-szybciej-krzyczę do Niall'a mojego chłopaka kiedy we wschodzie słońca jedziemy po pustej autostradzie gdzieś w stanie Floryda. Stoję po środku samochodu wystawiając głowę i ręce przez szyberdach-szybciej, Niall, szybciej-znów krzyczę i wybucham głośnym śmiechem. Chłopak gwałtownie przyspiesza i prawdopodobnie licznik wskazuje 200 kilometrów na godzinę, ale właśnie o to mi chodzi. Chce poczuć tą prędkość. Mam drobne problemy z oddychaniem wiec chowam się do środka. Patrzę w jego stronę i okazuje się, że on też na mnie patrzy. Ma takie cudowne oczy.
-Kocham Cię-mówi jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, a ja zachłystuje się szczęściem. Bo wreszcie ktoś mnie kocha.
-ja ciebie bardziej- odpowiadam bez wahania. Niall robi zniesmaczoną minę, kręci zabawie głową i odwraca głowę spowrotem na drogę. Jest taki piękny myślę. Jego farbowane włosy lśnią kiedy oświeca je słońce. Przypominam sobie jakie są miękkie i puszyste, i rumienie się na wspomnienie wczorajszej nocy akurat wtedy kiedy Niall znów na mnie patrzy. Spuszczam wzrok, bo nie mogę znieść jego palącego spojrzenia. Moje długie włosy opadają na twarz prawie całkowicie ją zakrywając. Jego dłoń szybko je odgarnia, a potem czuje jego dotyk na policzku. Palcem wskazującym podnosi moją głowę tak, że patrzymy sobie w oczy. Ma ciepłe spojrzenie, ale poważny wyraz twarzy chociaż widzę, że w kącikach jego ust czai się uśmiech.
-jesteś piękna-mów, a ja znów oblewam się krwistym rumieńcem. Odwaracam głowę nie odpowiadajac. Wzdycha i już ma zacząć długi monolog na ten temat kiedy widzimy najpiękniejszy krajobraz na świecie.
-zatrzymaj się-krzyczę radośnie, bo wiem, że jesteśmy na miejscu. Blondyn śmieje się cicho, ale zatrzymuje się na poboczu. Od razu wybiegam z samochodu i biegnę do barierki na której staje. Przede mną rozciąga się błękitna woda Atlantyku. Skalista plaża ma biały piasek z tysiącami małych muszli na brzegu. Po chwili czuje na biodrach jego ręce. Schodzę z barierki, a on przytula się do moich pleców. Trwamy chwile w ciszy, w takiej miłej chwili.
-jak tu jest cudownie- szepcze zachwycona. Niall w odpowiedzi całuje mnie w ramię.
-cudownie, bo z tobą-mówi cicho wprost do mojego ucha, a mnie przechodzą dreszcze. Odwarcam się do niego przodem i patrzę w te cudowne oczy, a potem całuje go namiętnie.
-kocham cie-mówię w jego usta.
-też Cię kocham-odpowiada blondyn. Uśmiecham się szeroko i znowu się odwracam żeby obejrzeć ostatnie minuty wschodu słońca. Chce zapamiętać tą chwilę na już na zawsze.
czwartek, 30 października 2014
#15 Niall
sobota, 18 października 2014
#14 Zayn część 12 (zakończenie)
~6 miesięcy później~
Moja ucieczka z każdym dniem okazywała się złym pomysłem, ale może od początku.
Okazało się, że Patrick jako chłopiec mieszkał z mamą w Szkocji. To piękny kraj. Naprawdę piękny. I to właśnie tam zamieszkałam. Mieszkałam u mamy Patricka, bo miała bardzo duży domu. Już wiedziałam po kim chłopak był taki dobry. Kiedy Sarah, bo pozwoliła mi mówić do siebie po imieniu, mnie zobaczyła tylko mnie przytuliła i powiedziała gdzie mam zanieść swoje rzeczy. Pomogła mi znaleźć pracę, chociaż w mojej firmie powodziło się lepiej niż kiedykolwiek, ale musiałam mieć coś do roboty, i może trochę się zadomowić. Ale tylko ona była dla mnie miła. Reszta ludzi może i odnosiła się do mnie dobrze, ale wiedziałam co sobie o mnie myślą i jak na mnie patrzą. Jak na deaperatke.
Sarah była dla mnie trochę jak dobra wróżka, która zjawia się raptem i wszystko ratuje, ale to nie do końca mi pomagało. Nadal czułam ogromny ból w sercu. Może nawet większy po tym czego dowiadywałm się z mediów. Zayn wcale nie czuł się dobrze. Coraz rzadziej wychodził z domu czy udzielał wywiadów, ale wmawiałam sobie, że to tylko przejściowe, że będzie dobrze. Ale nie było.
Tydzień przed najstraszniejszym dniem mojego życia przestał śpiewać na koncertach. W wymuszonym wywiadzie, kiedy spytano o mnie powiedział, że dopóki mnie nie znajdzie nie zaśpiewa. Oczywiście wiedziałam, że mnie szuka. Wynajął nawet detektywa. Nie miało to dla mnie najmniejszego sensu. Po co do cholery to robił? Dla kogoś kto zniszczył mu życie? Odpowiedź dostałam niestety bardzo szybko.
To był bardzo mroźny zimowy wieczór. Razem z Sarah piłyśmy herbatę i siedzieliśmy przy kominku w ciepłych swetrach i skarpetach kiedy zadzwonił mój telefon. Bardzo mnie to zdziwiło, bo po zniszczeniu starej karty nikt do mnie nie dzwonił, oprócz Patricka, ale on o tej godzinie powinien spać. Na wyświetlaczu zobaczyłam właśnie jego numer. Od razu odebrałam.
-halo? Patrick?
-(t.i)-powiedział tak jakby zraz miał się rozpłakac.
-Patrick? Co się stało?-zapytałam zalarmowana. Chłopak wziął kilka wdechow.
-(t.i)-w końcu się odezwał- Zayn przedawkował-rzucił na jednym wydechu. Zastygłam w miejscu nie zdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu. To.... to niemożliwe. Ale dlaczego. Przecież. Nie to.... Nawet nie wiem kiedy z ręki wypadł mi telefon i z głuchym trzaskiem odbił się od ziemi. Przerażona Sarah od razu do mnie podbiegła.
-(t.i)-krzyknęła kiedy po mojej twarzyt zaczęły lecieć łzy. Kobieta podniosła telefon i przyłożyla go do ucha. Zaczęła cicha rozmowę z synem.
-(t.i)-powiedziała po kilku minutach, a kiedy nie zareagowałm dodała-on żyje- na te słowa zamrugałam kilkay razy i sięgnęłam po telefon.
-Patrick? -zapytałam.
- żyje-odpowiedział- ale nie sądzę, że będzie z tego zadowolony. Już od kilku miesięcy jest naszym stałym gościem. Nie mówiłem Ci bo nie chciałem cie martwić, ale jest z nim naprawdę źle. Sadze, że. ..
-ile jedzie się stąd do Londynu?-zapytałam go bezbarwnym głosem.
-okolo 12 godzin- odpowiedział szybko. Nie zastanawiałam się długo.
-będę za 10-powiedziałam i zakończyłam rozmowę. Wiedziałam, że muszę tam jechać. Wstałam z fotela i otaralm łzy.
-jedź ostrożnie-powiedziała Sarah wpychając mi do ręki kluczyki. Popatrzyłam na nią uważnie. Była skupiona, zmartwiona, ale nadal opanowana. Przytuliłam ją mocno.
-Dziękuję za wszystko-powiedziałam i wybiegłam na mróz do samochodu.
Była głęboka noc. Po patrzyłam na zegarek. 22.
Droga minęła mi na rozmyślaniach i nawet nie wiem kiedy znalazłam się w Londynie. To miasto wywoływało tyle wspomnień. Tych bolesnych jak i tych dobrych. Zaparkowałam na szpitalnym parkingu, zamknęłam samochód i wybrałam numer Patricka. Wiedziałam, że został w szpitalu żeby opiekować się Zayn'em. Odebrał po pierwszym sygnale.
-już jestem. Czekam przy recepcji-powiedziałam i pokierowałam się w tamto miejsce.
-idę-odpowiedział i się rozłaczył. Młoda pielęgniarka spojrzała na mnie jakby zobaczyła ducha. "Tak, to ja" chciałam jej odpowiedzieć, ale w tej chwili przyszedł Patrick.
-tędy-pokazał na windę do której po chwili wsiedliśmu.
-co się dokładnie stało? -zapytałam cicho.
-przedwakował i był w tym momencie w twoim mieszkaniu-popatrzyłam na niego z przerażeniem. Co on tam robił?-jak mogłaś zostawić tyle opakowań xanax u siebie w domu- skarcił mnie. Dopiero teraz do mnie dotarło. Kiedy wyjeżdżalam do Szkocji wzięłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Prawie wszystko zostawiłam w domu, w tym zapas xanasu z nadzieją, że jeszcze kiedyś tu wrócę, ale nie podejrzewałam, że on, że ktokolwiek będzie tam wchodził.
-Boże-szepnełam i znowu zaczęłam płakać-to znowu moja wina.
-uspokuj się-powiedział Patrick i mocno mnie przytulił-jego stan jest stabilny. Zrobiliśmy mu płukanie żołądka. Miał szczęście, że ten twój blondyn od razu do nas zadzwonił.
-dlaczego?-zapytałam-po co chciał się zabić? Przecież. ..
-bardzo za tobą teskni- zaczął-naprawdę.
Oderwałam się od niego i popatrzyłam mu w oczy. Mówił prawdę i to najbardziej mnie zmartwiło.
-dlatego tu przyjechałam-odpowiedziałam- żeby mu to jasno wyjaśnić-dokończyłam i wyszłam z windy. Patrick kierował nas na oddział. Wszędzie było bardzo cicho. To, że ktokolwiek tu jest oznaczało tylko pikanie maszyn i chodzące czasami pielęgniarki. Przyjaciel otworzył mi ciężkie drzwi i wpuścił na oddział. Wtedy ich zobaczyłam. Nie wiem dlaczego wcześniej nie pomyślałam, że tu będą. Przecież to jego najlepsi przyjaciele. Oczywiste, że tu będę pomimo bardzo wczesnej pory.
Siedzieli ledwo żyjąc na krzesłach na przeciwko jednej z sal i na dźwięk otwieranych drzwi przenieśli na nas wzrok. Zmarli. Ich miny wyrażały różne emocje. Poruszenie, niedowierzanie, strach i złość. Nie mogłam okazać emocji. Nie teraz. Otarałam łzy i z kamienną twarzą szłam w stronę sali. Po prawej minął mi pokój lekarzy i ręką zatrzymałam Patricka.
-dalej pójdę sama-powiedziałam nie spuszczając wzroku z chłopców.
-dobrze- odpowiedział nie sprzeczajac się-ale. .-zaczął i ściągnął na siebie moją uwagę-on niedługo się obudzi.
- dziękuje- odpowiedziałam i odeszłam w ich stronę.
Kiedy byłam tylko kilka kroków przed nimi Harry wstał i stanął w przejściu.
-jak śmiesz w ogóle tu przychodzić-powiedział z widoczną pogardą i wściekłością-po tymy wszystkim co się stało.
Nie mogłam okazać im teraz współczucia. Musiałam być zimna i nieugięta. Przyjechałam tu żeby już na zawsze wykreślić się z ich życia.
-zawsze miałam tupet. Nieprawdaż?- zapytałam unosząc dumnie głowę. Widziałam, że i gram z ogniem. Harry tuż po Zayn'ie najmniej nad sobą panował.
-ty..-zaczął cały drżąc z wściekłości, a potem uderzył mnie w twarz. Moja głowa bezwładnie obruciła się w prawą stronę, a w oczach pojawiły łzy. Piekący ból rozlał się po lewym policzku, ale należało mi się mocniej za to co zrobiłam.
-Harry-krzyknęli Louis i Liam przerażeni. Odwróciłam głowę i znowu spojrzałam mu z pewnością prosto w twarz.
-no uderz-zachęcałam- jeszcze raz. Przecież zasłużyłam.
Widziałam jak ścisnął rękę w pięść. Zrobiłam to samo oczekując na ból. Przestałam udawać twardą. Po moich policzkach spokojnie popłyneły łzy. I już kiedy miał uderzyć zatrzymała go ręka Louisa. Harry popatrzył na niego ze złością.
-bronisz ją?-krzyknął.
-nie obchodzi mnie jak bardzo jesteś zły, kobiet się nie bije-powiedział mu.
Patrzyłam na tą sytuację i czułam się coraz gorzej. Teraz jeszcze ich skłuce?
-wydaje ci się, że przyjechałam tu cieszyć się z tego co się stało?-krzyknęłam-chciałam dobrze. Myślałam, że on sobie...że będzie mu lepiej beze mnie. Skąd miałam wiedzieć, że tak wyjdzie-wykrzyczałam mu to wszystko w twarz, a potem dodałam ciszej-Skąd?
Chłopcy patrzyli na mnie chwile i nie mogli wykonać żadnego ruchu. Byłam żałosna. Widziałam to w ich oczach. O ile Zayn'a dało się jeszcze uratować to ja byłam już tylko chodzącym ciałem. To co w środku już dawno umarło.
- przyjechałam żeby Zayn raz na zawsze o mnie zapomniał..-zaczęłam.
-jak się obudzi i cie zobaczy to nie licz na to, że znowu wyjedziesz-przerwał mi Liam-nie będziesz miała najmniejszych szans uciec.
-nie mam zamiaru mu się pokazywać-zaprzeczyłam-dajcie mi klucze do jego mieszkania- chłopcy popatrzyli na mnie dziwnie zmieszani. Oczywiście, że wiedziałam, że już z nimi nie mieszka. Znałam nawet jego dokładny adres.
-nie-powiedział Niall pierwszy raz zabierając głos. Popatrzyłam na niego z pytaniem w oczach-nie skażemy przyjaciela na śmierć-wzięłam głębszy wdech na te słowa-zaskoczona? Zayn bez ciebie umrze i albo jesteś tak zaćpana, że tego nie widzisz albo wcale cie to nie obchodzi...
Przerwałam mu, bo im dłużej mówił tym bardziej mnie pogrążał.
-jeżeli któryś z was nie da mi kluczy to się tam włamie, więc nie utrudniajmy sobie życia-powiedziałam. Spojrzeli na mnie z niedowierzaniem, a potem Liam podał mi klucze.
-oszalałeś-krzyknął Niall.
-jaki ma sens nie danie jej kluczy skoro i tak zrobi to co chce?-zapytał ironicznie, a potemt zwrócił się do mnie-nie wiem jak idiotyczny jest twój pomysł, ale spiesz się. Jest ósma. Ze szpitala do Zayn'a jedzie się około godziny. On obudzi się około 9 i na pewno od razu wyjdzie. Jak przyjedziesz będziesz miała godzinę na to, co chcesz tam zrobić. Jeżeli nie wyrobisz się w czasie to nie odpowiadam za to co zrobi Zayn jak cie zobaczy.
-Dziękuję-powiedziałam, złapałam klucze i ruszyłam na parkingu. Wsiadłam do samochodu i po godzinie byłam pod kamienicą Zayn'a.
Wydawałoby się, że gwiazda kupi sobie jakieś ładne mieszkanie. Tymczasem chłopak kupił mieszkanie w najbiedniejszej dzielnicy Londynu. Wszędzie walały się butelki albo inne śmieci. Bloki były poszarzałe od deszczu i jakby uginały się pod jego ciężarem. W domach palilo się światło, ale nie czuć było przyjemnej londyńskiej atmosfery. To było miejsce gdzie umiera nadzieja. Miejsce gdzie Zayn pomimo swojej sławy wcale się nie wyróżniał.
Brnęłam przez śnieg do odpowiedniej klatki. Kluczami otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Śmierdziało tam stęchlizną i fajkami. Zaczęłam powoli wspinać się na pietra, a było ich bardzo dużo. Ale w końcu dotarłam. Na ostatnim było tylko jedno mieszkanie, to do którego chciałam dotrzeć. Drżącymi rękami przeszłam przez drzwi. Otworzyłam szerzej oczy. Nie zdziwił mnie zapach fajek ani niepoustawiane buty. W środku było czysto powiedziałbym, że wręcz sterylnie ale nawet nie o to chodziło. Mieszkanie było urządzone dokładnie tak jak ja bym to zrobiła. Klasycznie. Na biało-czarno. Przeszłam przez długi korytarz i weszłam do salonu. Był taki jak chciałam. Idealny ... dopóki nie przyjżałam się dokładniej. W ramkach na komodzie były nasze wspólne zdjęcia, ale nie to było najgorsze. Na stoliku przed telewizorem leżała dosłownie moja kartoteka. Notatki, listy, wyciągi z kart, bilingi z telefonu, cv i zdjęcia z moich rzadkich wizyt w Londynie. Dokładny przebieg mojego życia. Usiadłam na kanapie i ukrylam twarz w dłoniach. To wszystko. .. to przypominało mu przecież o mnie. Byłam przerażona. Musiałam to zniszczyć, to i wszytko co w tym domu by mu o mnie przypominało. Nagłym od ruchem wstałam i poszukałam schodów na górę. Były tam tylko 3 pokoje. Gościnny łazienka i jego sypialnia. Taka jaką chciałam mieć. Cała na biało. Po lewej od wejścia były kolejne drzwi a obok nich wielka szafa. Po prawej małżeńskie łóżko, a na przeciwko niego prawdopodobnie marzenie każdego. Widok na Londyn. To dlatego kupił tu mieszkanie. Zayn uwiwlbia patrzeć na życie. Ludzi chodzących po ulicach, dzieci bawiące się w parkach i na zmieniająca się pogodę. "Spokojnie" pomyślałam, ale okłamywałam samą siebie. Musiałam szybko wziąć się do pracy. Zbiegłam na dół i zaczęłam wyjmowac zdjęcia z ramek, ale nie szlo mi to tak szybko jak bym chciała. Z każdym kolejnym zdjęciem wracały do mnie wszystkie wspomnienia. Wakacje na Krecie, biwak w pobliskim lesie który skończył się tym, że pojechaliśmy do motelu przy autostradzie. W końcu zebrałam wszystkie zdjęcia, usiadłam na kanapie i zaczęłam je oglądać. Widziałam siebie ze starego życia. Uśmiechniętą, szczęśliwą mnie, która cieszyła się każdym dniem i najmniejszą chwilą. Z każdym zdjęciem przez moją głowę przelewały się miliony wspomnień. Nawet tych, których na nich nie było. I w końcu doszłam do ostatniego. Staliśmy wtedy na Tower Bridge. Zayn narzekał, że mu strasznie zimno i po co tu w ogóle przeszliśmy. "Zrobić zdjęcie" odpowiedziałam po prostu. Ustawiliśmy się, złapałam aparat, spojrzałam mu w oczy, a w chwili kiedy nacisnełam przycisk aparatu, pocałowal mnie. To wywołało we mnie dziwny żar. Pogłaskałam jego twarz na obrazku, a potem stało się to czego najbardziej się obawiałam. Najpierw na zdjęcie spadła moja łza, wtedy usłyszałam mocowanie się z drzwiami. W przerażeniu upuściłam zdjęcia, które zasypały cały dywan kolorowym kolażem. Nie miałam planu ucieczki. To i tak nie miałoby sensu. Znajdzie mnie. Ale mogłam chociaż próbować. Usłyszałam pierwsze kroki w korytarzu i wybiegłam z pokoju. Nie zdąrzyłam. Stał tam już, z fioletowymi worami po oczami i wymęczoną, ale i tak jak zawsze idealną twarzą, i patrzył na mnie z niedowierzaniem, a może raczej ze wściekłością. Mierzyliśmy się wzrokiem, a ja zaczęłam się topić. Chciałam błagac o wybaczenie i znów być jego przyjaciółką, ale musiałam uciekać.
-co tu robisz?-zapytał bezbarwnie. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Przyznać się? kłamać? Nie przychodziło mi do głowy nic odpowiedniego.
-ja...ja...-jąkałam się. Jego oczy błysnęły.
-tylko tyle jesteś mi w stanie powiedzieć-wytknął mi poirytowany- po pól roku tak sobie przyjeżdżasz i włamujesz się do mojego domu żeby idiotyczne się jąkać.
Z każdym słowem był coraz bliżej mnie, cofałam się, ale i tak w końcu trafiłam na ścianę.
-przepraszam-powiedziałam pierwsze co mi przyszło do głowy-chciałam dobrze. .. ja.. ja miałam nadzieję, że się zejdziecie jak usunę się z waszego życia. No, bo ja tu byłam największą przeszkodą no i to tak.. ja przepraszam, że przyjechałam ja chciałam tylko sprawdzić czy .... czy wszystko z tobą okej- spojrzałam mu w oczy z przwstrachem i zobaczyłam w nich... rozbawienie.
-nie jest okej-powiedział-nic nie jest okej. Kobieta mojego życia ma mnie w dupie i prawdopodobnie już wcale mnie nie koc...
-mogę przeprosić Perrie... -przerwałam mu, ale szybko tego pożałowałam.
-czy ty do cholery nie rozumiesz?-krzyknął-nie kocham Perrie tylko ciebie.
Otworzyłam szerzej oczy. Przez chwile miałam wrażenie ze słyszę tylko swój przyspieszony oddech i bicie serca. Nagle poczułam wszystkie boćce ze zdwojona siłą. Czy on naprawdę to powiedział? Naprawę mnie kocha? Pomimo wszystko nie poczułam się lepiej tylko jakby ktoś dołożył mi na barki dodatkowe obciążenie. Czy on nadal próbuje mnie uratować, a może po prostu się martwi.
-Zayn-odezwałam się po chwili ciszy-co ty mówisz?
-prawdę-odpowiedział z mocą. Pokręciłam na to głową. To było za dużo. Skąd miałam wiedzieć czy to prawda. W jego oczach pojawiła się gorycz-nie wierzysz mi? Prawda?-nie odpowiedziałam wiec podszedł i położył ręce po obu stronach mojej głowy. Jego bliskość... zapach...wszystko. Mieszal mi w głowie i ewidentnie o to mu chodziło. Spuściłam głowę, bo nie mogłam znieść jego spojrzenia.
-boisz się? Co?-zapytał tak jakby to był najśmieszniejszy żart na świecie, ale szybko się opanował-popatrz mi w oczy-poprosił. Ten ostatni raz pomyślałam i z udawana duma podniosłam głowę. Mierzyliśmy się przez chwilę spojrzeniami-wydaje mi się, że od zawsze to wiedziałem, ale odkryłem to dopiero jak cie straciłem. Kochałem i kocham cie od zawsze-moje serce-zabiło milion razy mocniej- to z Perrie ... Paul trochę mnie przymusił, ale to nie jest wytłumaczenie-wziął wdech-ja bez ciebie jestem nikim. Kiedy cie nie było, nie mialem dla kogo wstawać z łóżka. Bo po co, skoro się do mnie nie uśmiechniesz albo nie rzucisz do mnie jakiegoś chamskiego tekstu. Po co miałem śpiewać na koncertach. Śpiewanie nie jest fajne bez ciebie, bo to dzięki tobie śpiewam. Po co w ogóle miałem żyć skoro ty nie chciałaś mnie znać. Nic nie miało sensu bez ciebie-dokończył, a ja zmarłam jak mógł tak mówić. Nie byłam nikim istotnym.
-Zayn-znów wypowiedziałam jego imię-Masz mnóstwo powodów żeby żyć, przyjaciół, zespół, rodzinę, fanów...
-ale nie mam ciebie-przerwał mi. W jego oczach pojawiły się łzy. Klęknął i złapał moje ręce w swoje- wiem, że nie chcesz mnie znać po tym co ci zrobiłem i mi nie ufasz, ale błagam cie zostań ze mną. .. nie musisz mnie lubić ani nic, ale błagam, proszę mieszkaj w Londynie, żyj swoim życiem nie musisz się ze mną spotykać tylko błagam zostań tutaj ze mną-mówił przez łzy. Głośno szlochał przyklejony do moich nóg. Moje serce nie wytrzymało. Poddałam się. Potrzebowałam go tak bardzo a... a skoro on mnie też. Klęknełam i mocno go przytulilam. To było takie przyjemne uczucie. Jakby moje serce zrzucało z siebie skorupę, a ciało dostało jakieś tajemnicze ciepło. Twarz wtuliłam w zagłębienie jego szyi. Nie śmiałam nawet marzyć, że coś takiego jeszcze się zdarzy. Mulat odwzajemnił mój uścisk ze zdwojoną siłą, tak mocno, że ciężko mi się oddychało, ale nie zwracałam na to uwagi. Po prostu trwała w tej magicznej chwili marzec żeby nigdy się nie skończyła. Zayn głaskał moje plecy i całował głowę i tym razem poczułam się jakby cały ciężar spadł mi z serca. Taka lekka i chyba kochana.
-Kocham Cię Zayn-wyszeptałam w jego kurtkę z miłością. Wstrzymał oddech i odsunął się ode mnie trzymając za ramiona. Moje serce zabiło jeszcze szybciej ze stresu. Popatrzył w moje oczy jakby szukał w nich odpowiedzi, a potem uśmiechnął się. Ta prosta czynność była taka czuła, że i ja się uśmiechnęłam. Pierwszy raz od bardzo dawna szczerze. Zbilżaliśmy się do siebie powoli i w końcu kiedy już stykaliśmy się nosami on wyszeptał.
-ja ciebie też-i złączyl naszet usta w namiętnym pocałunku. Powolnym i słodkim nie takim jak ten z przed ślubu. Ten pocałunek był spokojny, bo Zayn znów wiedział, że już nie ucieknie. Ciepło rozlewało się we mnie powoli, ale wypelnilo mnie całą.
-przepraszam-szepnełam tylko to. Zayn głaskał mnie po plecach i zaśmiał się cichutko.
-to moja wina nie przepraszaj-pocałował mnie w głowę. Nie chciałam znowu się kłucić więc tylko jeszcze mocniej go przytuliłam.
Resztę dnia spędziliśmy właśnie w taki sposób z ta różnicą, że przenieśliśmy się do sypialni. Nie było tak jakby to nigdy się nie wydarzyło, ale i tak było cudownie. Zanim się zorientowaliśmy był już zachód słońca. Był piękny, ale chyba szczególnie dlatego, że mogłam oglądać go z ramion Zayn'a.
-co robiłaś przez te pół roku?-zapytał w końcu.
-starałam się nie spotkać ciebie-odpowiedziałam pierwsze co mi przyszło do głowy. Zaśmiał się na moje słowa, a jego klatka piersiowa zawibrowała. Jego śmiech był taki przyjemny jak plaster na krwawiące rany.
-to dziwne, że się nie spotkaliśmy, bo ja odwiedziłem chyba każdy zakątek Anglii żeby cię znaleźć-powiedział już całkiem poważnie. Usiadłam i popatrzył na niego uważnie. W jego oczach było tyle zmieszanych ze sobą emocji, że nie wiedzialam która dominuje.
-byłam w Szkocji-odpowiedziałam. Teraz to zdecydowanie było zdziwienia, a ja miałam jakąś dziwną potrzebę tłumaczenia się- jakbym została w Anglii to byś mnie znalazł... Oczywiście odwiedzałam Londyn i mame, ale to już wiesz-dodałam z lekko wyczuwalnym wyrzutem. Jego twarz już wykrzywila się żeby zacząć kłutnie kiedy nagle jakby się ocknął.
-jak to byłaś u mamy, przecież ja też tam byłem i pytałem się o cie.... a ona zawsze mnie lubiła-zaczął.
-no właśnie-powiedziałam-zawsze cie lubiła. Jakbym jej powiedziała, że przed tobą uciekam to na pewno by ci powiedziała gdzie jestem-westchnął na moje słowa z delikatnym rozbawieniem.
-nigdy nie zrozumiem kobiet-tym razem to ja się zaśmiałam. Ten dźwięk rozlał się przyjemnie po moim sercu. Pochylilam się nad chłopakiem i pocałowałm krótko.
-nawet nie próbuj-nasze śmiechy rozbrzmiały w pomieszczeniu na krótka chwile. Wtedy zadzwonił telefon Zayn'a. Sięgnął go ręką z szafki i jego rysy strzały.
-Kto to?-zapytałam od razu. Przez chwilę wachał się z odpowiedzią.
-Niall-westchnął-ale na pewno sa wszyscy razem i srają ze strachu.
W mojej głowie znowu zapaliła się czerwona lampka. Niszcze ich przyjaźni. Nie mogę zostać, ale wtedy do głowy przyszedł mi lepszy pomysł. Przeprosze ich. Zayn zauważył moje wahania i ścisnąl mnie mocniej.
-oni nie są problemem. Zostajesz-szepnął w moje włosy-tylko bardzo się martwili.
-tak wiem-powiedziałam, a po chwili dodałam-musze ich przeprosić-westchnął-zadzwoń do niego i powiedz żeby przyjechali, ale nie mów ze zostałam.
Mulat popatrzył na mnie zagadkowo, a potem na jego usta wkroczył łobuzerski uśmiech.
-jesteś niemożliwa-rzachnął się, ale wybrał numer komórki blondyna.
Chłopcy naprawdę musieli bardzo się martwić bo byli już po pól godziny. Zayn wstał z kanapy na której siedzieliśmy i poszedł im otworzyć starając się nie uśmiechać. Zachichotałam cichutko na ten widok, ale spoważniałam gdy usłyszałam kroki kilku osób w stronę salony. Milczeli, ale wiedziałam, że to tylko cisza przed burzą. Patrzyłam uważnie na drzwi w których jako pierwszy pojawił się Zayn uśmiechnął się do mnie zachęcająco i usiadł obok mnie obejmując mnie ramieniem. Wstrzymałam oddech kiedy w progu pojawił się Liam, a potem weszła reszta . Zamarli na nasz widok, a mój żołądek skręcił się w supeł. Wstałam i szybko zaczęłam się tłumaczyć.
-zanim na mnie nakrzyczycie to usiądźci wszystko wam wyjaśnię-powiedziałam wstając gwałtownie. Patrzyli to na mnie to na Malika którego niesamowicie to bawiło. Chciałam go za to uderzyć, ale się powstrzymałam. W końcu chłopcy usiedli, a ja zaczęłam swój nieskładny monolog.
-chciałam was przeprosić-powiedziałam- przeprosić i błagac o wybaczenie za to co się stało. Nie chciałam żeby tak wyszło. Ja poprostu nie widzialam lepszego wyjścia z sytuacji. Przepraszam.
Nastała chwila dramatycznej ciszy, a ja spuściłam głowę. Nie wybaczą mi. Za dużo się stało. Ale w momencie kiedy już chciałam opuszczać pokój cztery pary silnych męskich ramion zatrzymało mnie w swoim uścisku. A jednak. Jestem największą szczęścia na ziemi.
- Boże (t.i)-powiedział Niall i powoli zaczęli się ode mnie oddalać, ale szybko znalazł się przy mnie Zayn z krzywym uśmiechem. Uśmiechnęłam się do niego szeroko za co dostałam całusa w głowę. Usłyszałam cichy śmiech chłopaków i znowu popatrzyłam na nich.
-wróciła nasza mała księżniczka-powiedział uradowany Harry i wiedziałam już, że konflikt ze szpitala znikł.
-wróciła-powiedziałam patrząc im po kolei w oczy, a te najpiękniejsze zostawiając na koniec-i już nigdzie się nie wybiera.
------------------------------------
O matko nie wierze, że udało mi się skończyć. Dziękuję wszystkim którzy czytali moje wypociny. Już niedługo pojawi się one shot z Niall'em, a potem z Larrym. I jeszcze jedeo 1 komentarz = 1 uśmiech. Buziaki ♥
sobota, 11 października 2014
#13 Zayn część 11
~Oczami Zayn'a~
-(t.i)!!-wrzasnąłem i zacząłem trząść ramionami dziewczyny-(t.i)...(t.i)... nie umieraj...(t.i)
Czułem się jak w jakimś koszmarze. Znowu zemdlała, w dodatku w takim momencie. Gdzieś tam w głębi serca cieszyłem się, że to przerwała, ale jednak strasznie się o nią bałem
-Zayn-krzyknął ktoś pochylający się nad dziewczyną-Zayn, puść ją, bo zrobisz jej krzywdę.
Nic do mnie nie docierało. Byłem jak w amoku. Chciałem tylko widzieć ją zdrowa i pełną życia. Uśmiech, który tak bardzo poprowial mi humor. Chciałem cofnąć czas i nigdy nie narażać jej na takie zło.
-Zayn do cholery-krzyknął głos którego nie mogłem nie posłuchać-moja mama. Wystarczyła tylko chwila mojej dezorientacji. Ktoś zabrał (t.i), a chłopcy trzymając mnie z ramiona odciagneli. Sanitariusze karetki z tym jej znajomym lekarzem jechali przez kościół. To wszystko moja wina, że dziewczyna, która kocham doprowadziła się do takiego stanu. Moja. To ja ją zabiłem. Kiedy (t.i) zniknęła za drzwiami szpitala otrzeźwiałem.
-jedziemy-zarządzilem już opanowany i nikt nie miał odwagi mi się sprzeciwić. Ruszyłem do samochodu, którym przyjechała Pezz, a za mną wsiedli wszyscy najbliżsi przyjaciele (t.i).
-za karetką-krzyknąłem do kierowcy.
Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Miałem wrażenie, że się spóźniony, że ona już.. nie, nie mogłem tak myśleć. Niall w zdenerwowaniu uderzał butem o podłogę. To wszystko ... myślałem, że zaraz oszaleje. Chłopak zaczął pukać coraz szybciej. Po patrzyłem na jego nogę mając nadzieję, że przestanie, ale dalej pukał jak w trasie. Wszyscy tak wygladalismy, każdy strasznie się martwil. Paradoksalnie śmieszne bylo to, że zaraz do szpitala wpadnie orszak weselny złożony z dwóch zespołów.
-przestań-wrzasnalem na granicy szału. Już miał coś odpowiedzieć kiedy samochód się zatrzymał. Ignorując wszystkich i wszystko wbiegłem do szpitala i przepychając się do kolejki podszedłem do recepcji.
-przed chwilą przywieziono tu młodą dziewczynę która zmalała. Gdzie jest?-spytałem pielęgniarki.
Kobieta skarciła mnie wzrokiem.
-inni kulturalnie czekają w kolejce, kiedy chcą się czegoś dowiedzieć. Miałem ochotę ją za to uderzyć. Czy ona sobie kpi?
-do kurw..-zacząłem, ale przerwał mi Liam.
-przepraszam gdzie możemy ją znaleźć?
-oddział ratunkowy jest na parterze. Tymi schodami na sam dół-pokazała ręką-tam be...
Dalej jej nie słuchałem. Wystarczyły mi tylko takie informacje. Zbiegałem po schodach najszybciej jak się dało. Na dole było zupełnie inaczej cicho i spokojnie. Nie tak jak się spodziewałem. Zobaczyłem podobną recepcję tyle, że z młoda dziewczyną, która jakby na mnie czekała.
-za tym przeszklonymi drzwiami-pokazała na drzwi za sobą-piąte drzwi na prawo. Teraz ją reanimuja wiec musisz poczekać na zewnątrz.
-dzięki-powiedziałem i pobiegłem pod salę. W środku było duże łóżko z moją (t.i) przy której kręcili się różni lekarze. W ręce wbijali jej różne rurki, rozcieli sukienkę w której tak ładnie wyglądała i przebrali w jakiś szpitalny podkoszulek. Przyjklejony do szyby czekałem aż skończą. Trwało to chyba wieczność ale w końcu podszedł do nas ten jej Patrick.
-co jej jest?-spytałem ostro.
-(t.i) zemdlała bo przedawkowała leki uspokajające-zaczął facet, a ja omal się nie przewróciłem. Chciała się zabić?- nie wydaje mi się, że chciała się zabić-odpowiedział na moje nieme pytanie- miała dzisiaj za dużo stresu i myślała, że jej to pomoże, ale wyszło na odwrót. Niestety-nie znałem go, ale wydawał się być tym faktem strasznie przejęty- jej ciało jest wycieńczone wiec daliśmy jej sporą dawkę leków i teraz będzie spać przez kilka dni.
-jak długo?-zapytałem słabo i usiadłem na wolnym krześle.
- obudzi się prawdopodobnie w niedzielę,-odpowiedział- a teraz przepraszam.
Zostaliśmy sami, a ja miałem wrażenie, że się rozpadam. To wszystko była moja wina. To jak teraz wyglądała czy się zachowywała. Zniszczyłem jej życie, bo przez chwile myślałem, że Perrie to ta jedyna kiedy tak naprawdę to (t.i) zawsze nią była. Od zawsze i na zawsze. I to nie tak, że nie kochalem Pezz.
Oparłem łokcie na kolanach i ukryłem twarz w dłoniach. Nie płakałem. Po prostu tak łatwiej było mi się skupić.
Nie wiem ile czasu spędziłem w takiej pozycji, ale w końcu zrobiło się wokół mnie całkiem cicho. Wiedzieli że chce zostać sam.
Z zamyslenia wybudzila mnie dopiero mała dziewczęca dłoń. Podniosłem wzrok i zobaczyłem Perrie. Nie miała już na sobie tej pięknej sukienki tylko ulubione jeansy i jakaś bluzę. W jednej ręce trzymała kubek gorącym napojem, a na ramieniu miała torbę. Spojrzałem jej w oczy.
-wypij-powiedziała a ja od razu wykonałem jej polecenie. Dziewczyna usiadła na wolnym krześle obok mnie. Siedziałem cicho pijąc herbatę kiedy się odezwała.
- bardzo długo cie nie było-zaczęła.
-to która jest godzina?-spytałem odruchowo.
-2:30-odpowiedziała szybko- zaczęłam się o ciebie martwić i przy okazji przywiozłam ciuchy na przebranie-dopiero teraz na siebie popatrzyłem. Nadal byłem w ślubnym garniturze.
-dziękuje-powiedziałem i złapałem ją za rękę. Dziewczyna tylko ją scisnęła w odpowiedzi. Siedzieliśmy przez chwile w ciszy, ale tylko pozornej. Nasze myśli wręcz krzyczały. Dlaczego mi pomaga? Powinna być na mnie wściekła, sprzedać mi policzek i wrócić do domu, ale taka właśnie nie była Perrie.
-przepraszam-powiedziałem. Dziewczyna spojrzała na mnie ze współczuciem.
- Zayn...-zaczęła delikatnie- to nie twoja wina. Gdybym ja zareagowała nic by się nie stało.
Świetnie teraz będzie brać na siebie winę.
-wiesz, że nie przepraszam za to co się stało (t.i)-powiedziałem-chociaż za to po części też-wziąłem wdech- przepraszam, że nam nie wyszło.
- przecież to nie twoja wina
-a czyja?
-wiesz co sobie pomyślałam kiedy wróciliśmy z Bradford i zaczęliśmy przygotowania?-zapytała cicho robiąc kółka kciukiem na mojej ręce. Pokręciłem głową- pomyślałam sobie, że przy takim rozwoju spraw szybciej weźmiemy rozwód- zaśmiała się- próbowałam ją jakoś przekonać, że możemy jeszcze wszystko odwołać, ale wiesz jaka ona była uparta. Ale nie chodzi mi tu o to. Ona za wszelka cenę chciała doprowadzić do tego ślubu chociaż my mogliśmy się poddać ze względu na nią. Wtedy myślałam jak jesteście zarazem podobni i inni. Byliście jak jyn i yang na twojej ręce. Ty nie mogłeś bez niej istnieć i na odwrót bo to ona od zawsze była ci przeznaczona. Wiedziałam to od kiedy pierwszy raz zobaczyłam ją w twoim towarzystwie-zrobiła głębszy wdech- To było wręcz czuć, wiec nie myśl sobie, że wszystko zniszczyłeś albo, że ja cie nie kocham i dlatego tak mówię. Po prostu ona jest tą z którą spędzisz resztę swojego życia-powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. Nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Po tym wszystkim było ją stać na takie ciepłe słowa. Popatrzyłem w jej oczy. Były takie szczere i ciepłe chociaż gdzieś w głębi czaiła się gorycz. Przytuliłem się do niej mocno.
-dziękuje-wyszeptałem do jej ucha.
-nie ma za co-również szepnęła i pogłaskała mnie po plecach dla uspokojenia.
-wiesz sadze, że będzie ci wygodniej jak się przebierzesz-powiedziała kiedy się ode mnie oderwała.
-na pewno się stąd nie rusze-powiedziałem przerażony tą myślą. Miałem wrażenie, że kiedy odejdę stąd choćby na chwilkę to (t.i) zniknie albo coś jej się stanie. Perrie tylko westchnęła. Chyba nie chciało jej się ze mną klucic, a tak poza tym była bardzo zmęczona-jedź do hotelu. Musisz się wyspać i przekazać gościom co się dzieje.
Blondynka patrzyła na mnie przez chwilę, a potem jakby zrezygnowała z kłucenia się, wstała, pocałowała mnie w policzek i wyszła.
Teraz pozostało mi tylko czekać. Chociaż wydaje mi się, że aż, bo nigdy nie byłem cierpliwy.
~ Oczami (t.i)~
Wpadałam w ciemność. Spadałam w nią jakbym wpadła do jakiejś głębokiej dziury. Nie miałam szansy się zatrzymać. Czułam się jak Alicja z Krainy Czarów. Spadałam i spadałam, ale po pewnym czasie nie byłam tylko w ciemnej dziurze. Zaczęły się tam pojawiać wspomnienia. Od tych najstarszych kiedy Zayn powiedział "od dzisiaj będziesz moją przyjaciółką" kiedy mieliśmy po 5 lat i kiedy wpadłam do rzeki jako 8-latka i mulat oddał mi swoją bluzę. Po te najnowsze zdrada Luc'a, zaręczyny, ślub. Pokazywały wszystko w najdrobniejszych chwilach pędząc do obecnego momentu. Wiedziałam, że kiedy się skończą obudze się. Jeszcze raz zawiązałam chłopcom krawaty, dałam Zayn'owi papierosa i wypowiedziałam nieme tak.
Najpierw do życia obudził się mój słuch. W pokoju było kilka osób. Rozmawiali o czymś, ale nie mogłam zrozumieć o czym. Potem czucie. Znajome ręce trzymały moje własne lekko jeszcze odretwiałe. Na końcu otworzyłam oczy. Zamrugałam kilka razy żeby przyzwyczaić się do światła dziennego, a potem ogarnęłam wszystko wzrokiem. W małym białym, ale znajomym pokoju byli chyba wszyscy. Liam i Danielle, Louis i Elonor, Harry, Niall, Perrie i Little Mix przy ścianach, oknie, a obok mnie Zayn trzymający mnie za rękę. Popatrzyłam w jego oczy. Były pełne ulgi i nieopisanego szczęścia. "Ma żonę nie powinien tak na mnie patrzeć" pomyślałam, ale nie był to najlepszy pomysł, bo od razu zrobiło mi się niedobrze.
-wody-wychrypiałam. Zayn spojrzał na trzymana w rękach Harry'ego szklaną butelkę i od razu mi ją podał. Usiadłam i napiłam się zimnego napoju. Było mi trochę lepiej. Odstawilam ja na stoliczek obok i patrzyłam na rękę. Przypieli do niej jakąś kroplówke. Trzeba będzie temu jakoś zaradzić.
-jak długo byłam nieprzytomna?-zapytałam.
-3 dni-odpowiedział mulat.
-aha-mruknełam. Ktoś mądry specjalnie przetrzymał mnie w tym stanie. Patrzyłam przez oszklone drzwi i zobaczyłam charakterystyczny obraz. Byłam w szpitalu Patricka. Czyli to on.
-jak się czujesz?-przerwał moje rozmyslania Zayn. Popatrzyłam na niego jak na idiotę. Jak on może pytać mnie o takie pierdoły? On wziął ślub i pyta się mnie jak się czuje, zamiast powiedzieć coś ciekawego.
-mniejsza o mnie-zaczęłam-jak ślub? Jak wesele? Która panna złapała welon a kto muszkę? Chce znać wszystkie plotki-powiedziałam zainteresowana. To prawdopodobnie nasza ostatnia rozmowa. Będę chociaż udawać radosną. Ale zamiast odpowiedzi usłyszałam ciszę. Zayn patrzył na mnie jak na chorą psychicznie, Liam zakrztusil się powietrzem a reszta patrzyła we wszystkie możliwe kierunki tylko nie moje oczy. Patrzyłam na Zayn'a który o dziwo ubrany był w garnitur ślubny, a potem na jego palce. Na radnym nie było obrączki. Wyrwałam rękę z jego uścisku i patrzyłam palce Perrie na których też takowej nie było. Patrzyłam na niego z irytacją. Wiedziałam, że się wściekł, tylko nie wiedziałam dlaczego. Zanim zdążyłam mrugnąć mulat podniósł się, wziął butelkę i uderzył nią u ścianę.
-oszalałeś-wrzasnełam wściekła.
-a ty?-krzyknął głośno-sadzisz, że kiedy ty leżałas w szpitalu my w spokoju wzięliśmy sobie ślub, a potem cudownie bawiliśmy się na weselu?
-oczywiście, że tak-powiedziałam-moja nieobecność w niczym nie przeszkadzała.
Wiedziałam jak na te słowa w oczach Zayn'a zapaliły się złowrogie ogniki. Był naprawdę wściekły. Tak naprawdę, tak samo mocno jak ja.
Nie wiem dlaczego, ale to, że się nie pobrali było dla mnie przerażające. To znowu przeze mnie. Po raz kolejny niszcze mu życie. Najpierw martwił się bo decyzja o ślubie prawie mnie zabiła, a teraz przeze mnie go nie wziął.
-czy ty się słyszysz dziewczyno?-krzyknął intensywnie gestykulując- co cie tak nagle to obchodzi? Nagle zaczęło ci na tym zależeć? Kiedy my zdecydowaliśmy, że już nie weźmiemy tego ślubu?
Miałam nadzieję, że się przesłyszałam. Oni nie wezmą ślubu? Tego było dla mnie za wiele. Za bardzo zniszczyłam mu życie i musiałam odejść.
-wyjdź-powiedziałam spokojnie co nagle wydało mi się takie nie na miejscu. Wyrachowane i okrutne. Miałam nadzieje, że on też to tak odbierze.
-że co?-zapytał zirytowany.
-wynoś się-powiedziałam- wynoś się z mojego życia i nigdy nie wracaj-dokończyłam pokazujac ręką na drzwi.
-ale. ..-zaczął, ale szybko mu przerwałam.
-wynocha-krzyknełam patrząc mu ten ostatni raz w oczy. Spojrzał na mnie wściekle, złapał marynarkę i wyszedł. Wyszedł i już nigdy nie wróci. Poczułam się nagle taka pusta. Skończyło się nasze zawsze i na zawsze.
Podeszłam do okna i popatrzyłam jak wsiada na motor i odjeżdża paląc gumy. Do moich oczu naplyneły łzy, a w sercu znowu poczułam ogromny ból. "Przynajmniej wiesz, że dobrze zrobiłaś" pomyślałam. Chociaż zaczęły nachodzić mnie wątpliwości cz aby na pewno.
-(t.i)?-usłyszałam za sobą smutny głos Niall'a. Nie wyszli. Czyli ich też musiałam się brutalnie pozbyć?
-a wy co?-spytała chamsko chociaż przez łzy chyba nie dokładnie tak to zabrzmiało-drzwi są tam-pokazałam. Wszyscy spojrzeli na mnie osłupiali.
-ale (t.i) dl...-zaczęła Elonor, ale nie pozwoliłam jej skończyć.
-wyjdźcie-krzyknęłam-no już.
Opuszczali pokój z tym żałosnym współczuciem w oczach. "Zwariowała" myśleli na pewno, ale to nie to. Byłam tylko zdesperowana. Upadłam na kolana i zaczęłam głośno płakać. W chwili kiedy zastanawiałam się czy nie skoczyć z okna chociaż i tak by mnie to nie zabiło do sali wszedł Patrick.
Popatrzył na mnie ze smutkiem przez co jeszcze bardzo się rozryczałam.
-choć do mnie-powiedział chłopak i przyciągnął mnie do siebie.
-musze zniknąć z Londynu-wydusilam pomiędzy spazmami płaczu. Patrick oderwał mnie od siebie i spojrzał w oczy. Chyba zobaczył w nich ta chorobliwą despeeacje.
-pomogę ci-powiedział.
wtorek, 7 października 2014
#12 Zayn część 10
-przepraszam-powiedziałyśmy jednocześnie.
- nie masz za co, to mnie poniosło-wyprzedziła mnie Perrie.
- nie, nie to ja przesadziłam-powiedziałam szybko.
- nie naprawdę....
-obie zawiniłyśmy-powiedziałam żeby dalej się nie kłucic. Dziewczyna otworzyła szerzej drzwi żeby mnie wpuścić. Usiadłyśmy na jej łóżku.
-okej Pezz-zaczęłam-jest 10:45 za 45 minut będzie tu fryzjerka. Masz dokładnie 45 minut na prysznic i tym podobne. Ja tu poczekam.
-okej ...jasne-mruknela niemrawo.
-nie martw się-powiedziałam-na pewno nie potkniesz się o tren.
-wiesz, że nie o to się martwię-odpowiedziała i zamknęła się w łazience.
Równo o 11:30 do hotelu przyjechała zamówiona fryzjerka i makijazystka. Miała sympatyczną twarz i widać było, że zna się na rzeczy.
- to jak czeszemy?-zapytała kobieta Perrie która coraz bardziej się denerwowala.
- delikatne loczki, a grzywka spięta z boku-powiedziała dziewczyna. Kobieta spokojnie wykonywała swoją pracę. Później jeszcze pomalowala Perrie. Efekt był oszałamiający. W moich oczach pojawiły się łzy.
-wyglądasz pięknie-powiedziałam i przytuliłam ją.
-oh prosze zachować łzy na później-zaśmiała się fryzjerka i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
-chwilę-powiedziała do niej Pezz- jeszcze moja druhna nie jest gotowa. Siadaj- zarządziła.
- nie, no co ty- powiedziałam do niej-ty masz ładnie wyglądać.
-ty też masz-ucięła naszą rozmowę. Usiadłam na krześle. Perrie wszystko powiedziała kobiecie, która po chwili zajęła się i mną. Kiedy po jakiś 10 minutach spojrzałam w lustro stwierdziłam, że wyglądam naprawdę ładnie. Makijaż nude wyglądał idealnie na mojej twarzy, a proste włosy dodawały twarzy uroku.
-dziękujemy- powiedziałam do wychodzącej kobiety.
-dobrze, Perrie. Mamy jeszcze 15 minut i zakładamy suknie- powiedziałam.
- okej, ale co ty masz zamiar założyć?- zapytała. Tym pytaniem zbiła mnie z pantałyku. W całym zamieszaniu zapomniałam o sukience. Wcale jej nie kupiłam.
- spokojnie pomyślałam za ciebie- uśmiechnęła się do mnie i podała mi pokrowiec i pudełko z butami- idź się przebież, a potem zajmiemy się mną.
- nie wiem jak ci dziękować-powiedziałam i usciskalam ją.
- nie ma za co-westchnela- no już, idź-dodała z uśmiechem.
Weszłam do łazienki i otworzyłam pokrowiec. W środku była przepiękna granatowa sukienka.(trochę długi ten link i musicie chwile poczekać aż się włączy ta sukienka) https://www.google.pl/search?q=granatowe+sukienki+na+wesele&client=ms-android-samsung&espv=1&source=lnms&tbm=isch&sboxchip=Grafika&sa=X&ei=n1E1VJrjFqXiywOElIHoCw&ved=0CAYQ_AUoAQ#facrc=_&imgrc=7nHgPsWATLmGdM%253A%3BCVxDBxTvgf7eSM%3Bhttp%253A%252F%252Fmohho.com.pl%252Fenvironment%252Fcache%252Fimages%252F0_0_productGfx_1946d3547596121257da6ec6123946bc.jpg%3Bhttp%253A%252F%252Farchiwum.allegro.pl%252Foferta%252Fmohho-sukienka-granatowa-wesele-olowkowa-34-xs-i3594621707.html%3B870%3B1110
Do kompletu czarne nie zbyt wysokie szpilki. Ubrałam się. Sukienka idealnie podkreślala mój duży biust i teraz już zgrabne biodra. Wyszłam z łazienki i zamknęłam oczy, bo nie chciałam widzieć jej reakcji
- o matko wiedziałam, że będziesz wyglądać cudownie-pisnela Perrie i mocno mnie przytulila- do kompletu masz tu czarną kopertwoke. Oderwalam się od blondynki i dopiero wtedy zobaczyłam chłopaków. Niall i Harry stali osłupiali z rozwiazanymi krawatami i rozbierali mnie wzrokiem. Perrie rzuciła w nich poduszką i obie zaczęliśmy się śmiać z ich zdezorientowanuch min. Spojrzałam na zegarek ścienny i mój humor od razu gdzieś uleciał. Do ślubu zostało 30 minut.
- idź jeszcze do toalety Pezz i ubieramy suknie-powodzialam do niej. Kiedy dziewczyna zniknęła za drzwiami łazienki podeszłam do chłopaków. Wróciło do mnie stare wspomnienie. Nie umieli wiązać krawatów. Stanęłam przy Harrym i podwinełam mu kołnierzyk. Złapał mnie w talii. Kolejny stary nawyk. Tak samo pomogłam Niallowi. Usmiechneli się.
-obrućcie się przystojniaki-powiedziałam do nich- cudownie- dodałam gdy wykonali moje polecenie.
- i tak nikt nie może równać się z tobą- powiedział Harry. Zaśmiałam się.
-tak wszyscy uwielbiamy zombie w drogich sukienkach-żachnęłam się. Przewrócił tylko oczami i wtedy zadzwonił jego telefon.
- to Zayn-powiedział i wyszedł żeby odebrać. Na samo jego imię zrobiło mi się słabo. Niall natychmiast mnie złapał.
-podaj mi torebkę i wodę-powodzialam do niego. Wykonał moje polecenie błyskawicznie. Z torby wyjelam xanax wysypałam kilka tabletek na rękę i już chciałam włożyć je do ust, ale zatrzymał mnie Niall.
-nie powinnaś-powiedział poważnym tonem.
- a chcesz żebym przetrwała ten dzień-rzucialam wytącajac mu tym wszystkie argumenty. Już po chwili lek zaczął działać, ale i tak mnie to nie uspokoiło. Oboje drzwi się otworzyło i dołączyli do nas Perrie i Harry.
- Zayn mówi, że musicie już jechać-powiedział do Nialla.
- a ty?- zapytał blondyn.
- ja mam poczekać na dziewczyny-popatrzył na nas lokers.
- okej, powodzenia Perrie-dał jej buziaka- trzymaj się (t.i). Pamiętaj ten w czarnym garniturze to ja- powodzial gdy mnie orzytulal.
-postaram się zapamiętać-powiedziałam niemrawo.
Poszłam po suknie i położyłam na łóżku. Harry wygodnie rozsadził się na krześle.
-idź poczekać w samochodzie- nakazałam mu, a kiedy zamknęły się za nim drzwi rozsunęłam zamek pokrowca z suknia.
- gotowa?-zapytałam i popatrzyłam jej w oczy. Machneła mi tylko głową. Bardzo delikatnie rozpiełam sukienkę i pomogłam Perrie ją założyć. Potem jeszcze tylko buty i biżuteria. Dziewczyna wyglądała tak ja przewidziałam idealnie.
- brakuje ci tylko uśmiechu-powiedziałam do lustra w którym odbiła się jej przerażona twarz- naucze cie czegoś czego nauczył mnie kiedyś Zayn, dobrze? -kiwnela głową- to sposób na uspokojenie. Stan w delikatnym rozkroku. Ręce wzdłuż ciała. I teraz wypowiadaj powoli słowa, które dobrze znasz. Wolno i z odstepami-poradziłam jej.
Zastanawiała się chwile, a potem usłyszałam tekst jednej z moich ulubionych piosenek.
-take my past...... and take my since...empty sail take the wind... heal... heal....heal me-powiedziała Perrie i juz wiedziałam, że jest gotowa.
- to idziemy-szepnęłam.
Kiedy zajechaliśmy pod kościół był tam już chyba cały Londyn. Miliony gości, paparazzich i fanów przyklejonych do bramy.
-Perrie, ja i Harry pojedziemy poszukać twojego taty i powiemy mu żeby tu przeszedł-powiedziałam-my zobaczymy się dopiero w kościele. Powodzenia kochana-powiedziałam z uczuciem i ją przytulilam, a potem szybko wyszliśmy z samochodu. Byłam przyzwyczajona do paparazzich, ale to co się tu działo przebiło wszystko. Na szczęście udało nam się dostać do kościoła.
- idź już na miejsce, Harry-powiedziałam mu. Spojrzał na mnie zmartwiony. Nienawidzilam tych głupich spojrzeń, ale mimo to kiwnelam głową i powiedziałam
-na pewno sobie poradzę.
Rozejrzalam się po kościele i przy drzwiach do zakrystii zobaczyłam Nialla rozmawiającego z ojcem Perrie. Podeszłam w ich kierunku.
- już czas Proszę pana-powiedziałam delikatnie dotykając jego ramienia- Perrie czeka w samochodzie.
-dziękuje-powiedział i poszedł do córki. Popatrzyłam na Nialla i już miałam coś powiedzieć kiedy usłyszeliśmy odgłos tluczonego szkła w zakrystii. Spojrzelismy na siebie i szybko weszliśmy do pomieszczenia. Zayn klęczał przy potłuczonym wazonie i chyba chciał go ukryć, ale jego ręce trzęsły się tak bardzo, że nie był w stanie zobaczyć co tak naprawdę w nich trzyma. Już raz widziałam Zayna w takim stanie, kiedy próbowałam zmusić go do rzucenia palenia. Wytrzymał tydzień, a potem dostał podobnych drgawek i takiego napadu szału, że prawie mnie pobił. Podbieglam do niego i chwyciłam go za ręce.
-Zayn, Zayn! -krzyknęłam-puść to Zayn!!!-chłopak popatrzył na mnie niewidzacym wzrokiem, ale puścił szkło- Niall okno- blondyn od razu wykonał moje polecenie -Zayn, wstań Zayn.
Chłopak wykonał moje polecenie, a ja zaprowadziłam go do okna. Z torebki wyjęłam paczkę papierosów i wyciągnęłam jednego, zapaliłam i dałam Zayn'owi. Pod wpływem nikotyny mulat szybko się uspokoił.
-dziękuje-powiedział kiedy już wypalił całego.
- nie ma za co, to mój obowiązek-odpowiedziałam.
-nieprawda-odparł- Niall idź sprawdzić czy nie ma Cię za drzwiami-rzucił do niego.
-jak możesz-oburzyłam się.
- to mój ślub mogę robić wszystko co chce-powiedział-wszystko.
Wzięłam kilka głębszych wydechowy żeby się nie zdenerwowac.
- Zayn-zaczęłam trochę spokojniej-przyszłym tu żeby życzyć ci powodzenia.
Prychnął.
- nie mam pojęcia jakim cudem przeszło ci to przez gardło-powiedział z ironią. Tak dobrze mnie znał. Wiedział, że ledwo, ledwo i ze strasznym bólem.
-tak więc powodzenia-powiedziałam ignorując jego słowa i tuląc go- została ci minuta do wyjścia.
Po tych słowach szybko wyszłam z zakrystii. Moje serce bilo tak nieregularnie. Oparłam się o sciane i wyjęłam z torebki tabletki. Blondyn patrzył na to niezadowolony, ale nic nie powiedział. Połknęłam kilka bez popijania i po chwili byłam gotowa.
-to idziemy-powiedziałam i ruszyłam na swoje miejsce za krzesłem Perrie. Usiadłam i uśmiechnełam się najbardziej szczerze jak potrafiłam. Swoją drogą kościół był bardzo ładny. Tak jak w hotelu zdobiony w stylu barokowym. Po chwili pojawił się obok mnie Niall, a kiedy małe dzwonki przy zakrystii zadzwoniły i wszyscy jak na rozkaz wstaliśmy na przeciwko mnie stanął Zayn ze swoim popisowym uśmiechem. Usłyszeliśmy pierwsze takty preludium Bacha Gunoda i juz wiedziałam, że Perrie weszła z ojcem do kościoła. Szli wolno, w rytm muzyki, a z każdym ich krokiem blondynka uśmiechała się coraz bardziej. Ojciec podał jej rękę Zayn'owi i szepnął krótkie "dbaj o nią". Mulat niewidoczne skinął na to głową i spojrzał na pannę młodą z zachwytem, ale i chęcią ucieczki w oczach. Bał się. Zdjął z dziewczyny welon i ceremonia się zaczęła. Wiedziałam z muszę dać radę, ale z każdym słowem kapłana czułam się coraz gorzej. Chciałam stąd uciec, sama albo z kimś, i schować się przed okropnościami tego świata, ... ale nie mogłam wiec stałam tylko z durnym uśmiechem.
W końcu nadszedł wyczekiwany chyba przez wszystkich oprócz mnie moment. Zayn i Perrie złapali się za ręce. Kapłan otworzył małą książkę i zapytał.
- czy ty Perrie Edwards bierzesz sobie obecnego tu Zayn'a Malik'a za męża?
Dziewczyna spojrzała mu w oczy i kiedy ksiądz podał jej mikrofon drżacym głosem powiedziała:
-tak.
-a czy Zayn'ie Malik'u bierzesz sobie Perrie Edwards za żonę?
Nastała chwila tragicznej ciszy.Mulat spojrzał na mnie zdezorientowny jakby z pytaniem w oczach. Nie ja miałam o tym decydować, ale "tak" wypowiedziałam bezgłośnie. Spojrzał na spokojnie stojąca dziewczynę i...
-tak-powiedział.
Czas się dla mnie zatrzymał.
Zaręczając się z Perrie, Zayn wbił mi nóż w serce, a teraz go przekręcił. Moje serce przyspieszyło chyba do granic swoich możliwości, a mi zakręciło się w głowie. Złapałam się stojącego obok mnie Niall'a który popatrzył na mnie wystraszony.
- (t.i)?- jak przez mgłę usłyszałam jego głos. I wtedy moje serce wydało z siebie ostatni najgłośniejszy dźwięk, a potem stanęło. Ostatnie co poczułam to kilka par ciepłych rąk ratujących mnie przed upadkiem. Następna była już tylko ciemność z którą nie miałam siły walczyć. Nie miałam, a może po prostu nie chciałam? To poprostu nie miało sensu. Bo nic już go nie mialo.