozytywny i pełny energii. Nie to co Pan Obrażalski po 10 minutach w moim towarzystwie.
Zayn zaśmiał się głośno, ale potem szybko spoważniał.
-dobra, zostaje - powiedział konspiracyjnym szeptem nachylając się do ucha Niall'a- od dzisiaj będzie naszą osobistą maskotką
-i przyjaciółka - dodał Niall takim samym tonem. Odepchnęłam go od siebie i spojrzałam na ich obu. Mieli na ustach głupie uśmiechy i tylko siłą pozostawiłam nienaruszonym wyraz twarzy.
-czyli moje zdanie już się tu nie liczy? - zapytałam. Spojrzeli na sibie i potem znów na mnie po patrzyli.
-nie- odpowiedzieli jednogłośnie, a potem wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Jezu oni byli rozbrajający.

***
Kiedy drzwi się otworzyły byłam pomiędzy przełykaniem zawartości swoich ust, a uduszeniem się ze śmiechu, ale od razu spowarzniałam. Mina Harry'ego mówiła wszystko, bo prawie czułam niewidzialne noże którymi zabijał mnie w swojej głowie. Zayn, który siedział tyłem do drzwi i -jak zdarzyłam się zorientować- był tym mądrzejszym z dwójki moich opiekunów też spoważnial i dał Niall'owi mało delikatnego kuksańca w żebra żeby ten się zamknął.
- i jak? - zapytałam po chili ciszy, bo chyba nikt nie chciał odezwać się pierwszy. Harry warknął.
Ja się tylko pytam!?
-jezu pieprzony Boże na kogo ja trafił...- zaczął, ale brazowooki brunet - Liam jak powiedział mi Niall - przerwał mu nie zwracając na to uwagi.
-na razie musisz z nami pojechać do Londynu. Tam spotkamy się z naszym managerem- powiedział lekko się do mnie uśmiechając, ale było coś w tym uśmiechu co nie pozwoliło mi się uspokoić
- oh - westchnąłem tylko i -oh
- będzie dobrze. Wyciągnął nas już z nie jednego guwna- Zayn poklepał mnie po ręce na pocieszenie, ale jakoś mi to nie pomogło.
To nie mogło być tak proste.
-gdzie haczyk? - zapytałam prostując się na krześle. Cassy mówiła, że to wręcz niewykonalne, a nie sadze, że on jako członek zespołu może dostać zakaz wstępu do tego kraju. Nie byłam głupia, a oni zdecydowanie mnie za taka uważali. Liam uniósł brew i zmierzył mnie wzrokiem, ale odpowiedział.
- będziesz musiała podpisać kilka dokumentów i -zawachał się.
-i udawać moją żonę przez następny rok - dokończył za niego Harry. Jego głos był wręcz oskarzycielski i wiedziałam, że nie tylko ja nie ciesze się z tej sytuacji.
Kurwa.
Cudownie.
Przełknełam głośno slinę i utkwiłam wzrok w misce płatków które przed chwila jadłam.
Nie jest dobrze.
- kiedy wyjeżdżamy? - zapytałam odsuwając od siebie jedzenie.
-około 23 mamy pojawić się na lotnisku do tego czasu masz być spakowana i przetransportować rzeczy tutaj. O 22 wyjeżdżamy z hotelu. Najlepiej będzie jak przyjedziesz tu od razu jak się spakujesz - poinformował mnie Liam.
Eheam!
A może ktoś spytał by mnie o zdanie?
Odkaszlenełam żeby zapobiec guli tworzącej się w moim gardle.
- ja hmmm ... ja wracam dopiero za dwa dni więc możmy przesunąć to spotkanie albo...
-nikogo to kurwa nie obchodzi i tak marbujemy swój wolny czas żeby pojechać na to spotkanie i podpisać te głupią umowę wiec ty możesz poświęcić wakacje- krzyknął Harry. Boże co z nim nie tak. Chyba mu się popierdoliło w głowie id tej kasy
- przypominam ci, że do "małżeństwa"- zrobiłam w powietrzu cudzysłów żeby podkreślić swoje słowa - trzeba dwójki ludzi wiec może się troszeczkę opanuj.
- ja pierdole która część zdania "to twoja wina" do ciebie nie dociera- westchnął nerwowo. Otworzyłam szerzej oczy.
Czy on jest pojebany?
- oboje byliście pijani i wina jest po obu stronach- powiedział cicho Niall i o kurwa nareszcie ktoś kto normalnie myśli. Spojrzałam na Niall'a z małym uśmiechem. Ale raraz mina mi zrzedła.
- taa jasne reraz wciska nam taki kit. I jeszcze to, że nas nie zna. Mieszka w Londynie, to wręcz niemożliwe. Pewnie zrobiła to tylko dla kasy bo kto nie chciałby rok mieszkać u mnie i udawać moją żonę. Kasa, Niall, kasa- powiedział pogardą.
Że co przepraszam?
Nie dam się tak traktować. Co on sobie kurwa myśli?!
Z natury jestem łagodną osoba, ale nie kiedy ktoś był poprostu bezczelny.
Wstałam gwałtownie, podeszłam do niego patrząc na niego wściekle i wymierzyłam mu siarczysty policzek. W pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza.
- jeszcze nigdy w życiu nie widziałam takiego kutasa jak ty- syknęłam po chwili i przepchnęłam się obok trzymającego się za twarz Harry'ego po swoją torebkę, a kiedy już ją wziąłam założyłam buty i wyszłam z apartamentu głośno trzaskajac drzwiami. Jeszcze nikt mnie tak nie potraktował. Co to miało kurwa być? Zna mnie pieprzone 10 minut, a już zdarzył wyrobić sobie o mnie tak złe zdanie. No poprostu kurwa nie wytrzymam. Westchnęłam głośno i nacisnęłam przycisk przywołujący windę. Przyjechała pusta i na nieszczęście leciała tam ta mega wkurwiajaca muzyka.
Ale spokojnie (t.i).
Wzięłam trzy głębokie wydechy i na parterze wysiadłam z windy. Chciałam jak najszybciej wyjść z tego miejsca i zapomnieć. Dyskretnie rozejrzałam się czy nikt za mną nie idzie, ale chyba dali mi spokój. Miałam taką nadzieję.  Swoją drogą hall był naprawdę wielki. Przeważały tu jasne kolory, a nad marmurowa recepcją na ścianie wisiał wielki złoty napis.

            HILTON LAS VEGAS

No tak, czego ja miałam się spodziewać po takich ludziach. Mieli kasy jak lodu i mogli zatrzymać się w jakim tylko chcieli hotelu. Mój wyglądał przy tym jak przytułek dla bezdomnych. Unikając pogardliwego spojrzenia recepcjonistki, która pewnie miała już w zanadrzu kilka komentarzy na mój temat podreptałam do wyjścia. Wyglądający nieco sympatycznej kamerdyner otwierał mi już drzwi kiedy usłyszałam kobiecy krzyk.
-stop! - natychmiast się zatrzymałm i odwróciłam. Jasno włosa recepcjionistka biegła w moją stronę- Przepraszam pani emm- spojrzała na kartkę którą trzymała w rękach nieco zmieszana - pani (t.n)?- oczywiście musiała to źle powiedzieć, ale zdarzyłam się do tego przyzwyczaić.
- tak- powiedziałam niepewnie. Na jej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech. Na pewno uważała mnie za dziwkę. Pusta blondyna.
-pan Style's- powiedziała to z waidzialną niechęcią- prosił żeby panią zatrzymać. Już do pani schodzi.
No kurwa.
Niech spierdala.
Na mojej twarzy pojawił się grymas. Co on ode mnie jeszcze chce? Spojrzałam nerwowo w kierunku drzwi za sobą i znowu na nią. O dziwo na jej twarzy pojawił się wyraz zrozumienia.
- przekazać mu od ciebie wiadomość? - zapytała z ironicznym uśmiechem- coś jak: pierdol się?
Uśmiechnęłam się szeroko i czułam, że sprawi jej to ogromną przyjemność. Czyżby złamał jej serce? 
- właściwie to tak. Właśnie to.
Zadowolony uśmiech pojawił się na jej twarzy.
- zmykaj zaraz tu będzie-powiedziała i mrugnęła do mnie. Może jednak nie była pustą blondi?
-dzięki - powiedziałam i szybko opuściłam budynek.
Oślepiło mnie wielkie słońce i musiałam zmrużyć na chwilę oczy. Gdzie ja w ogóle jestem?
Ruszyłam powoli wzdłuż ulicy rozglądając się. Mały spacer po Vegas też nie będzie w sumie zły. Ważne rzebym oddaliła się id tego hotelu.
Było mi trochę dziwnie. Jako jedyna miałam na sobie wieczorową sukienkę i prawdopodobnie wyglądałam przy tym jak zombie. Nie chciało mi się wierzyć, że byłam aż tak głupia żeby tyle wypić. Naprawdę nigdy nie urwał mi sie film, a byłam zwolenniczką szalonych imprez. W dodatku to małżeństwo. Co do kurwy. Jeszcze żeby to był ktoś inny, ale nie. Ja musiałam trafić na Harry'ego Pieprzonego Kutasa Styles' a. Za jakie grzechy Panie. Dlaczego takie rzeczy zaw ....
- (t.i)- ktoś przerwał moje rozmyślania- (t.i), stój-odwróciłam się w stronę głosu i oniemiałam. Harry biegł w moją stronę ze ..... zmartwionym wyrazem twarzy!? Teraz zaczął się martwić?
Niech się pieprzy. Przyspieszyłam kroku. Było to może trochę dziecinne, ale miałam to teraz gdzieś.
- no stój - krzyknął gdzieś z bliska na co przyspieszyłam. Po chwili dosłownie biegam co w szpilkach było nie lada wyczynem. Odwróciłam się przez ramię. Był coraz bliżej i chyba znowu robił się wkurzony. I wtedy zobaczyłam mój ratunek. Postój taksówek.
-taxi - krzyknęłam głośno.
- (t.i) stój
Złapałam za klamkę. Ufff jestem urato...
I wtedy Harry wpadł na mnie z wielkim impetem przewracąjac nas oboje na ziemię.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Premiera FOUR

Tak wiec jako, że nasi cudowni chłopcy wydali kolejna płytę chciałam się pochwalić, że już ją mam. I tak w wersji deluxe. Jest po prostu .... tak świetna, że brak mi słów. Naprawdę ♥♥♥.
Mam zaczętych już kilka imaginow one shota o Harry'm i kilkocześciowego o Louis'ie. I naprawdę ogromną nadzieję, że ktoś skomentuje moje wysiłki. Chce wiedzieć czy komuś się podoba, a może ma dla mnie jakieś rady jeśli nie. Pozdrawiam gorąco.
Gosia ;)
+ dodaje zdjęcie mojej płyty

sobota, 8 listopada 2014

#16 Harry część 1

Las Vegas. Nevada. Przeczytałam napis na tablicy elektrycznej i podałam stewardessie bilet. Ja, Cassidy i Marcie, i 3 najlepsze dni mojego życia których pewnie nie zapamiętam, ale za bardzo mi to nie przeszkadza. Liczy się tylko dobra zabawa. Zajęłam miejsce przy oknie i zapiełam pasy.
-Boże dziewczyny- pisneła ze szczęścia Cassy.
-już nie mogę się doczekać-odpowiedziałam jej równie radosna.
Marcie która strasznie bała się latać przytakneła tylko głową i jeszcze raz sprawdziła czy pas jest dobrze zapiety. Zaśmiałam się cicho, a potem włożyłam do uszu słuchawki i na najbliższych kilka godzin odpłynełam. Może nie bałam się lotów, ale na pewno mnie męczył. Ten wyjazd tak naprawdę był moim pomysłem. Cassidy niedawno zerwała z chłopakiem, a ja nie mogłam znaleźć pracy już miesiąc (oczywiście miałam oszczędności bo z czego bym żyła, ale jednak) tak poza tym każda z nas miała naprawdę dość londyńskiej ponurej pogody. Więc kiedy Marcie pracująca w biurze wycieczkowym znalazła 3 wolne miejsca w samolocie właśnie tutaj wystarczyły 3 sekundy żebyśmy zgodnie powiedział "TAK". Były po dużo niższej cenie, a dodając do tego jej zniżkę dle pracowników wyszło nam prawie za darmo. No więc lecimy. I cholernie mnie to cieszy.

Musiałam zasnąć, bo jakiś czas później  obudziła mnie Cassidy.
-już jesteśmy?- zapytałam i rozejrzałam się po samolocie. Reszta pasażerów spała, udawała albo przynajmniej próbowała spać.
-nie, ale widać już Vegas popatrz-powiedziała pokazując mi widok za oknem. Z ciemności wyłanialo się miasto które nigdy nie śpi. Biła od niego łuna kolorowego światła. To było naprawdę cudowne. Wzięłam głośniej powietrza - niesamowite? Nie?
Pomachałam tylko głową. To tu mam spędzić najniższe 3 dni. Lepiej być nie mogło. Kiedy już miałam zacząć narzekać na to kiedy wylądujemy z głośników dobiegł mnie głos stewardssy.
-Proszę o zapięcie pasów i przygotowanie się do lądowania. W Las Vegas jest 20:07 i 29° celciusza. Dziękujemy za skorzystanie z naszych linii lotniczych i życzymy miłego pobytu- powiedziała opanowanym i profesjonalnym tonem. Byłam taka podniecona że w  końcu jesteśmy. Szybko przeszłyśmy odprawę i poszłyśmy po walizki. Przed lotniskiem złapałyśmy taxi i zanim zdążyłam się obejrzeć, a byłysmy w naszyn hotelu. Boy wziął od nas walizki i zaprowadził do pokoju na najwyższym poziomie. Był urządzony z klasą i zachowany w jasnych kolorach. Oniemiałe rozglądałyśmy się po nim, a kiedy każda wybrała sobie łóżko zaczęłysmy się przygotowywać do wyjścia na imprezę. Ubrałam klasyczną małą czarną, czrne szpilki i jakąś małą torebkę na drobiazgi. Rozczesalam włosy, poprawiłam makijaż i uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Obcisła sukienka idealnie podkreślala moje piersi i talię. Szpilki wydłużaly nogi. Wyglądałam świetnie. Mam nadzieję.
-(t.i)-zawołała Marcie.
-idę-krzyknęłam i zeszłam do nich. Obie dziewczyny wyglądały zjawiskowo. Marcie miała na sobie granatową sukienkę odcinaną w talii, a Cassidy jasnoróżową, która podkreślała jej jasną karnacje. Obie trzymały w rękach jakieś drinki, a kiedy znalazłam się przy nich sama jednego dostałam.
-to za co pijemy?-zapytałam wesoło.
-za podbój Las Vegas- krzyknęła Cassidy. Zaśmiałyśmy się głośno.
-za podbój Las Vegas-powtórzyłyśmy, przybiłyśmy szklanki, a potem wypiłyśmy na raz. Wódka z colą.
-to w drogę-krzyknęłam. A późniejsze wchodzenie do klubu było ostatnim co zapamiętałam.

Światła klubu, taniec, pocałunki na mojej szyi, taniec, drinki, drinki, drinki i zielone oczy. Takie jak radary. Prześwietlały mnie całą, pozbawiały zdolności mówienia i jasnego myślenia, rozbierały wzrokiem i wprawiały w zakłopotanie. Takie piękne zielone oczy.

Obudziły mnie ostre promienie słońca. Jedyna rzeczą o jakiej mogłam myśleć to to jak bardzo boała mnie głowa, a to światło jeszcze to potęgowało. W tamtej chwili nienawidziłam się za to, że nie zasunełam wczoraj zasłon. Nie chciałam jeszcze wstawać wiec odwróciłam się na lewy bok przyciągając do siebie więcej kołdry. Kiedy tylko za nią pociągnełam ktoś szarpnał w odwrotną stronę żebym ją zostawiła. Nie zdziwiłam się. Któraś z dziewczyn pewnie odprowadzała mnie do łóżka i w nim została. Ale miałam jej naprawdę mało wiec znów za nia pociągnąła.
- Niall dupku zostaw mi tą kołdrę-jęknął zasypany głos. Gwałtownie otworzyłam oczy. Głos zdecydowanie nie należał do żadnej z dziewczyny. Był męski. A w dodatku z tego co wiem to matka na chrzcie nie dała mi Niall. Na przeciwko mnie leżał młody chłopak na oko w moim wieku. Jego włosy były rozrzucone po poduszce na której spał. Do nagiej klatki piersiowej przyciągał kołdrę którą i ja chciałam się odkryć. Nabrałam głośno powietrza i sama nie wiem z jakiego powodu, ale tlen wydostał się z płuc przerażającym i długim krzykiem. Zalarmowany chłopak natychmiast otworzył oczy i był chyba bardziej zaskoczony tym, że się wydzieram niż, że obca dziewczyna jest w jego łóżku.
-zamknij się-krzyknął widoczne mając dosyć, a ja od razu się zamknąłam. Serio? Musiał być tak bezczelny już z rana.
-jak mam się kurwa zamknąć. Co do cholery robisz w moim łóżku?-krzyknęłam wyprowadzona z równowagi. Brunet uniósł brwi.
-jeżeli się nie mylę to jest mój pokój-powiedział i uśmiechnął sie ironicznie. Podniosłam się szybko i rozejrzałam po pokoju. Faktycznie nie był mój. Był podobny, ale nie był mój. Wokół łóżka walały się ubrania. W tym moja sukienka i bielizna. Automatycznie złapałam się za piersi próbując je ukryć. Na szczęście moje długie włosy mi w tym pomogły. Mentalnie uderzyłam się w twarz. Boże co ja robiłam zeszłej nocy? Chłopak zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego wilkiem. Spędziłam z nim jakieś 5 minut, (na trzeźwo) a już go nie lubiłam. Nie wiem jak mógł mi się podobać na tyle żebym poszła z nim wczoraj do łóżka. Najwidoczniej mój gust po pijaku nie był najlepszy. Jęknełam przeciągle znów opadając na poduszkę. A on znów się zaśmiał. Najwidoczniej byłam jakoś niesamowicie zabawna chociaż sama tego nie zauważyłam.
-jeżeli tak jęczałaś wczoraj moje imię to seks musiał być nieziemski-powiedział.
-słucham!?-czy on sobie ze mnie kpi?! Jak on mógł bezwstydnie rzucać takie komentarze. Znów na niego popatrzyłam. Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech i to była kolejna rzecz którą w nim znienawidzilam.
-wyluzuj mała-powiedział ale wcale mnie to nie "wyluzowalo". To była jakaś masakra. Miałam mieć 3 dni świetnej zabawy, a już po pierwszej nocy budzę się .. hmm właściwie sama nie wiem gdzie. Spokojnie (t.i) pomyślałam. Ze wszystkiego jest jakieś wyjście. Rozejrzałam się po pokoju i po lewej od łóżka zauważylam drzwi. Błagałam w myślach żeby to była łazienka.
-emm słuchaj no..-zaciełam się. Tak naprawdę nie wiedziałam nawet jak ma na imię- to jak się nazywasz?
Leżący do tej pory spokojnie brunet zachłysnąl się powietrzem i od razu podniósł patrząc na mnie jak na kosmitkę.
-zgrywasz się?-zapytał tak zdziwiony, że prawie mnie to rozśmieszyło. Prawie.
-no chyba mi nie powiesz ze wiesz jak ja się nazywam?-zapytałam z ironią. Co za dziwny facet.
-oczywiście, że nie-odpowiedział z wrogościa?- ale ty to co innego-przesłyszałam się? Albo jest jakimś zjebanym egoistą który szanuje tylko siebie?
-przepraszam?-zapytałam coraz bardziej na niego wściekła-ale o co ci kurwa chodzi?
Westchnął zirytowany i ścisnął podstawę nosa dwoma palcami.
-dobra postaram ci się to jakoś wyjaśnić-rzucił- One Direction. Mówi ci to coś?
Teraz to ja westchnąłam zirytowana."Oczywiście, że tak idioto" pomyślałam "to jeden z najbardziej znanych zespołów w Anglii". Nie mogłabym o nim nie słyszeć. Znam parę ich piosenek, ale jakoś nigdy nie zagłębiałam się w ich "historię". Tylko po co on mi to mówi.
O kurwa.
Wytrzeszczyłam oczy i zaczęłam mu się przyglądać szukając czegokolwiek co wskazywałoby na to, że jest sławny. "Jest nagi i w dodatku roztrzepany po spaniu" idiotko podsuneła mi moja podświadomość. Na moją reakcję uśmiechnął się złośliwe.
- nie pierdol-powiedziałam będąc w ciężkim szoku. Na moje słowa jego cyniczny uśmiech tylko się poszerzył.
-Harry Styles we własnej osobie- powiedział dość pociagajaco i oparł się na łokciu kładąc przodem do mnie. Pięknie. Gorzej być nie mogło. Nie dość, że budzę się w nie swoim łóżku z obcym facetem to jeszcze rzeczony facet jest sławny.          Kurwakurwakurwa.
-dobrze-zaczęłam- no to ten ... ja chyba będę się już zbierać w takim razie-powiedziałam i odwarzyłam się na niego spojrzeć. Nadal leżał w tej samej pozycji i nadal mi się przyglądał. I miał cholernie piękne zielone oczy.  Chrząknęłam lekko skrępowana- gdzie jest łazienka?
-tam- nie przestając się na mnie patrzeć wskazał ręką drzwi które wcześniej zauważyłam.
-okej-powiedziałam i spuściłam nogi z łóżka. Aha. Tylko jak mam dostać się do łazienki kiedy jestem całkiem naga-mógłbyś na chwilkę nie patrzeć aż przejdę do łazienki?-zapytałam znów się do niego odwracając. Uśmiechnął się i zakrył kołdra głowę. Wtedy szybko wstałam, złapałam swoje rzeczy i jak najszybciej zamknęłam się w łazience. Nie była wcale jakaś niesamowita nie licząc tego, że była naprawdę ogromna. Ciepła podłoga (Bogu dzięki) wyłożona była marmurowymi kafelkami, a ściany pasującymi białymi i złotymi. Miała dużą wannę z jacuzzi i prysznic pod który po znalezieniu ręcznika szybko wskoczyłam. Woda przyjemnie gładziła moje ciało i dała odrobinę odprężenia. Kiedy z niego wyszłam wysuszyłam dokładnie ciało i niestety założyłam wczorajsze ciuchy. Rozczesalam jeszcze włosy i po odblokowaniu zamka wyszłam z zaparowanej łazienki. Harry siedział na brzegu łóżka ubrany w spodnie i wpatrywał się z niedowierzaniem w jakiś pomięty papier. Przeczesał w zdenerwowaniu włosy, ale wcale nie doprowadziło ich to do ładu.
Chrząknełam żeby zwrócić na siebie uwagę. Jego oczy podniosły się na mnie szybko, a jego wzrok był jednocześnie zły i przerażony. Odrobinę mnie to zmartwiło, ale postanowiłam nie wnikać. To nie moja sprawa. Odezwałam się pierwsza.
- no to hmm dzięki za ... prysznic? I nie wiem co za bardzo mówi się  takich sytuacjach wiec po prostu ja już będę szła do domu i ...-jąkałam się, ale przerwał mi.
- nazywasz się (t.i) (t.n)?- zapytał totalnie mnie ignorując, ale coś w jego głosie kazało mi tylko pokiwać głową na tak. Westchnął, popatrzył na papier, a potem znowu na mnie spojrzał.
- no to nigdzie nie pójdziesz, bo od wczoraj jesteś moją żoną.

czwartek, 30 października 2014

#15 Niall

-szybciej-krzyczę do Niall'a mojego chłopaka kiedy we wschodzie słońca jedziemy po pustej autostradzie gdzieś w stanie Floryda. Stoję po środku samochodu wystawiając głowę i ręce przez szyberdach-szybciej, Niall, szybciej-znów krzyczę i wybucham głośnym śmiechem. Chłopak gwałtownie przyspiesza i prawdopodobnie licznik wskazuje 200 kilometrów na godzinę, ale właśnie o to mi chodzi. Chce poczuć tą prędkość. Mam drobne problemy z oddychaniem wiec chowam się do środka. Patrzę w jego stronę i okazuje się, że on też na mnie patrzy. Ma takie cudowne oczy.
-Kocham Cię-mówi jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, a ja zachłystuje się szczęściem. Bo wreszcie ktoś mnie kocha.
-ja ciebie bardziej- odpowiadam bez wahania. Niall robi zniesmaczoną minę, kręci zabawie głową i odwraca głowę spowrotem na drogę. Jest taki piękny myślę. Jego farbowane włosy lśnią kiedy oświeca je słońce. Przypominam sobie jakie są miękkie i puszyste, i rumienie się na wspomnienie wczorajszej nocy akurat wtedy kiedy Niall znów na mnie patrzy. Spuszczam wzrok, bo nie mogę znieść jego palącego spojrzenia. Moje długie włosy opadają na twarz prawie całkowicie ją zakrywając. Jego dłoń szybko je odgarnia, a potem czuje jego dotyk na policzku. Palcem wskazującym podnosi moją głowę tak, że patrzymy sobie w oczy. Ma ciepłe spojrzenie, ale poważny wyraz twarzy chociaż widzę, że w kącikach jego ust czai się uśmiech.
-jesteś piękna-mów, a ja znów oblewam się krwistym rumieńcem. Odwaracam głowę nie odpowiadajac. Wzdycha i już ma zacząć długi monolog na ten temat kiedy widzimy najpiękniejszy krajobraz na świecie.
-zatrzymaj się-krzyczę radośnie, bo wiem, że jesteśmy na miejscu. Blondyn śmieje się cicho, ale zatrzymuje się na poboczu. Od razu wybiegam z samochodu i biegnę do barierki na której staje. Przede mną rozciąga się błękitna woda  Atlantyku. Skalista plaża ma biały piasek z tysiącami małych muszli na brzegu. Po chwili czuje na biodrach jego ręce. Schodzę z barierki, a on przytula się do moich pleców. Trwamy chwile w ciszy, w takiej miłej chwili.
-jak tu jest cudownie- szepcze zachwycona. Niall w odpowiedzi całuje mnie w ramię.
-cudownie, bo z tobą-mówi cicho wprost do mojego ucha, a mnie przechodzą dreszcze. Odwarcam się do niego przodem i patrzę w te cudowne oczy, a potem całuje go namiętnie.
-kocham cie-mówię w jego usta.
-też Cię kocham-odpowiada blondyn. Uśmiecham się szeroko i znowu się odwracam żeby obejrzeć ostatnie minuty wschodu słońca. Chce zapamiętać tą chwilę na już na zawsze.

sobota, 18 października 2014

#14 Zayn część 12 (zakończenie)

~6 miesięcy później~
Moja ucieczka z każdym dniem okazywała się złym pomysłem, ale może od początku.
Okazało się, że Patrick jako chłopiec mieszkał z mamą w Szkocji. To piękny kraj. Naprawdę piękny. I to właśnie tam zamieszkałam. Mieszkałam u mamy Patricka, bo miała bardzo duży domu. Już wiedziałam po kim chłopak był taki dobry. Kiedy Sarah, bo pozwoliła mi mówić do siebie po imieniu, mnie zobaczyła tylko mnie przytuliła i powiedziała gdzie mam zanieść swoje rzeczy. Pomogła mi znaleźć pracę, chociaż w mojej firmie powodziło się lepiej niż kiedykolwiek, ale musiałam mieć coś do roboty, i może trochę się zadomowić. Ale tylko ona była dla mnie miła. Reszta ludzi może i odnosiła się do mnie dobrze, ale wiedziałam co sobie o mnie myślą i jak na mnie patrzą. Jak na deaperatke.
Sarah była dla mnie trochę jak dobra wróżka, która zjawia się raptem i wszystko ratuje, ale to nie do końca mi pomagało. Nadal czułam ogromny ból w sercu. Może nawet większy po tym czego dowiadywałm się z mediów. Zayn wcale nie czuł się dobrze. Coraz rzadziej wychodził z domu czy udzielał wywiadów, ale wmawiałam sobie, że to tylko przejściowe, że będzie dobrze. Ale nie było.
Tydzień przed najstraszniejszym dniem mojego życia przestał śpiewać na koncertach. W wymuszonym wywiadzie, kiedy spytano o mnie powiedział, że dopóki mnie nie znajdzie nie zaśpiewa. Oczywiście wiedziałam, że mnie szuka. Wynajął nawet detektywa. Nie miało to dla mnie najmniejszego sensu. Po co do cholery to robił? Dla kogoś kto zniszczył mu życie? Odpowiedź dostałam niestety bardzo szybko.
To był bardzo mroźny zimowy wieczór. Razem z Sarah piłyśmy herbatę i siedzieliśmy przy kominku w ciepłych swetrach i skarpetach kiedy zadzwonił mój telefon. Bardzo mnie to zdziwiło, bo po zniszczeniu starej karty nikt do mnie nie dzwonił, oprócz Patricka, ale on o tej godzinie powinien spać. Na wyświetlaczu zobaczyłam właśnie jego numer. Od razu odebrałam.
-halo? Patrick?
-(t.i)-powiedział tak jakby zraz miał się rozpłakac.
-Patrick? Co się stało?-zapytałam zalarmowana. Chłopak wziął kilka wdechow.
-(t.i)-w końcu się odezwał- Zayn przedawkował-rzucił na jednym wydechu. Zastygłam w miejscu nie zdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu. To.... to niemożliwe. Ale dlaczego. Przecież. Nie to.... Nawet nie wiem kiedy z ręki wypadł mi telefon i z głuchym trzaskiem odbił się od ziemi. Przerażona Sarah od razu do mnie podbiegła.
-(t.i)-krzyknęła kiedy po mojej twarzyt zaczęły lecieć łzy. Kobieta podniosła telefon i przyłożyla go do ucha. Zaczęła cicha rozmowę z synem.
-(t.i)-powiedziała po kilku minutach, a kiedy nie zareagowałm dodała-on żyje- na te słowa zamrugałam kilkay razy i sięgnęłam po telefon.
-Patrick? -zapytałam.
- żyje-odpowiedział- ale nie sądzę, że będzie z tego zadowolony. Już od kilku miesięcy jest naszym stałym gościem. Nie mówiłem Ci bo nie chciałem cie martwić, ale jest z nim naprawdę źle. Sadze, że. ..
-ile jedzie się stąd do Londynu?-zapytałam go bezbarwnym głosem.
-okolo 12 godzin- odpowiedział szybko. Nie zastanawiałam się długo.
-będę za 10-powiedziałam i zakończyłam rozmowę. Wiedziałam, że muszę tam jechać. Wstałam z fotela i otaralm łzy.
-jedź ostrożnie-powiedziała Sarah wpychając mi do ręki kluczyki. Popatrzyłam na nią uważnie. Była skupiona, zmartwiona, ale nadal opanowana. Przytuliłam ją mocno.
-Dziękuję za wszystko-powiedziałam i wybiegłam na mróz do samochodu.
Była głęboka noc. Po patrzyłam na zegarek. 22.
Droga minęła mi na rozmyślaniach i nawet nie wiem kiedy znalazłam się w Londynie. To miasto wywoływało tyle wspomnień. Tych bolesnych jak i tych dobrych. Zaparkowałam na szpitalnym parkingu, zamknęłam samochód i wybrałam numer Patricka. Wiedziałam, że został w szpitalu żeby opiekować się Zayn'em. Odebrał po pierwszym sygnale.
-już jestem. Czekam przy recepcji-powiedziałam i pokierowałam się w tamto miejsce.
-idę-odpowiedział i się rozłaczył. Młoda pielęgniarka spojrzała na mnie jakby zobaczyła ducha. "Tak, to ja" chciałam jej odpowiedzieć, ale w tej chwili przyszedł Patrick.
-tędy-pokazał na windę do której po chwili wsiedliśmu.
-co się dokładnie stało? -zapytałam cicho.
-przedwakował i był w tym momencie w twoim mieszkaniu-popatrzyłam na niego z przerażeniem. Co on tam robił?-jak mogłaś zostawić tyle opakowań xanax u siebie w domu- skarcił mnie. Dopiero teraz do mnie dotarło. Kiedy wyjeżdżalam do Szkocji wzięłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Prawie wszystko zostawiłam w domu, w tym zapas xanasu z nadzieją, że jeszcze kiedyś tu wrócę, ale nie podejrzewałam, że on, że ktokolwiek będzie tam wchodził.
-Boże-szepnełam i znowu zaczęłam płakać-to znowu moja wina.
-uspokuj się-powiedział Patrick i mocno mnie przytulił-jego stan jest stabilny. Zrobiliśmy mu płukanie żołądka. Miał szczęście, że ten twój blondyn od razu do nas zadzwonił.
-dlaczego?-zapytałam-po co chciał się zabić? Przecież. ..
-bardzo za tobą teskni- zaczął-naprawdę.
Oderwałam się od niego i popatrzyłam mu w oczy. Mówił prawdę i to najbardziej mnie zmartwiło.
-dlatego tu przyjechałam-odpowiedziałam- żeby mu to jasno wyjaśnić-dokończyłam i wyszłam z windy. Patrick kierował nas na oddział. Wszędzie było bardzo cicho. To, że ktokolwiek tu jest oznaczało tylko pikanie maszyn i chodzące czasami pielęgniarki. Przyjaciel otworzył mi ciężkie drzwi i wpuścił na oddział. Wtedy ich zobaczyłam. Nie wiem dlaczego wcześniej nie pomyślałam, że tu będą. Przecież to jego najlepsi przyjaciele. Oczywiste, że tu będę pomimo bardzo wczesnej pory.
Siedzieli ledwo żyjąc na krzesłach na przeciwko jednej z sal i na dźwięk otwieranych drzwi przenieśli na nas wzrok. Zmarli. Ich miny wyrażały różne emocje. Poruszenie, niedowierzanie, strach i złość. Nie mogłam okazać emocji. Nie teraz. Otarałam łzy i z kamienną twarzą szłam w stronę sali. Po prawej minął mi pokój lekarzy i ręką zatrzymałam Patricka.
-dalej pójdę sama-powiedziałam nie spuszczając wzroku z chłopców.
-dobrze- odpowiedział nie sprzeczajac się-ale. .-zaczął i ściągnął na siebie moją uwagę-on niedługo się obudzi.
- dziękuje- odpowiedziałam i odeszłam w ich stronę.
Kiedy byłam tylko kilka kroków przed nimi Harry wstał i stanął w przejściu.
-jak śmiesz w ogóle tu przychodzić-powiedział z widoczną pogardą i wściekłością-po tymy wszystkim co się stało.
Nie mogłam okazać im teraz współczucia. Musiałam być zimna i nieugięta. Przyjechałam tu żeby już na zawsze wykreślić się z ich życia.
-zawsze miałam tupet. Nieprawdaż?- zapytałam unosząc dumnie głowę. Widziałam, że i gram z ogniem. Harry tuż po Zayn'ie najmniej nad sobą panował.
-ty..-zaczął cały drżąc z wściekłości, a potem uderzył mnie w twarz. Moja głowa bezwładnie obruciła się w prawą stronę, a w oczach pojawiły łzy. Piekący ból rozlał się po lewym policzku, ale należało mi się mocniej za to co zrobiłam.
-Harry-krzyknęli Louis i Liam przerażeni. Odwróciłam głowę i znowu spojrzałam mu z pewnością prosto w twarz.
-no uderz-zachęcałam- jeszcze raz. Przecież zasłużyłam.
Widziałam jak ścisnął rękę w pięść. Zrobiłam to samo oczekując na ból. Przestałam udawać twardą. Po moich policzkach spokojnie popłyneły łzy. I już kiedy miał uderzyć zatrzymała go ręka Louisa. Harry popatrzył na niego ze złością.
-bronisz ją?-krzyknął.
-nie obchodzi mnie jak bardzo jesteś zły, kobiet się nie bije-powiedział mu.
Patrzyłam na tą sytuację i czułam się coraz gorzej. Teraz jeszcze ich skłuce?
-wydaje ci się, że przyjechałam tu cieszyć się z tego co się stało?-krzyknęłam-chciałam dobrze. Myślałam, że on sobie...że będzie mu lepiej beze mnie. Skąd miałam wiedzieć, że tak wyjdzie-wykrzyczałam mu to wszystko w twarz, a potem dodałam ciszej-Skąd?
Chłopcy patrzyli na mnie chwile i nie mogli wykonać żadnego ruchu. Byłam żałosna. Widziałam to w ich oczach. O ile Zayn'a dało się jeszcze uratować to ja byłam już tylko chodzącym ciałem. To co w środku już dawno umarło.
- przyjechałam żeby Zayn raz na zawsze o mnie zapomniał..-zaczęłam.
-jak się obudzi i cie zobaczy to nie licz na to, że znowu wyjedziesz-przerwał mi Liam-nie będziesz miała najmniejszych szans uciec.
-nie mam zamiaru mu się pokazywać-zaprzeczyłam-dajcie mi klucze do jego mieszkania- chłopcy popatrzyli na mnie dziwnie zmieszani. Oczywiście, że wiedziałam, że już z nimi nie mieszka. Znałam nawet jego dokładny adres.
-nie-powiedział Niall pierwszy raz zabierając głos. Popatrzyłam na niego z pytaniem w oczach-nie skażemy przyjaciela na śmierć-wzięłam głębszy wdech na te słowa-zaskoczona? Zayn bez ciebie umrze i albo jesteś tak zaćpana, że tego nie widzisz albo wcale cie to nie obchodzi...
Przerwałam mu, bo im dłużej mówił tym bardziej mnie pogrążał.
-jeżeli któryś z was nie da mi kluczy to się tam włamie, więc nie utrudniajmy sobie życia-powiedziałam. Spojrzeli na mnie z niedowierzaniem, a potem Liam podał mi klucze.
-oszalałeś-krzyknął Niall.
-jaki ma sens nie danie jej kluczy skoro i tak zrobi to co chce?-zapytał ironicznie, a potemt zwrócił się do mnie-nie wiem jak idiotyczny jest twój pomysł, ale spiesz się. Jest ósma. Ze szpitala do Zayn'a jedzie się około godziny. On obudzi się około 9 i na pewno od razu wyjdzie. Jak przyjedziesz będziesz miała godzinę na to, co chcesz tam zrobić. Jeżeli nie wyrobisz się w czasie to nie odpowiadam za to co zrobi Zayn jak cie zobaczy.
-Dziękuję-powiedziałam, złapałam klucze i ruszyłam na parkingu. Wsiadłam do samochodu i po godzinie byłam pod kamienicą Zayn'a.
Wydawałoby się, że gwiazda kupi sobie jakieś ładne mieszkanie. Tymczasem chłopak kupił mieszkanie w najbiedniejszej dzielnicy Londynu. Wszędzie walały się butelki albo inne śmieci. Bloki były poszarzałe od deszczu i jakby uginały się pod jego ciężarem. W domach palilo się światło, ale nie czuć było przyjemnej londyńskiej atmosfery. To było miejsce gdzie umiera nadzieja. Miejsce gdzie Zayn pomimo swojej sławy wcale się nie wyróżniał.
Brnęłam przez śnieg do odpowiedniej klatki. Kluczami otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Śmierdziało tam stęchlizną i fajkami. Zaczęłam powoli wspinać się na pietra, a było ich bardzo dużo. Ale w końcu dotarłam. Na ostatnim było tylko jedno mieszkanie, to do którego chciałam dotrzeć. Drżącymi rękami przeszłam przez drzwi. Otworzyłam szerzej oczy. Nie zdziwił mnie zapach fajek ani niepoustawiane buty. W środku było czysto powiedziałbym, że wręcz sterylnie  ale nawet nie o to chodziło. Mieszkanie było urządzone dokładnie tak jak ja bym to zrobiła. Klasycznie. Na biało-czarno. Przeszłam przez długi korytarz i weszłam do salonu. Był taki jak chciałam. Idealny ... dopóki nie przyjżałam się dokładniej. W ramkach na komodzie były nasze wspólne zdjęcia, ale nie to było najgorsze. Na stoliku przed telewizorem leżała dosłownie moja kartoteka. Notatki, listy, wyciągi z kart, bilingi z telefonu, cv i zdjęcia z moich rzadkich wizyt w Londynie. Dokładny przebieg mojego życia. Usiadłam na kanapie i ukrylam twarz w dłoniach. To wszystko. .. to przypominało mu przecież o mnie. Byłam przerażona. Musiałam to zniszczyć, to i wszytko co w tym domu by mu o mnie przypominało. Nagłym od ruchem wstałam i poszukałam schodów na górę. Były tam tylko 3 pokoje. Gościnny łazienka i jego sypialnia. Taka jaką chciałam mieć. Cała na biało. Po lewej od wejścia były kolejne drzwi a obok nich wielka szafa. Po prawej małżeńskie łóżko, a na przeciwko niego prawdopodobnie marzenie każdego. Widok na Londyn. To dlatego kupił tu mieszkanie. Zayn uwiwlbia patrzeć na życie. Ludzi chodzących po ulicach, dzieci bawiące się w parkach i na zmieniająca się pogodę. "Spokojnie" pomyślałam, ale okłamywałam samą siebie. Musiałam szybko wziąć się do pracy. Zbiegłam na dół i zaczęłam wyjmowac zdjęcia z ramek, ale nie szlo mi to tak szybko jak bym chciała. Z każdym kolejnym zdjęciem wracały do mnie wszystkie wspomnienia. Wakacje na Krecie, biwak w pobliskim lesie który skończył się tym, że pojechaliśmy do motelu przy autostradzie. W końcu zebrałam wszystkie zdjęcia, usiadłam na kanapie i zaczęłam je oglądać. Widziałam siebie ze starego życia. Uśmiechniętą, szczęśliwą mnie, która cieszyła się każdym dniem i najmniejszą chwilą. Z każdym zdjęciem przez moją głowę przelewały się miliony wspomnień. Nawet tych, których na nich nie było. I w końcu doszłam do ostatniego. Staliśmy wtedy na Tower Bridge. Zayn narzekał, że mu strasznie zimno i po co tu w ogóle przeszliśmy. "Zrobić zdjęcie" odpowiedziałam po prostu. Ustawiliśmy się, złapałam aparat, spojrzałam mu w oczy, a w chwili kiedy nacisnełam przycisk aparatu, pocałowal mnie. To wywołało we mnie dziwny żar. Pogłaskałam jego twarz na obrazku, a potem stało się to czego najbardziej się obawiałam. Najpierw na zdjęcie spadła moja łza, wtedy usłyszałam mocowanie się z drzwiami. W przerażeniu upuściłam zdjęcia, które zasypały cały dywan kolorowym kolażem. Nie miałam planu ucieczki. To i tak nie miałoby sensu. Znajdzie mnie. Ale mogłam chociaż próbować. Usłyszałam pierwsze kroki w korytarzu i wybiegłam z pokoju. Nie zdąrzyłam. Stał tam już, z fioletowymi worami po oczami i wymęczoną, ale i tak jak zawsze idealną twarzą, i patrzył na mnie z niedowierzaniem, a może raczej ze wściekłością. Mierzyliśmy się wzrokiem, a ja zaczęłam się topić. Chciałam błagac o wybaczenie i znów być jego przyjaciółką, ale musiałam uciekać.
-co tu robisz?-zapytał bezbarwnie. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Przyznać się? kłamać? Nie przychodziło mi do głowy nic odpowiedniego.
-ja...ja...-jąkałam się. Jego oczy błysnęły.
-tylko tyle jesteś mi w stanie powiedzieć-wytknął mi poirytowany- po pól roku tak sobie przyjeżdżasz i włamujesz się do mojego domu żeby idiotyczne się jąkać.
Z każdym słowem był coraz bliżej mnie, cofałam się, ale i tak w końcu trafiłam na ścianę.
-przepraszam-powiedziałam pierwsze co mi przyszło do głowy-chciałam dobrze. .. ja.. ja miałam nadzieję, że się zejdziecie jak usunę się z waszego życia. No, bo ja tu byłam największą przeszkodą no i to tak.. ja przepraszam, że przyjechałam ja  chciałam tylko sprawdzić czy .... czy wszystko z tobą okej- spojrzałam mu w oczy z przwstrachem i zobaczyłam w nich... rozbawienie.
-nie jest okej-powiedział-nic nie jest okej. Kobieta mojego życia ma mnie w dupie i prawdopodobnie już wcale mnie nie koc...
-mogę przeprosić Perrie... -przerwałam mu, ale szybko tego pożałowałam.
-czy ty do cholery nie rozumiesz?-krzyknął-nie kocham Perrie tylko ciebie. 
Otworzyłam szerzej oczy. Przez chwile miałam wrażenie ze słyszę tylko swój przyspieszony oddech i bicie serca. Nagle poczułam wszystkie boćce ze zdwojona siłą.  Czy on naprawdę to powiedział? Naprawę mnie kocha? Pomimo wszystko nie poczułam się lepiej tylko jakby ktoś dołożył mi na barki dodatkowe obciążenie. Czy on nadal próbuje mnie uratować, a może po prostu się martwi.
-Zayn-odezwałam się po chwili ciszy-co ty mówisz?
-prawdę-odpowiedział z mocą. Pokręciłam na to głową. To było za dużo. Skąd miałam wiedzieć czy to prawda. W jego oczach pojawiła się gorycz-nie wierzysz mi? Prawda?-nie odpowiedziałam wiec podszedł i położył ręce po obu stronach mojej głowy. Jego bliskość... zapach...wszystko. Mieszal mi w głowie i ewidentnie o to mu chodziło. Spuściłam głowę, bo nie mogłam znieść jego spojrzenia.
-boisz się? Co?-zapytał tak jakby to był najśmieszniejszy żart na świecie, ale szybko się opanował-popatrz mi w oczy-poprosił. Ten ostatni raz pomyślałam i z udawana duma podniosłam głowę. Mierzyliśmy się przez chwilę spojrzeniami-wydaje mi się, że od zawsze to wiedziałem, ale odkryłem to dopiero jak cie straciłem. Kochałem i kocham cie od zawsze-moje serce-zabiło milion razy mocniej- to z Perrie ... Paul trochę mnie przymusił, ale to nie jest wytłumaczenie-wziął wdech-ja bez ciebie jestem nikim. Kiedy cie nie było, nie mialem dla kogo wstawać z łóżka. Bo po co, skoro się do mnie nie uśmiechniesz albo nie rzucisz do mnie jakiegoś chamskiego tekstu. Po co miałem śpiewać na koncertach. Śpiewanie nie jest fajne bez ciebie, bo to dzięki tobie śpiewam. Po co w ogóle miałem żyć skoro ty nie chciałaś mnie znać. Nic nie miało sensu bez ciebie-dokończył, a ja zmarłam jak mógł tak mówić. Nie byłam nikim istotnym.
-Zayn-znów wypowiedziałam jego imię-Masz mnóstwo powodów żeby żyć, przyjaciół, zespół, rodzinę, fanów...
-ale nie mam ciebie-przerwał mi. W jego oczach pojawiły się łzy. Klęknął i złapał moje ręce w swoje- wiem, że nie chcesz mnie znać po tym co ci zrobiłem i mi nie ufasz, ale błagam cie zostań ze mną. .. nie musisz mnie lubić ani nic, ale błagam, proszę mieszkaj w Londynie, żyj swoim życiem nie musisz się ze mną spotykać tylko błagam zostań tutaj ze mną-mówił przez łzy. Głośno szlochał przyklejony do moich nóg. Moje serce nie wytrzymało. Poddałam się. Potrzebowałam go tak bardzo a... a skoro on mnie też. Klęknełam i mocno go przytulilam. To było takie przyjemne uczucie. Jakby moje serce zrzucało z siebie skorupę, a ciało dostało jakieś tajemnicze ciepło. Twarz wtuliłam w zagłębienie jego szyi. Nie śmiałam nawet marzyć, że coś takiego jeszcze się zdarzy. Mulat odwzajemnił mój uścisk ze zdwojoną siłą, tak mocno, że ciężko mi się oddychało, ale nie zwracałam na to uwagi. Po prostu trwała w tej magicznej chwili marzec żeby nigdy się nie skończyła. Zayn głaskał moje plecy i całował głowę i tym razem poczułam się jakby cały ciężar spadł mi z serca. Taka lekka i chyba kochana.
-Kocham Cię Zayn-wyszeptałam w jego kurtkę z miłością. Wstrzymał oddech i odsunął się ode mnie trzymając za ramiona. Moje serce zabiło jeszcze szybciej ze stresu. Popatrzył w moje oczy jakby szukał w nich odpowiedzi, a potem uśmiechnął się. Ta prosta czynność była taka czuła, że i ja się uśmiechnęłam. Pierwszy raz od bardzo dawna szczerze. Zbilżaliśmy się do siebie powoli i w końcu kiedy już stykaliśmy się nosami on wyszeptał.
-ja ciebie też-i złączyl naszet usta w namiętnym pocałunku. Powolnym i słodkim nie takim jak ten z przed ślubu. Ten pocałunek był spokojny, bo Zayn znów wiedział, że już nie ucieknie. Ciepło rozlewało się we mnie powoli, ale wypelnilo mnie całą.
-przepraszam-szepnełam tylko to. Zayn głaskał mnie po plecach i zaśmiał się cichutko.
-to moja wina nie przepraszaj-pocałował mnie w głowę. Nie chciałam znowu się kłucić więc tylko jeszcze mocniej go przytuliłam.
Resztę dnia spędziliśmy właśnie w taki sposób z ta różnicą, że przenieśliśmy się do sypialni. Nie było tak jakby to nigdy się nie wydarzyło, ale i tak było cudownie. Zanim się zorientowaliśmy był już zachód słońca. Był piękny, ale chyba szczególnie dlatego, że mogłam oglądać go z ramion Zayn'a.
-co robiłaś przez te pół roku?-zapytał w końcu.
-starałam się nie spotkać ciebie-odpowiedziałam pierwsze co mi przyszło do głowy. Zaśmiał się na moje słowa, a jego klatka piersiowa zawibrowała. Jego śmiech był taki przyjemny jak plaster na krwawiące rany.
-to dziwne, że się nie spotkaliśmy, bo ja odwiedziłem chyba każdy zakątek Anglii żeby cię znaleźć-powiedział już całkiem poważnie. Usiadłam i popatrzył na niego uważnie. W jego oczach było tyle zmieszanych ze sobą emocji, że nie wiedzialam która dominuje.
-byłam w Szkocji-odpowiedziałam. Teraz to zdecydowanie było zdziwienia, a ja miałam jakąś dziwną potrzebę tłumaczenia się- jakbym została w Anglii to byś mnie znalazł... Oczywiście odwiedzałam Londyn i mame, ale to już wiesz-dodałam z lekko wyczuwalnym wyrzutem. Jego twarz już wykrzywila się żeby zacząć kłutnie kiedy nagle jakby się ocknął.
-jak to byłaś u mamy, przecież ja też tam byłem i pytałem się o cie.... a ona zawsze mnie lubiła-zaczął.
-no właśnie-powiedziałam-zawsze cie lubiła. Jakbym jej powiedziała, że przed tobą uciekam to na pewno by ci powiedziała gdzie jestem-westchnął na moje słowa z delikatnym rozbawieniem.
-nigdy nie zrozumiem kobiet-tym razem to ja się zaśmiałam. Ten dźwięk rozlał się przyjemnie po moim sercu. Pochylilam się nad chłopakiem i pocałowałm krótko.
-nawet nie próbuj-nasze śmiechy rozbrzmiały w pomieszczeniu na krótka chwile. Wtedy zadzwonił telefon Zayn'a. Sięgnął go ręką z szafki i jego rysy strzały.
-Kto to?-zapytałam od razu. Przez chwilę wachał się z odpowiedzią.
-Niall-westchnął-ale na pewno sa wszyscy razem i srają ze strachu.
W mojej głowie znowu zapaliła się czerwona lampka. Niszcze ich przyjaźni. Nie mogę zostać, ale wtedy do głowy przyszedł mi lepszy pomysł. Przeprosze ich. Zayn zauważył moje wahania i ścisnąl mnie mocniej.
-oni nie są problemem. Zostajesz-szepnął w moje włosy-tylko bardzo się martwili.
-tak wiem-powiedziałam, a po chwili dodałam-musze ich przeprosić-westchnął-zadzwoń do niego i powiedz żeby przyjechali, ale nie mów ze zostałam.
Mulat popatrzył na mnie zagadkowo, a potem na jego usta wkroczył łobuzerski uśmiech.
-jesteś niemożliwa-rzachnął się, ale wybrał numer komórki blondyna.
Chłopcy naprawdę musieli bardzo się martwić bo byli już po pól godziny. Zayn wstał z kanapy na której siedzieliśmy i poszedł im otworzyć starając się nie uśmiechać. Zachichotałam cichutko na ten widok, ale spoważniałam gdy usłyszałam kroki kilku osób w stronę salony. Milczeli, ale wiedziałam, że to tylko cisza przed burzą. Patrzyłam uważnie na drzwi w których jako pierwszy pojawił się Zayn uśmiechnął się do mnie zachęcająco i usiadł obok mnie obejmując mnie ramieniem. Wstrzymałam oddech kiedy w progu pojawił się Liam, a potem weszła reszta . Zamarli na nasz widok, a mój żołądek skręcił się w supeł. Wstałam i szybko zaczęłam się tłumaczyć.
-zanim na mnie nakrzyczycie to usiądźci wszystko wam wyjaśnię-powiedziałam wstając gwałtownie. Patrzyli to na mnie to na Malika którego niesamowicie to bawiło. Chciałam go za to uderzyć, ale się powstrzymałam. W końcu chłopcy usiedli, a ja zaczęłam swój nieskładny monolog.
-chciałam was przeprosić-powiedziałam- przeprosić i błagac o wybaczenie za to co się stało. Nie chciałam żeby tak wyszło. Ja poprostu nie widzialam lepszego wyjścia z sytuacji. Przepraszam.
Nastała chwila dramatycznej ciszy, a ja spuściłam głowę. Nie wybaczą mi. Za dużo się stało. Ale w momencie kiedy już chciałam opuszczać pokój cztery pary silnych męskich ramion zatrzymało mnie w swoim uścisku. A jednak. Jestem największą szczęścia na ziemi.
- Boże (t.i)-powiedział Niall i powoli zaczęli się ode mnie oddalać, ale szybko znalazł się przy mnie Zayn z krzywym uśmiechem. Uśmiechnęłam się do niego szeroko za co dostałam całusa w głowę. Usłyszałam cichy śmiech chłopaków i znowu popatrzyłam na nich.
-wróciła nasza mała księżniczka-powiedział uradowany Harry i wiedziałam już, że konflikt ze szpitala znikł.
-wróciła-powiedziałam patrząc im po kolei w oczy, a te najpiękniejsze zostawiając na koniec-i już nigdzie się nie wybiera.
------------------------------------
O matko nie wierze, że udało mi się skończyć. Dziękuję wszystkim którzy czytali moje wypociny. Już niedługo pojawi się one shot z Niall'em, a potem z Larrym. I jeszcze jedeo 1 komentarz = 1 uśmiech. Buziaki ♥

sobota, 11 października 2014

#13 Zayn część 11

~Oczami Zayn'a~
-(t.i)!!-wrzasnąłem i zacząłem trząść ramionami dziewczyny-(t.i)...(t.i)... nie umieraj...(t.i)
Czułem się jak w jakimś koszmarze. Znowu zemdlała, w dodatku w takim momencie. Gdzieś tam w głębi serca cieszyłem się, że to przerwała, ale jednak strasznie się o nią bałem
-Zayn-krzyknął ktoś pochylający się nad dziewczyną-Zayn, puść ją, bo zrobisz jej krzywdę.
Nic do mnie nie docierało. Byłem jak w amoku. Chciałem tylko widzieć ją zdrowa i pełną życia. Uśmiech, który tak bardzo poprowial mi humor. Chciałem cofnąć czas i nigdy nie narażać jej na takie zło.
-Zayn do cholery-krzyknął głos którego nie mogłem nie posłuchać-moja mama. Wystarczyła tylko chwila mojej dezorientacji. Ktoś zabrał (t.i), a chłopcy trzymając mnie z ramiona odciagneli. Sanitariusze karetki z tym jej znajomym lekarzem jechali przez kościół. To wszystko moja wina, że dziewczyna, która kocham doprowadziła się do takiego stanu. Moja. To ja ją zabiłem. Kiedy (t.i) zniknęła za drzwiami szpitala otrzeźwiałem.
-jedziemy-zarządzilem już opanowany i nikt nie miał odwagi mi się sprzeciwić. Ruszyłem do samochodu, którym przyjechała Pezz, a za mną wsiedli wszyscy najbliżsi przyjaciele (t.i).
-za karetką-krzyknąłem do kierowcy.
Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Miałem wrażenie, że się spóźniony, że ona już.. nie, nie mogłem tak myśleć. Niall w zdenerwowaniu uderzał butem o podłogę. To wszystko ... myślałem, że zaraz oszaleje. Chłopak zaczął pukać coraz szybciej. Po patrzyłem na jego nogę mając nadzieję, że przestanie, ale dalej pukał jak w trasie. Wszyscy tak wygladalismy, każdy strasznie się martwil. Paradoksalnie śmieszne bylo to, że zaraz do szpitala wpadnie orszak weselny złożony z dwóch zespołów.
-przestań-wrzasnalem na granicy szału. Już miał coś odpowiedzieć kiedy samochód się zatrzymał. Ignorując wszystkich i wszystko wbiegłem do szpitala i przepychając się do kolejki podszedłem do recepcji.
-przed chwilą przywieziono tu młodą dziewczynę która zmalała. Gdzie jest?-spytałem pielęgniarki.
Kobieta skarciła mnie wzrokiem.
-inni kulturalnie czekają w kolejce, kiedy chcą się czegoś dowiedzieć. Miałem ochotę ją za to uderzyć. Czy ona sobie kpi?
-do kurw..-zacząłem, ale przerwał mi Liam.
-przepraszam gdzie możemy ją znaleźć?
-oddział ratunkowy jest na parterze. Tymi schodami na sam dół-pokazała ręką-tam be...
Dalej jej nie słuchałem. Wystarczyły mi tylko takie informacje. Zbiegałem po schodach najszybciej jak się dało. Na dole było zupełnie inaczej cicho i spokojnie. Nie tak jak się spodziewałem. Zobaczyłem podobną recepcję tyle, że z młoda dziewczyną, która jakby na mnie czekała.
-za tym przeszklonymi drzwiami-pokazała na drzwi za sobą-piąte drzwi na prawo. Teraz ją reanimuja wiec musisz poczekać na zewnątrz.
-dzięki-powiedziałem i pobiegłem pod salę. W środku było duże łóżko z moją (t.i) przy której kręcili się różni lekarze. W ręce wbijali jej różne rurki, rozcieli sukienkę w której tak ładnie wyglądała i przebrali w jakiś szpitalny podkoszulek. Przyjklejony do szyby czekałem aż skończą. Trwało to chyba wieczność  ale w końcu podszedł do nas ten jej Patrick.
-co jej jest?-spytałem ostro.
-(t.i) zemdlała bo przedawkowała leki uspokajające-zaczął facet, a ja omal się nie przewróciłem. Chciała się zabić?- nie wydaje mi się, że chciała się zabić-odpowiedział na moje nieme pytanie- miała dzisiaj za dużo stresu i myślała, że jej to pomoże, ale wyszło na odwrót. Niestety-nie znałem go, ale wydawał się być tym faktem strasznie przejęty- jej ciało jest wycieńczone wiec daliśmy jej sporą dawkę leków i teraz będzie spać przez kilka dni.
-jak długo?-zapytałem słabo i usiadłem na wolnym krześle.
- obudzi się prawdopodobnie w niedzielę,-odpowiedział- a teraz przepraszam.
Zostaliśmy sami, a ja miałem wrażenie, że się rozpadam. To wszystko była moja wina. To jak teraz wyglądała czy się zachowywała. Zniszczyłem jej życie, bo przez chwile myślałem, że Perrie to ta jedyna kiedy tak naprawdę to (t.i) zawsze nią była. Od zawsze i na zawsze. I to nie tak, że nie kochalem Pezz.
Oparłem łokcie na kolanach i ukryłem twarz w dłoniach. Nie płakałem. Po prostu tak łatwiej było mi się skupić.
Nie wiem ile czasu spędziłem w takiej pozycji, ale w końcu zrobiło się wokół mnie całkiem cicho. Wiedzieli  że chce zostać sam.
Z zamyslenia wybudzila mnie dopiero mała dziewczęca dłoń. Podniosłem wzrok i zobaczyłem Perrie. Nie miała już na sobie tej pięknej sukienki tylko ulubione jeansy i jakaś bluzę. W jednej ręce trzymała kubek gorącym napojem, a na ramieniu miała torbę. Spojrzałem jej w oczy.
-wypij-powiedziała  a ja od razu wykonałem jej polecenie. Dziewczyna usiadła na wolnym krześle obok mnie. Siedziałem cicho pijąc herbatę kiedy się odezwała.
- bardzo długo cie nie było-zaczęła.
-to która jest godzina?-spytałem odruchowo.
-2:30-odpowiedziała szybko- zaczęłam się o ciebie martwić i przy okazji przywiozłam ciuchy na przebranie-dopiero teraz na siebie popatrzyłem. Nadal byłem w ślubnym garniturze.
-dziękuje-powiedziałem i złapałem ją za rękę. Dziewczyna tylko ją scisnęła w odpowiedzi. Siedzieliśmy przez chwile w ciszy, ale tylko pozornej. Nasze myśli wręcz krzyczały. Dlaczego mi pomaga? Powinna być na mnie wściekła, sprzedać mi policzek i wrócić do domu, ale taka właśnie nie była Perrie.
-przepraszam-powiedziałem. Dziewczyna spojrzała na mnie ze współczuciem.
- Zayn...-zaczęła delikatnie- to nie twoja wina. Gdybym ja zareagowała nic by się nie stało.
Świetnie teraz będzie brać na siebie winę.
-wiesz, że nie przepraszam za to co się stało (t.i)-powiedziałem-chociaż za to po części też-wziąłem wdech- przepraszam, że nam nie wyszło.
- przecież to nie twoja wina
-a czyja?
-wiesz co sobie pomyślałam kiedy wróciliśmy z Bradford i zaczęliśmy przygotowania?-zapytała cicho robiąc kółka kciukiem na mojej ręce. Pokręciłem głową- pomyślałam sobie, że przy takim rozwoju spraw szybciej weźmiemy rozwód- zaśmiała się- próbowałam ją jakoś przekonać, że możemy jeszcze wszystko odwołać, ale wiesz jaka ona była uparta. Ale nie chodzi mi tu o to. Ona za wszelka cenę chciała doprowadzić do tego ślubu chociaż my mogliśmy się poddać ze względu na nią. Wtedy myślałam jak jesteście zarazem podobni i inni. Byliście jak jyn i yang na twojej ręce. Ty nie mogłeś bez niej istnieć i na odwrót bo to ona od zawsze była ci przeznaczona. Wiedziałam to od kiedy pierwszy raz zobaczyłam ją w twoim towarzystwie-zrobiła głębszy wdech- To było wręcz czuć, wiec nie myśl sobie, że wszystko zniszczyłeś albo, że ja cie nie kocham i dlatego tak mówię. Po prostu ona jest tą z którą spędzisz resztę swojego życia-powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. Nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Po tym wszystkim było ją stać na takie ciepłe słowa. Popatrzyłem w jej oczy. Były takie szczere i ciepłe chociaż gdzieś w głębi czaiła się gorycz. Przytuliłem się do niej mocno.
-dziękuje-wyszeptałem do jej ucha.
-nie ma za co-również szepnęła i pogłaskała mnie po plecach dla uspokojenia.
-wiesz sadze, że będzie ci wygodniej jak się przebierzesz-powiedziała kiedy się ode mnie oderwała.
-na pewno się stąd nie rusze-powiedziałem przerażony tą myślą. Miałem wrażenie, że kiedy odejdę stąd choćby na chwilkę to (t.i) zniknie albo coś jej się stanie. Perrie tylko westchnęła. Chyba nie chciało jej się ze mną klucic, a tak poza tym była bardzo zmęczona-jedź do hotelu. Musisz się wyspać i przekazać gościom co się dzieje.
Blondynka patrzyła na mnie przez chwilę,  a potem jakby zrezygnowała z kłucenia się, wstała, pocałowała mnie w policzek i wyszła.
Teraz pozostało mi tylko czekać. Chociaż wydaje mi się, że aż, bo nigdy nie byłem cierpliwy.
~ Oczami (t.i)~
Wpadałam w ciemność. Spadałam w nią jakbym wpadła do jakiejś głębokiej dziury. Nie miałam szansy się zatrzymać. Czułam się jak Alicja z Krainy Czarów. Spadałam i spadałam, ale po pewnym czasie nie byłam tylko w ciemnej dziurze. Zaczęły się tam pojawiać wspomnienia. Od tych najstarszych kiedy Zayn powiedział "od dzisiaj będziesz moją przyjaciółką" kiedy mieliśmy po 5 lat i kiedy wpadłam do rzeki jako 8-latka i mulat oddał mi swoją bluzę. Po te najnowsze zdrada Luc'a, zaręczyny, ślub. Pokazywały wszystko w najdrobniejszych chwilach pędząc do obecnego momentu. Wiedziałam, że kiedy się skończą obudze się. Jeszcze raz zawiązałam chłopcom krawaty, dałam Zayn'owi papierosa i wypowiedziałam nieme tak.
Najpierw do życia obudził się mój słuch. W pokoju było kilka osób. Rozmawiali o czymś, ale nie mogłam zrozumieć o czym. Potem czucie. Znajome ręce trzymały moje własne lekko jeszcze odretwiałe. Na końcu otworzyłam oczy. Zamrugałam kilka razy żeby przyzwyczaić się do światła dziennego, a potem ogarnęłam wszystko wzrokiem. W małym białym, ale znajomym pokoju byli chyba wszyscy. Liam i Danielle, Louis i Elonor, Harry, Niall, Perrie i Little Mix przy ścianach, oknie, a obok mnie Zayn trzymający mnie za rękę. Popatrzyłam w jego oczy. Były pełne ulgi i nieopisanego szczęścia. "Ma żonę nie powinien tak na mnie patrzeć" pomyślałam, ale nie był to najlepszy pomysł, bo od razu zrobiło mi się niedobrze.
-wody-wychrypiałam. Zayn spojrzał na trzymana w rękach Harry'ego szklaną butelkę i od razu mi ją podał. Usiadłam i napiłam się zimnego napoju. Było mi trochę lepiej. Odstawilam ja na stoliczek obok i patrzyłam na rękę. Przypieli do niej jakąś kroplówke. Trzeba będzie temu jakoś zaradzić.
-jak długo byłam nieprzytomna?-zapytałam.
-3 dni-odpowiedział mulat.
-aha-mruknełam. Ktoś mądry specjalnie przetrzymał mnie w tym stanie. Patrzyłam przez oszklone drzwi i zobaczyłam charakterystyczny obraz. Byłam w szpitalu Patricka. Czyli to on.
-jak się czujesz?-przerwał moje rozmyslania Zayn. Popatrzyłam na niego jak na idiotę. Jak on może pytać mnie o takie pierdoły? On wziął ślub i pyta się mnie jak się czuje, zamiast powiedzieć coś ciekawego. 
-mniejsza o mnie-zaczęłam-jak ślub? Jak wesele? Która panna złapała welon a kto muszkę? Chce znać wszystkie plotki-powiedziałam zainteresowana. To prawdopodobnie nasza ostatnia rozmowa. Będę chociaż udawać radosną. Ale zamiast odpowiedzi usłyszałam ciszę. Zayn patrzył na mnie jak na chorą psychicznie, Liam zakrztusil się powietrzem a reszta patrzyła we wszystkie możliwe kierunki tylko nie moje oczy. Patrzyłam na Zayn'a który o dziwo ubrany był w garnitur ślubny, a potem na jego palce. Na radnym nie było obrączki. Wyrwałam rękę z jego uścisku i patrzyłam palce Perrie na których też takowej nie było. Patrzyłam na niego z irytacją. Wiedziałam, że się wściekł, tylko nie wiedziałam dlaczego. Zanim zdążyłam mrugnąć mulat podniósł się, wziął butelkę i uderzył nią u ścianę.
-oszalałeś-wrzasnełam wściekła.
-a ty?-krzyknął głośno-sadzisz, że kiedy ty leżałas w szpitalu my w spokoju wzięliśmy sobie ślub, a potem cudownie bawiliśmy się na weselu?
-oczywiście, że tak-powiedziałam-moja nieobecność w niczym nie przeszkadzała.
Wiedziałam jak na te słowa w oczach Zayn'a zapaliły się złowrogie ogniki. Był naprawdę wściekły. Tak naprawdę, tak samo mocno jak ja.
Nie wiem dlaczego, ale to, że się nie pobrali było dla mnie przerażające. To znowu przeze mnie. Po raz kolejny niszcze mu życie. Najpierw martwił się bo decyzja o ślubie prawie mnie zabiła, a teraz przeze mnie go nie wziął.
-czy ty się słyszysz dziewczyno?-krzyknął intensywnie gestykulując- co cie tak nagle to obchodzi? Nagle zaczęło ci na tym zależeć? Kiedy my zdecydowaliśmy, że już nie weźmiemy tego ślubu?
Miałam nadzieję, że się przesłyszałam. Oni nie wezmą ślubu? Tego było dla mnie za wiele. Za bardzo zniszczyłam mu życie i musiałam odejść.
-wyjdź-powiedziałam spokojnie co nagle wydało mi się takie nie na miejscu. Wyrachowane i okrutne. Miałam nadzieje, że on też to tak odbierze.
-że co?-zapytał zirytowany.
-wynoś się-powiedziałam- wynoś się z mojego życia i nigdy nie wracaj-dokończyłam pokazujac ręką na drzwi.
-ale. ..-zaczął, ale szybko mu przerwałam.
-wynocha-krzyknełam patrząc mu ten ostatni raz w oczy. Spojrzał na mnie wściekle, złapał marynarkę i wyszedł. Wyszedł i już nigdy nie wróci. Poczułam się nagle taka pusta. Skończyło się nasze zawsze i na zawsze.
Podeszłam do okna i popatrzyłam jak wsiada na motor i odjeżdża paląc gumy. Do moich oczu naplyneły łzy, a w sercu znowu poczułam ogromny ból. "Przynajmniej wiesz, że dobrze zrobiłaś" pomyślałam. Chociaż zaczęły nachodzić mnie wątpliwości cz aby na pewno.
-(t.i)?-usłyszałam za sobą smutny głos Niall'a. Nie wyszli. Czyli ich też musiałam się brutalnie pozbyć?
-a wy co?-spytała chamsko chociaż przez łzy chyba nie dokładnie tak to zabrzmiało-drzwi są tam-pokazałam. Wszyscy spojrzeli na mnie osłupiali.
-ale (t.i) dl...-zaczęła Elonor, ale nie pozwoliłam jej skończyć.
-wyjdźcie-krzyknęłam-no już.
Opuszczali pokój z tym żałosnym współczuciem w oczach. "Zwariowała" myśleli na pewno, ale to nie to. Byłam tylko zdesperowana. Upadłam na kolana i zaczęłam głośno płakać. W chwili kiedy zastanawiałam się czy nie skoczyć z okna chociaż i tak by mnie to nie zabiło do sali wszedł Patrick.
Popatrzył na mnie ze smutkiem przez co jeszcze bardzo się rozryczałam.
-choć do mnie-powiedział chłopak i przyciągnął mnie do siebie.
-musze zniknąć z Londynu-wydusilam pomiędzy spazmami płaczu. Patrick oderwał mnie od siebie i spojrzał w oczy. Chyba zobaczył w nich ta chorobliwą despeeacje.
-pomogę ci-powiedział.