Czwartek czyli dokładnie jeden dzień przed ślubem bym straszny i dobry za razem. Dzisiaj musiałam odebrać suknie z salonu ślubnego i spakowana na dwa dni pojechać do zajazdu. Ostatnio nie potrzebowałam dużo snu więc na miejscu byłam pierwsza. Miła recepcjonistka dała mi klucze do pokojów wraz z przydziałem do nich ludzi. Bo dzisiaj ja tu rządze jak powiedziała.
Mój pokój był najpiękniejszy z wszystkich. Urządzony w lekko barokowym stylu z ogromnym miękkim łóżkiem z baldachimem i łazienką z jacuzzi. O ile z łazienki mam szansę skorzystać to z łóżka choćbym chciała i tak nie zasne. Wzięłam wszystkie klucze i listę ludzi i poszłam o pokoju Perrie. Na wieszaku powiesiałam suknie i usiadłam na łóżku. Bałam się jutra i to bardzo. Wiedziałam, że mam się uśmiechać i być miła, ale nie byłam pewna czy dam sobie radę. Dzisiaj połknęłam już z 6 tabletek, a co będzie jutro?
Przez chwilę patrzyłam na czarny pokrowiec. W końcu zabrakło mi cierpliwości i podeszłam do niego. Rozpiełam zamek i delikatnie wyciągnęłam suknie. Tak jak za pierwszym razem kiedy ją zobaczyłam pomyślałam, że to moja wymarzona. Idealna suknia. Przejechałam palcem po gładkim materiale.
-ona jeszcze może być twoja- powiedział cicho znajomy dziewczęcy głos. Pisnełam przerażona i odwróciłam się do drzwi. Stała tam Perrie z walizka w ręce i frakonoszem w drugiej.
- przepraszam. Nie chciałam cie przestraszyć- zasmucila się.
-nic się nie stało- odparłam szybko-zawsze byłam strachliwa.
Blondynka tylko pokiwała głową i weszła głębiej do pokoju. Ja w tym czasie schowałam suknie do pokrowca.
- jutro o 11:30 będzie tutaj makijażystka i fryzjerka, a o 12:30 założymy ci suknię. 12:45 wsadziemy do limuzyny która na równo 13 zawiedzie nas pod kościół- przeczytałam z przygotowanego na jutro planu.
- aha okej dzięki-odpowiedziała niemrawo. Zmartwiło mnie to.
-wszystko okej Pezz?-zapytałam- rozumiem, że się denerwujesz, ale będzie dobrze. To nawet normalne, bo to najważniejszy dzień w tw....
- nie o to chodzi-przerwała mi- znaczy. .. owszem stresuje się jutrzejszym dniem, ale... tu chodzi o to że...- zacinała się- (t.i)- powiedziała w końcu- jak ja mogę być szczęśliwa, że niszcze ci życie. To.. przecież... ehem ... ty powinnaś być na moim miejscu i jutro wziąć z Zayn'em ślub.
Zamknęłam oczy. Moje serce znów zgubiło gdzieś swój rytm. Nie chciałam tego słyszeć wiec poprostu to zignorowałam.
- zejdz za chwile do baru zaraz będą pierwsi goście- powiedziałam drzacym głosem zabrałam klucze i wyszłam z jej pokoju. Krzyknęła coś jeszcze za mną, ale nie chciałam wiedzieć co. Musiałam się uspokoić. Wybiegłam głównym wyjściem i usiadłam na schodach. Rozsunełam kolana i włożyłam pomiędzy nie głowę. Brałam głębokie wdechy, ale to wcale mi nie pomagało.
- (t.i)?-zapytał tym razem męski głos-Boże (t.i)?!? Żyjesz?! (T.i)?!
- żyje tylko bądź cicho Liam-powiedziałam słabo. Uklękł przede mną.
- czy mogę jakoś ci pomóc?-zapytał cicho.
- daj mi swoje fajki-powiedziałam.
- żartujesz? !-zapytał ironicznie.
- nie- powiedziałam i otworzyłam oczy. Brunet miał niezadowolona mine- i tak zapale wiec możesz mi oszczędzić wysiłku.
Bez słowa wyjął paczkę i mi ją podał. Wyjełam jednego papierosa i odpaliłam. Zaciągnęłam się dymem i poczułam jak odrobinę mnie rozluźnia. Po chwili Liam usiadł obok mnie i sam zapalił.
- dlaczego to wszystko robisz?-zapytał po chwili milczenia. Spojrzałam na niego i unioslam znacząco brew- dlaczego tak się nad nim znecasz?
To pytanie totalnie zbiło mnie z tropu.
- znecam?-powtórzyłam z oburzeniem-uważasz, że znecam się nad nim pomagając mu w przygotowaniach do ślubu. Jestem druhną, a Zayn to mój najlepszy przyjaciel ja muszę mu po...
-robisz to w innym celu niż pomoc-przerwał mi- jakbyś musiała wszystkiego sama dopilnować, tak jakby cierpienie tworzyło z ciebie kogoś lepszego
-mówisz to tylko dlatego, że nie jesteś na moim miejscu- powiedziałam i zgasilam fajke butem.
- mówię to dlatego, że przez ostatni miesiąc widziałem jak umieracie- odpowiedział- oboje. Jego zabijało to, że widział do jakiego stanu cię doprowadził, a ciebie jego decyzja której o dziwo nie chciałaś odwołać chociaż mogłaś. Nie rozumiem dlaczego i nie chce zrozumieć. Nie mówię tego żeby było ci przykro, bo wiesz, że jesteś moją przyjaciółka. Mówię to, bo chce żebyś jeszcze wszystko odwołała.
Miał rację jak zawsze.
- jak zawsze masz rację, Li- powiedziałam łapiąc za klamkę- nikomu nie życzę cierpienia takiego jak moje, a szczególnie nie tobie- dokończyłam i weszłam do środka.
Poszłam w kierunku recepcji i poprosiłam recepcjonistke o wodę. Nie mogłam teraz zemdleć. Wzięłam kilka głębszych wdechów i weszłam do baru.
-tak...okej mamo do zobaczenia- powiedział Zayn do telefonu.
- cześć-powiedziałam do chłopaków i dziewczyn i usiadłam na fotelu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Bar z kieliszkami i wszystkimi możliwymi trunkami był po prawej od wejścia. Na przeciwko baru fotele i stoły. Ściany były czarne ze srebrnymi detalami. Siedzieliśmy w niezręcznej ciszy. Do puki do sali nie wszedł Liam.
- przyjechali twoi rodzice- powiedział do Zayn'a. Wstaliśmy i poszliśmy do hallu gdzie czekali już Patricia, Yaster i siostry Zayn'a.
- Zaynie-krzyknęła Patricia, a potem zaczęły się uściski, przywitania i chwalenie jak to wszyscy wyrośli. Stałam ostatnia i to na mój widok Patricia mało nie dostała zawału.
- jezus maria-krzyknęła kobieta. Spojrzenia wszystkich od razu skierowały się na mnie. Miałam ogromną nadzieje, że mój uśmiech jest chociaż w miarę szczery.
- (t.i), kochanie co ci się stało?-zapytała i podeszła do mnie.
- też bardzo miło panią widzieć-zaśmiałam się (o dziwo zabrzmiało to szczerze) i usciskałam ja- wie pani jak się ma przyjaciół gwiazdy to nie można im robić wstydu.
Harry zaczął się śmiać żeby trochę rozluźnić sytuację i wszyscy poszli za jego przykładem.
-już byś mogła sobie oszczędzić tych swoich żartów- powiedział Yaster odbierając mnie z ramion żony- chociaż wiesz, że je kochamy. - tak ,tak więcej tego nie zrobię- zaśmiałam się znowu, a potem usciskałam siostry Zayn'a których moja bajeczka wcale nie przekonała- chodźcie pokaże wam pokoje.
Podobnie wyglądała reszta dnia. Czekanie, sztuczne uśmiechy i uściski, przerażenie matek chłopców, odprowadzanie do pokoi zauroczonych zjazdem gości. Równo o 19 wszyscy zabrali się na wspólną kolacje. W miarę możliwości każdy miał zapamiętać swoje miajsce. Moje jako, że byłam druhną przypadło obok Zayn'a. Gdzieś w połowie ogromnego obiadu podczas którego Zayn co chwila wpychal mi na talerz jedzenie na które nie mogłam nawet patrzeć chłopak wstał.
- prosimy o ciszę- krzyknął.
-dziękujemy wszystkim za tak liczne przybycie-powiedziała Perrie trzymając go za rękę.
- dziękujemy też za wsparcie w tak dla nas ważnym dniu-dokończył Zayn- dla przypomnienie jutro o 13 w najbliższym kościele będzie nasz ślub.
- nie musisz nam przypominać po to tu przyjechaliśmy-krzyknął ktoś z końca sali na co wszyscy wybuchneli śmiechem.
-jeszcze raz dziękujemy-powiedziała Perrie i usiedli. Czułam się okropnie było mi słobo i duszno. Podniosłam się z krzesła, ale ręką Zayn'a szybk mnie zatrzymała.
- gdzie idziesz? -zapytał.
- źle się czuję- powiedziałam cicho-idę się przejść.
- Niall pójdzie z tobą-zarządził. Popatrzyłam w kierunku blondyna. Zmienił miejsce i siedział z rodziną. Śmiali się i rozmawiali.
- zostaw go w spokoju. On ma teraz rodzinę-powiedziałam-poradzę sobie.
Wyrwałam rękę z jego uścisku i w szybkim tempie wyszłam z sali. Wiedziałam, że nie zrobi scen w sali pełnej ludzi. Przebiegłam koło recepcji i wybiegłam z hotelu. Biegłam przed siebie nie patrząc gdzie. Chciałam być daleko od całego bólu. Przebiegłam przez jezdnię i wbiegłam do jakiegoś lasu. W przeswitach drzew zobaczyłam wodę i tam pobiegłam. Było to nieduże jezioro z mostem na sam jego środek. Zatrzymała mnie barierka. Dusiłam się łzami.
-dlaczego ja do cholery?-krzyczałam i płakałam wyklinając boga od najgorszych. W końcu opadałam z sił. Usiadłam po turecku i oglądałam zachód słońca, a moje łzy cicho splywaly po policzkach. Kiedyś zawsze oglądałam zachody słońca. Uwielbiałam to. Słońce zawsze było piękne i kojarzyło mi się z radością i silą która mi kiedyś dawało. Nie wiem jak długo tak siedziałam, ale kiedy pomimo grubego swetra zrobiło mi się zimno postanowiłam wracać. Las w nocy był straszny wiec szybko przez niego przeszłam potem przez jezdnię i jeszcze spory kawałek do zajezdu. Kiedy przekraczałam bramę byłam nieźle zmęczona szybkim marszem. Pociągnełam z klamkę i otworzyłam drzwi. W hallu byli chyba wszyscy goście których znałam, a zmartwiona recepcjonistka rozmawiała z kimś przez telefon. Poczułam się osaczona. Każdy patrzył na mnie jakby ze złością
-cześć -rzuciłam dla rozładowania atmosfery.
- gdzieś ty była do cholery? Wiesz która jest godzina?-krzyknął Harry który stał najbliżej mnie- co się z tobą działo przez tyle godzin? wiesz jak bardzo się o ciebie martwiliśmy? Gdzie do cholery miałaś telefon?
-ja .... no..em-jąkałam się.
-teraz się nawet wyłowić nie potrafisz? Co ty sobie...
-zejdz z niej Harry- przerwał mu Niall- przepraszamy za zamieszanie. Jak widać masza zguba się znalazła i można już wrócić do łóżek-powiedział wszyskim-a z tobą sobie jeszcze pogadamy- dodał ciszej łapiąc mnie za rękę kiedy chciałam iść do pokoju.
Chłopcy poczekali aż na korytarzu zrobi się cicho. Każdy z nich miał poważna minę która paradoksalnie mnie bawiła. Dosłownie odeskortowali mnie do pokoju. Usiadłam na łóżko i dopiero wtedy zobaczyłam Perrie która właśnie zamkała za sobą drzwi.
-Pezz?-zwróciłam na siebie jej uwagę- to nie tak, że Cię wyganiam, ale jutro musisz dobrze wyglądać, a mimo później godziny nie śpisz wiec sadze, że powinnaś się położyć- zasugerowałam jej delikatnie. Popatrzyła na mnie tak bardzo dziwnie, a potem zrobiła coś czego w życiu bym się po niej nie spodziewała.
-jak mogłaś nam to zrobić?-krzyknęła - mogę tylko tak powiedzieć bo nie zrozumiem, mam nadzieje nigdy, ale rozumiem, że jest ci ciężko ,ale do cholery czemu jesteś taką masochistką. Powinnam cie nienawidzić bo oprócz tego, że jesteś moim realnym zagrożeniem to wykanczasz Zayn'a szybciej niż cokolwiek innego. Ja bardzo się starałam to ułatwić. Jestem dla ciebie miła bo pomimo wszystko cię szanuje i lubię i chciałam żebyś czuła się lepiej. Nikomu nie życzę tego co ci się stało. Ja poddała bym się już na początku, ale to nie zmienia faktu, że następnym razem myśl co robisz albo powiedz komuś gdzie idziesz bo później wszyscy się tylko martwią i denerwują-potem tylko trzasneła drzwiami.
Wszyscy staliśmy osłupiali. Perrie nigdy jeszcze nie krzyczała. Jej zachowanie tylko potwierdziło to, że muszę zniknąć z ich życia bardzo szybko. Chłopcy patrzyli na mnie, ale jakby nie mogli się ruszyć. W tamtej chwili nie chciałam istnieć. Zawsze były ze mną problemy. Byłam niepotrzebna. Wiedziałam, że Perrie ma rację, ale pomimo to do moich oczu napłynely łzy, które po chwili lały się strumieniami po mojej twarzy.
-ktoś jeszcze chce mi powiedzieć prawdę? - zapytałam- numer jeden jesteś tylko problemem.
-dobrze wiesz, że ona tak nie myśli -powiedział Niall- trochę ja poniosło.
Zaśmiałam się gorzko.
- masz rację-żachnełam się przez łzy- jesteś dziwką mojego narzeczonego, ale pomimo wszystko cie lubię.
-przestań- syknął Zayn. Spojrzałam mu w oczy. Był zły, smutny i przerażony zarazem. Wstałam gwałtownie i podeszłam do torebki po fajki. Otworzyłam okno na oścież co spotkało się z natychmiastową reakcją. Harry złapał mnie delikatnie w talii jakby chciał mnie przytulić, ale go odepchnełam.
- przepraszam, ale chcę zostać sama - powiedziałam tyłem do nich zapalając papierosa. Wiedziałam co każdy z nich w tej chwili zrobił. Po pierwsze byli zdziwieni i może czuli się odrzuceni bo zawsze mówiłam im o wszystkim. Po drugie spojrzeli na Zayn'a z niemym pytaniem w oczach, a on skinal im głową bo po chwili usłyszałam jak zamykają się drzwi. Byłam roztrzesiona. Wiedziałam, że muszę przetrwać jutro, ale nie miałam pojęcia co będzie później. Na pewno muszę zniknąć z ich życia. Może wrócę na kilka dni do Bradford do mamy, będę uważać na wszystkich znajomych, a potem gdzieś się wyprowadze. Byłam tak pochłonięta rozmyślaniem, że nie zauważyłam, że mój papieros się wypalił. Dopiero lekkie opażenie mnie obudziło. Syknelam z bólu i odwróciłam się żeby iść do łazienki, ale zatrzymały mnie czyjeś ręce. Ręce Zayn'a. Po patrzyłam mu w oczy, ale szybko tego pozalowalam. Patrzył na mnie jak na kogoś kto nie był świadom swoich wartości, jak ojciec na córkę kiedy jest z niej dumny i ... i jak narzeczony na przyszłą żonę idącą do ołtarza. Spuściłam głowę bo wiedziałam czemu Zayn to robi. Czytał z moich oczu. Zawsze to robiliśmy. To było takie magiczne i ... nasze. Wtedy wiedzieliśmy już o sobie wszystko, a teraz nie mógł poznać moich uczuć. Chłopak delikatnym muśnięciem podniósł moją głowę do swojej własnej, która znajdowała się zdecydowanie za blisko. Wiedziałam, że to złe i niepoprawne, ale nie mogłam się ruszyć, a już po chwili zapomniałam co się w około mnie dzieje. Był tylko on i jego usta zbyt blisko moich. Trwaliamy tak w tej chwili, ale Zayn przerwał ją. Całowal mnie z zaangażowaniem chciwościa dawno nie zaspokajanym pragnieniem i ... miłością której nie mogłam przyjąć. Jego usta były takie jak zawsze ciepłe, miękkie, idealnie dopasowane do moich własnych. Ale nic co piękne nie trwa wiecznie. Po chwili odrewał się ode mnie. Złożył jeszcze jeden pocałunek na czole i wyszedł zostawiając mnie z poczuciem winy. Zaschnięte łzy znowu zaczęły lecieć po moich policzkach. Rzuciłam się na łóżko przytulilam do poduszki.
Moje łzy w końcu się skończyły, ale i tak nie zasnełam.
Wstałam około 9. Weszłam do łazienki nie patrząc w lustro. Wzięłam bardzo długi prysznic, a potem spokojnie się przygotowałam. Czesząc mokre włosy wyszłam z łazienki. Mój wzrok powędrował do telefonu. Podeszłam do niego i wybrałam numer Patricka.
- część-usłyszałam po drogiej stronie.
-hej Pat- powiedziałam.
- jak się trzymasz?-zapytał spokojnie.
- chciałabym powiedzieć ci, że jest świetnie, ale czuje się jak przed egzekucją-odpowiedziałam szczerze.
-wiesz, że nie musisz tego robić-przypomniał mi.
-wiem, ale czy tu będę czy nie ślub się odbędzie-westchnelam.
- jakby coś dzwoń do mnie-powiedział- zawsze Ci pomogę.
-tak, tak dziękuje- odparłam- mam do ciebie pytanie? Będę mogła u ciebie mieszkać przez kilka dni od poniedziałku?-zapytałam.
- oczywiście, że tak, ale dlaczego?
- bo musze usunąć się ich życia-powiedziałam- jestem tylko problemem.
-jesteś pewna, że to dobre rozwiązanie?- zapytał.
- tak- powiedziałam- przepraszam, ale musze już kończyć Dziękuję za wszystko do zobaczenia.
- wieszz że nie masz za co. Na razie-odpowiedział i rozłączył się.
-za więcej niż myślisz- szepnełam. Wysuszyłam spokojnie włosy doprowadziłam twarz do względnego wyglądu i wzięłam kilka tabletek uspokajajacych, a kiedy na zegarku wybila 10:30 poszłam do pokoju Perrie. Trochę przestraszona czy nie jest na mnie jeszcze zła zapukałam do jej drzwi. Po chwili otworzyła mi blondynka w szlafroku. Spojrzała mi w oczy w których zobaczyłam skruche.
-przepraszam-powiedziałyśmy jednocześnie.
wtorek, 30 września 2014
#11 Zayn część 9
sobota, 27 września 2014
#9 Zayn część 7
-halo?-odezwałam się.
-hej (t.i)!-zawołała dziewczyna- słuchaj wszyscy jesteśmy strasznie zdenerwowani przez ten ślub... i w ogóle i Harry rzucił hasło impreza. Co ty na to?
Zastanaowiłam się chwile. Będę mogła zabalować i chociaż na chwilę zapomnieć.
- to chyba fajny pomysł wiesz- powiedziałam.
- ciesze się, że się zgadzasz -odpowiedziała- przyjadę po ciebie o 19:30 i przywiozę ci sukienkę.
- dziękuje Pezz- naprawdę byłam wdzięczna. Po tym co jej zrobiłam najlepszym słowem jakim mogła mnie określić to dziwka, a ona nie dość, że jest miła to mi pomaga.
- nie ma sprawy do zobaczenia- odparła.
-papa-pożegnałam się i położyłam na kanapę. Myślałam. O życiu, o chłopakach, o Zayn'ie, o Perrie i o tymy co będzie dalej. Po ślubie już na pewno nie pogodze się z Zayn'em. Będę musiała wyjechać albo ukryć się gdzieś. Tak, żeby mnie nie znalazł. Nigdy. Ale muszę też sprawić żeby mnie znienawidził. Bo przecież nie tęskni się za kimś kogo się nienawidzi. A potem to ... jakoś sobie poradzę. Albo nie ale to juz bez znaczenia.
W zamyśleniu podeszłam do pianina. Kiedyś używałam go prawie codziennie. Najwięcej kiedy byli u mnie chłopcy. Zawsze coś razem śpiewaliśmy. Usiadłam na krześle i otworzyłam klapę. Przejechałam palcem po klawiszach nie wydając jednak żadnego dźwięku. Od prawie miesiąca nie grałam. Nie robiłam niczego co przypominałoby mi Zayn'a. A muzyka chociaż była nieodłącznym elementem mojego życia przypominała mi go najbardziej. http://m.youtube.com/watch?v=ArCObKgcoKI I wtedy moje palce same odnalazły dźwięki i rytm, a ja zaśpiewałam. Czysto i słodko. Tak jakby to był mój ostatni raz. Czułam się cudownie. Muzyka ogarnęła mnie od czubków palców u stóp aż po końcówki włosów. Tak jak zawsze kiedy śpiewałam. Żyłam. Tak naprawdę. Ostatnia zwrotka powoli się kończyła. Zagrałam jeszcze kilka ostatnich akordów. Koniec. Trwałam w kojącej ciszy którą po chwili zmącił jeden dźwięk. Oklaski. Odwróciłam się i zobaczyłam klaszczącą Perrie. Płakała. Przez chwilę patrzyłyśmy sobie w oczy.
- to było cudowne- wyszeptała wzroszona- gdyby Harry to słyszał.
- dziękuje- wyjąkałam cicho. Siedziałyśmy w ciszy. Dziewczyna widząc, że nic nie powiem sama się odezwała.
- idź wziąć prysznic, a ja w tym czasie się pomaluje, a potem zajmiemy się tobą
- jasne - powiedziałam i poszłam do łazienki. Po kąpieli wysuszyłam włosy i w ręczniku wyszłam z łazienki. Perrie robiła już ostatnie poprawki. Wyglądał cudownie.
- ubierz białą bieliznę- zarządziła dziewczyna. Zrobiłam o co prosiła i stanęłam przed nią. Z frakonosza wyciągnęła piękną białą sukienkę do kolana. Była odcinana w okolicach pępka z czarnym paskiem. U góry piersi zaczynała się koronka kończąca się z tyłu tuż przy odcięciu. Perrie pomogła mi ją założyć, a później zrobiła mi delikatny make up. Moje proste włosy zostawiła rozpuszczone.
- nie ma co się starać i tak będę wyglądała strasznie-powiedziałam.
-weź mnie nie denerwuj- odkryzła się- a teraz ubierz te czarne szpilki i się przejrzyj- zarządziła. Kiedy spojrzałam do lustra bardzo się zdziwiłam. Wyglądałam naprawdę dobrze.
-wow-szepnełam.
- wyglądasz super- powiedziała Perrie-idziemy?
- już-odpowiedziałam. Spokowałam do małej torebki najpotrzebniejsze rzeczy zamknęłam dom i pojechałyśmy.
Perrie zaparkowała pod jednym z naszych ulubionych klubów. Dziewczyna przywitała się z ochroniarzem i weszłyśmy do środka. Z daleka zobaczyłam stolik przy którym brakowało tylko nas.
- no powiem wam dziewczyny, że wyglądacie zajebiście- powiedział nieco wstawiony już Harry gdy miałyśmy się witać. Uśmiechnęłam się do niego zadziornie. Chciałam ostro dzisiaj zabalować. Siedzieliśmy przy stoliku i rozmawialiśmy o wszystkim. Po około godzinie Louis, Eleonor, Liam i Danniel. Poszli tańczyć. Na co ja nie miałam na razie ochoty. Przysunęłam się bliżej Harry'ego. Od razu objął mnie ramieniem. Rozmawialiśmy jeszcze chwile, ale w końcu zabrakło nam tematów. Wstałam od stolika.
- idę po coś do picia- powiedziałam do reszty.
-nie będziesz dzisiaj piła- poinformował mnie Zayn- ostatnio i tak przesadziłaś
- od kiedy jesteś moim ojcem? Co?!- zapytałam zirytowana- ale stop ja jestem dorosła.
- Boże czy...-zaczął.
- daj jej już spokój Zayn- zaśmiała się Pezz- przeszliśmy tu żeby wyluzować.
- nie pijesz- zignorowa ją.
-jeszcze zobaczymy-powiedziałam tak żeby nie usłuszał-Harry?-zwróciłam jego uwagę-idziemy tańczyć? -zapytałam wyciągając w jego stronę rękę. Loczek uśmiechnął się łobuzersko. Ścisnęł ja bez słowa i poszliśmy. Nasz taniec był bardzo gorący. Co chwila ocierałam się pupą on jego krocze za to jego ręce były dosłownie wszędzie. Nasz taniec był dokładnie obserwowany. Perrie jak i Zayn nie ruszali się z miejsc z których-niestety- dokładnie widać było parkiet i bar. Mulat dosłownie zabijał wzrokiem Harry'ego za każdym razem kiedy ten za dużo sobie pozwalał, ale w końcu nadarzyła się okazja.
- choćmy do baru-powiedziałam do Harry'ego gdy zobaczyłam jak Zayn i Perrie idą na parkiet z którego nie było go widać.
- już księżniczko- odparł i poprowadził mnie do baru. Usiedliśmy na wysokich stołkach barowych.
-co sobie życzy moja królowa? -zapytał Styles z uśmiechem.
- a co mi mój książę poleca? Tylko coś mocnego- odpowiedziałam zadziornie. Chłopak mrugnął do mnie i zamówił nam drinki. Najpierw jednego, potem dwa, a po piątej kolejce przestałam liczyć. Alkohol szumiał mi w głowie i dopiero teraz zaczęłam się naprawdę bawić. Lekko się chwiejąc poszliśmy na parkiet, a po gorącym tańcu znów do baru. Po bliżej nie określonym czasie śmiejąc się z byle czego i ledwo trzymając na nogach poszliśmy do stolika. Wszyscy nasi znajomi zaczęli śmiać się jeszcze bardziej gdy nas zobaczyli. Wszyscy z wyjątkiem jednego-Zayn'a. Trzymany przeze Harry potknął się i gdyby nie barierka leżał by jak długi. Wybuchnełam głośnym śmiechem.
- chodź już niedaleko- wybełkotałam do loczka. Nagle przede mna zmaterializował się Zayn. Pociągnął mnie za ramię tak, że trzymamy przeze mnie Styles upadł na ziemię.
-mówiłem coś. czy do ciebie nic nie dociera?!- wrzasnął na mnie Zayn.
-ja też coś mówiłam-wybełkotałam.
- wracamy do domu. Chodź-pociągnął mnie za rękę w stronę schodów.
-nigdzie nie idę. zostaw mnie. Zostaje-czułam się jakby ktoś chlusnął mnie zimną woda. Jakbym nagle otrzeźwiała.
-nie ma opcji. Idziemy-krzyknął.
-nie idę- wrzasnęłam. Byłam wściekła.
-idziesz- powiedział. Cofnełam się w stronę stolika.
- co jest z tobą? Nie umiesz się bawić? -krzyknęłam.
-a z tobą? od kiedy z ciebie taka alkoholiczka?życie niczego cie nie nauczyło?- wrzasnął zanim zdążył pomyśleć. Czas jakby się zatrzymał. Spojrzałam mu w oczy. Przesadził i wiedział o tym. Dobrze wiedział, że mój ojciec był alkoholikiem i cierpiałam przez niego w dzieciństwie. Uderzyłam go w twarz z całej siły. Dziewczyny pisneły, a chłopcy wstrzymali oddech. Mulat złapał się za obolały policzek. W jego oczach widziałam skruche już chciał coś powiedzieć, ale go wyprzedziłam.
- nienawidzę cię-wrzasnęłam z łzami w oczach. Zdiełam szpilki i najszybciej jak potrafiłam skierowałam się w stronę wyjścia. Wybiegłam przed klub i wysiadłam do pierwszej z brzegu taksówki. Musiałam od tego wszystkiego odpocząć. Gdy tylko dotarłam fo domu szybko pobiegłam się spakować. Zdecydowałam wyjechać na kilka dni. Kiedy wszystko było już gotowe podeszłam do laptopa i zabukowałam bilety na lot do Polski. Wróciło do mnie mgliste wspomnienie wakacji nad tamtym morzem. Pierwsze od rozwodu rodziców. Cisza spokój szum wody i brak jakichkolwiek ludzi. To było miejsce którego mi trzeba. Ustawiłam budzik na 5 rano i poszłam spać.
Obudziłam się ledwo żywa, a w dodatku ze strasznym kacem, ale szybko zwlekłam się z łóżka. Ubrałam się i ogarnęłam potem wypiłam kawę i wzięłam leki. Spokowałam ostatnie rzeczy do walizki, a do lodówki przyczepiłam kartkę dla Zayn'a. Wiedziałam, że wejdzie tu jeżeli mu nie otworze.
Wrócę trzy dni przed ślubem.
Zamknęłam drzwi do domu i zeszłam spokojnie po schodach. Dla bezpieczeństwa na głowę założyłam kaptur. Od jakiegoś czasu wokół mojego domu kręcą się paparazzi. Wsiadłam do samochodu i pojechałam w stronę lotniska. Po przyjeździe załatwiłam wszystkie potrzebne sprawy i usiadłam na ławeczkach i czekając na swój lot. Postanowiłam zadzwonić do Patricka. Ktoś musiał wiedzieć, że wyjeżdżam.
-halo? (T.i)-usłuszałam jego zaspany głos.
-cześć - powiedziałam- przepraszam, że tak wcześnie dzwonie, ale pamiętałam, że masz nocny dyżur.
-nie przepraszaj-powiedział łagodnie- coś się stało?
-nie, nic się nie stało. Dzwonie, bo chciałam komuś powiedzieć, że wyjeżdżam na.... parę dni.
-jesteś pewna, że to dobry pomysł?-zapytał tylko.
-nie wiem, ale nie wytrzymam już tutaj. Między mną, a Zayn'em jest coraz gorzej. Wczoraj wyszliśmy całą paczką do klubu to wściekł się z to, że się upiłam.-wyżaliłam się.
- on się o ciebie poprostu martwi-westchnął-jesteś jego najlepszą przyjaciółką.
-myślę, że już nie-powiedziałam-wczoraj powiedziałam mu, że go nienawidzę bo porównał mnie do mojego ojca alkoholika.
- przyjaciel zawsze będzie przyjacielem-powiedział- a gdzie w ogóle jedziesz?
- do Polski nad morze. Na samej granicy z Rosją.
-uważaj na siebie -poprosił.
-jasne-westchnęłam kiedy z głośników zawołano mnie do samolotu- już mnie wołają. Do zobaczenia Patrick.
- do zobaczenia papa- pożegnał się. Podeszłam na odprawę. Stewardessa uśmiechnęła się do mnie ciepło co odwzajemniłam żałosnym cieniem uśmiechu. Przeszłam przez rękaw i zajęłam swoje miejsce w samolocie. Rozejrzałam się po maszynie. Nie wyspani rodzice uciszali swoje radosne dzieci. Każde z nich było szczęśliwe chociaż nic specjalnego się nie stało. W moich oczach stanęły łzy. Nigdy nie będe miała dziecka do uciszania. Ani męża do kochania. Oparałam się o fotel i zamknęłam oczy.
-prosimy zapiąć pasy- usłyszałam z głośników. Wykonałam polecenie. Za dwie godziny będę wolna. Chociaż na chwilę. Z tą myślą opuściłam ukochany kraj.
poniedziałek, 22 września 2014
#10 Zayn część 8
Szum fal. Jedyny dźwięk jaki słyszałam już trzeci dzień. Leżałam na pustej plaży na kocu i patrzyłam na falujace morze. Wyjazd był dobrym pomysłem. Tutaj czułam się wolna. Nikt nie mówił mi co mam robić. Co jest dobre, a ci złe. Byłam sama, ale miało to swoje złe strony. Tęskniłam. Nawet bardzo. Za Zayn'em i ogólnie za moimi przyjaciółmi. Dzwonili miliardy razy, ale nie odbierałam. To nie miało sensu. Byłam sama i musiałam przyzwyczaić się do takiego stanu rzeczy.
~ oczami Harry'ego~
-(...) nie ma tu żadnych śladów włamania- odpowiedział agent.
- wie pan jak bym chciał porwać przyjaciółke dwóch słownych zespołów to też bym się postarał żeby nie zostawić śladów- powiedział z sarkazmem Zayn.
- prosze pana-zaczął jakiś inny federalny- myślę, że powinien pan się uspokoić. Wasza znajoma napisałaz że wróci i są trzy wyjścia albo uciekła, albo tylko wyjechała na parę dni i faktycznie wróci, albo została porwana. -powiedział.
- żartujesz sobie ze mnie- krzyknął Zayn. Wszystkich martwiła to co się stało z (t.i). Wyjechała i zostawiła jedynie kartkę, że wróci. Ale Zayn był na skraju załamania nerwowego. Nie spał, nie jadł, nie pił. Palił tylko fajki. I ciągle siedział przy telefonie mając nadzieję, że ona w końcu zadzwoni. W sumie nie dziwie się pewnie zachowywałbym się tak samo na jego miejscu.
- a może namierzycie ją po numerze telefonu?- zaproponował Niall.
- próbowaliśmy to zrobić, ale dziewczyna wyjeła kartę sim i nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Próbujemy odnaleźć numer seryjny telefonu wtedy na pewno ją znajdziemy-odpowiedział.
- no to ruszcie tyłki- krzyknął Zayn- szybciej. Wtedy zadzwonił mój telefon. Wszyscy spojrzeli na mnie z nadzieją. Szybko go wyjąłem i spojrzałem na wyświetlacz.
-to Ed-(Sheeran) powiedziałem i odebrałem szybko.
- hej Ed sorry, ale teraz nie mogę. Pa- powiedziałem nie czekając aż się odezwie.
- Harry czekaj to waż..- nie zdążył nic powiedzieć bo się rozłączyłem
- nie jesteśmy w stanie nic o przyspieszyć-odparł facet-będziemy się z państwem kontaktować. Do widzenia. -powiedział i wyszli. Popatrzyłem na Malik'a. Był wściekły. Widziałem, że chciał już ją widzieć. Mieć przy sobie. W ogóle cała ta sytuacja była chora. Zawsze z chłopakami wieżyliśmy, że kiedy mulat zaprosi nas na ślub to panną młodą będzie nikt inny jak (t.i). Może nie byli oficjalnie parą, ale każdy kto ich dobrze znał wiedział, że ze sobą sypiają, ale u nich miłość czuć było na kilometr. Chłopak już miał zacząć wyklinać na wszystko i wszystkich kiedy mój telefon znowu zadzwonił. Popatrzyłam na wyświetlacz.
- znowu Ed- powiedziałam i odebrałem.
-słuchaj stary mówiłem ci, że to nie odp...-zacząłem.
-zamknij się i słuchaj Styles-rozkazał- wiedziałeś że mam koncert w Polsce?
- no coś wspominałeś-powiedziałem.
- no wiec w mojej garderobie były gazety i na jednen artykuł mnie zainwesował i poprosiłem żeby mi go przetłumaczyli i..-mówił rudzielec.
-do rzeczy Ed-niecierpliwiłem się.
- i tam pisało: przyjaciółka one direction (t.i) (t.n). Co dziewczyna robi Polsce?-powiedział. Zamarłem z telefonem w ręku.
- co? -krzyknąłem po chwili.
- znalazłem waszą przyjaciółkę- powiedział spokojnie.
- Boże Ed jesteś Bogiem.-krzyknąłem- kocham cię stary. Wiesz gdzie dokładnie jest?
- już czekaj-powiedział-jest w małym miasteczku na granicy z Rosją, ale nie ma podanej nazwy.
- boze chłopie dzięki z całego serca- powiedziałem
- nie ma za co. Powodzenia-odparł. -dziękuje pa-powiedziałem. Wszyscy patrzyli na mnie jak na wariata.
- no!!- pomaglił mnie Louis.
- ed znalazł (t.i)- powiedziałem.
-gdzie? -zapytał od razu Zayn.
- jest w Polsce. W małej miejscowości nad morzem na granicy z Rosją-po jego oczach poznałem że niesamowicie się z tego cieszy, ale twarz nie wyrażała żadnych emocji.
-będziemy wieczorem-powiedział i odwrócił się w stronę drzwi.
- Zayn! -krzyknął Liam i poczekał aż mulat się odwróci- nie możesz jechać.
-niby dlaczego? -zapytał zirytowany.
- nie oszukujmy się-powiedziałem- Wyjechała bo miała dość po wszystkim co się przez nas stało. Chciała odpocząć od ... od ciebie. Ona z tobą nigdzie nie wróci.
Widziałem, że zabolały go te słowa, ale za to on dobrze wiedział, że miałem rację. Przytaknął mi głową.
-ale trzeba po nią jechać- powiedział cicho- Niall?- blondyn podniósł głowę- pojedziesz po nią? Pomagałeś jej na początku i.... i ona c-chyba ci ufa prawda?
-tak. ja ... mogę jechać- odpowiedział Niall.
- tylko uważaj na nią.- mówił coraz bardziej roztrzęsiony Zayn.
-jasne-powiedział już ubrany chłopak-widzimy się za parę godzin. - powodzenia- powiedzieliśmy wszyscy. Spojrzałem na Zayn'a i oniemiałem bo po jego policzku spłyneła łza.
~oczami ( t.i )~
Było po już południu. Szłam właśnie brzegiem morza w stronę granicy Polski z Rosją. Fale lizaly delikatnie moje stopy. Piosenki chłopaków grały mi słuchawki w jednym uchu, a drugim słuchałam szumu. To wszystko było takie banalne. Moją tęsknotę zaspokajałam ich muzyką, ale było to absurdalnie lepsze niż do nich wrócić. W całym tym moim spokoju i harmonii nie dostrzegłam czegoś, a dokładniej kogoś kogo nie powinno tu być i dopiero oo chwili kiedy osoba była już na 5 metrów ode mnie byłam w stanie powiedzieć kim on jest. Nie pasował tu i moja dusza odczuła to nieprzyjemnym ukuciem. Zatrzymał się. Stałam przerażona przygotowując się do ucieczki. On nie może mnie stąd zabrać.
- Niall- szepnełam- co ty tutaj robisz?
- boze (t.i)-powiedział z ulgą-jak dobrze, że tu jesteś. Umieraliśmy ze strachu, a Zay...-zatkałam uszy. Nie chciałam słuchać o nim w tym miejscu. Niall przestał mówić i popatrzył na mnie smutno. Zbliżył się o krok wyciągając w tym samym czasie ręce do uścisku, ale odsunęłam się szybko, a on stanął przerażony.
- nie chce wracać, Niall-jęknełam bo w moich oczach stanęły łzy.
- (t.i) ale my. ..-zaczął.
- nie-krzyknęłam i rzuciłam się do ucieczki. Biegłam coraz szybciej chociaż wiedziałam, że nie mam szansy uciec bo to nie był pełen ludzi szpital ani centrum miasta tylko pusta plaża, a ja nigdy nie byłam długodystansowcem. Po chwili Niall poprostu złapał mnie mocno w swoje ramiona.
-puszczaj mnie ja nigdzie nie wracam-krzyknęłam przez łzy. Biłam go i szarpałam, a blondyn nadal mnie trzymał. W końcu zabrakło mi sił i zalewając się łzami wtuliłam w Niall'a. Chłopak przytulił mnie jeszcze mocniej.
- nie daje sobie rady, Niall- wyszlochałam- jestem za słaba.
- siedzimy w tym razem pomogę ci- powiedział.
- nie rozumiesz?-zapytałam- ja się już nie nadaje do życia. Nie mogę wrócić bo dodaje wam tylko zmartwien.
- wszyscy kochamy cie taką jaka jesteś-powiedział- a ja nie mogę cię do niczego zmusić.
Nie odezwałam się tylko mocniej wtuliłam w Niall'a. Wiedziałam, że muszę wrócić i doprowadzić do tego ślubu, ale nie chciałam o tym teraz myśleć.
- zostańmy tu Niall-szepnełam w końcu- powiemy im, że umarliśmy.
-doprowadziłabyś tym Zayn'a do śmierci- powiedział- przez ostatnie trzy dni Zayn spalił 6 paczek papierosów, a spał może jakaś godzinę.
- i właśnie dlatego musze zniknąć z jego życia- powiedziałam- on ma teraz Perrie a ja znikne z jego życia po poprawinach. Musi się do tego przyzwyczaić.
- dziewczyno!- powiedział głośno Niall- on i ty jesteście .... Wy. .. jeżeli znikniesz z jego życia to on zrobi wszystko żeby cię znaleźć. Ty jesteś najważniejszą częścią jego życia. Bez ciebie Zayn zwariuje.
- poradzi sobie-powiedziałam z sarkazmem- w naszym kraju dziwki są tanie jak porucha to nie będzie pamiętał nawet jak miałam na imię
-przestań-podniósł głos- jak możesz tak mówić. To że ze sobą sypialiście było też twoją decyzją. Nikt cię nie zmuszał. Dla niego to było coś więcej niż zwykły sex. Kiedy Zayn wracał do nas od ciebie to wręcz biło kd niego szczęście. Kiedy przyjechał wybierać garnitur był wściekły, ale jego wygląd od razu się poprawił. Wory pod oczami były niewidoczne, a on taki energiczny i radosny. A to wszystko dlatego że to byłaś ty. Zawsze będzie o tobie pamiętał i się o ciebie martwił bo cię kocha- powiedział Niall patrząc mi w oczy. Kiedy w moich własnych znowu pojawiły się łzy.
- Niall- jęknełam-prosze cie. Nie mów ki takich rzeczy. On bierze ślub. Z Perrie. To ona będzie jego żoną bo Zayn do cholery ja kocha. A ja jestem wesołą druhną, która cieszy się ze ślubu przyjaciela-powiedziałam i popłakałam się na dobre.
- Przepraszam- zmieszał się- przesadziłem, ale nie kłamie.
Nie chciałam drążyć tego tematu.
- o której mamy samolot?-spytałam kiedy trochę się uspokoiłam.
- 22 jest wylot z Gdańska- odpowiedział-tak za godzinę musimy stąd wyjeżdżać.
-dobrze- zgodziłam się- możemy się przejść?-zapytałam.
- jasne- powiedział i wstał podając mi rękę.
- tylko proszę -powiedziałam dając sobie pomóc- więcej o nim nie rozmawiajmy. Blondyn przytaknął mi głową i ruszyliśmy. Moje serce się uspokoiło i znowu potrafiłam cieszyć się tym miejscem. Przez to wszystko zapomniałam już jakim wspaniałym facetem jest Niall. Rozmawialiśmy i wszystkim i o niczym skutecznie unikając trudnych tematów. Kilka razy nawet się uśmiechnęłam.
- szczerze to nie wiem po co zaczęłaś biec kiedy mnie zobaczyłaś- zaśmiał się chłopak- i tak nie miałaś radnych szans.
- żartujesz- zakpiłam- nie byłam gotowa. Chłopak popatrzył na mnie z powątpiewaniem i zaśmiał się na moją głupią minę. Wtedy przyszło mi coś do głowy. Popatrzyłam ba Niall'a wzywająco.
- berek-pacnełam go w ramię i zaczęłam uciekać.
- i tak cię złapie- krzyknął z mną.
- nie masz szans- powiedziałam głośno. Bieglismy tak jak małe dzieci śmiejąc się głośno i rozchlapując na boki wodę. To było cudowne. Czułam się taka lekka, beztroska. Niestety po chwili ręce Niall'a znalazły się na mojej talii i obruciły a potem upadliśmy na ziemię. Zaczęłam śmiać się w niebogłosy przygnieciona ciałem blondyna który śmiał się tak samo głośno. Zepchnelam go z siebie co wywało kolejną falę śmiechu. Śmialiśmy się tak i śmialiśmy, że rozbolaly nas brzuchy. Trzymając się za nie uspokajaliśmy oddech nadal co jakości czas cicho się podsmiewujac.
-prawie zapomniałem jak brzmi twój śmiech- powiedział Niall.
- tak. Ja też- odpowiedziałam już trochę mniej wesoło. Wstałam i nie odwracając się poszłam do wyjścia z plaży
-uspokój się to tylko lot samolotem-powiedział Niall łapiąc za moją trzęsącą się rękę. Nigdy nie bałam się latać. Wręcz to lubiłam, ale teraz to było co innego. Bałam się lecieć i bałam się wracać bo im wyżej samolot się wynosił tym ból którego nie czułam przez cały pobyt w Polsce się wzmagał.
- nie o to chodzi- odpowiedziałam automatycznie.
- to o co?-zapytał.
- boje się powrotu do rzeczywistości- szepnełam. Niall popatrzył mi prosto w oczy i otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć ale szybko je zamknął. Nie mógł powiedzieć mi nic co byłoby w tej chwili odpowiednie. Resztę lotu spędziliśmy w ciszy trzymając się za rękę. Myślę, że on bał się tego co może w stać jeszcze bardziej niż ja. Zmęczona wszystkimi wydarzeniami w połowie lotu zasnełam.
Obudziło mnie lekkie szarpanie za ramię. Otworzyłam oczy.
-już jesteśmy-powiedział cicho Niall. Rozejrzałam się. Pomimo środka nocy w moim domu paliło się dużo świateł. Już tam jest pomyślałam a moje serce od razu przyspieszyło swój rytm.
-będzie dobrze- szepnął blondyn łapiąc mnie za rękę. Ścisnęłam ją lekko.
- nie będzie, ale miło ze jesteś pozytywny-powiedziałam po czym wyszłam z samochodu. Podeszłam do klatki otworzyłam drzwi i puściłam chłopaka przodem. Schody raptem wydawały mi się takie krótkie. Szłam po nich jak na skazanie. Moje serce biło coraz szybciej, a ręce lekko się trzesły. W końcu stanęłam przed drzwiami. Wzięłam kilka głębszych wdechów. Dasz radę pomyślałam. Nacisnełam klamkę i weszłam do środka. Wszystkie rozmowy ucichły. Słyszałam tylko delikatne oddechy. Moje kroki odbijały się echem po mieszkaniu. Byłam coraz bliżej drzwi do salonu. Jeszcze tylko kawałeczek. Kiedy weszłam do pokoju wszyscy wstrzymali oddechy. Popatrzyłam każdemu z nich w oczy aż doszłam do tych w które mogłabym patrzeć do końca życia. Jego oczy były pełne nieopisanego szczęścia i ulgi. Nie wiem ile tak staliśmy w milczeniu patrząc sobie w oczy, ale w końcu zostaliśmy w pokoju sami.
- jesteś-powiedział i podszedł do mnie.
-jestem-szepnełam.
-tak bardzo się martwiłem-zaczął i mocno mnie przytulił. Na początku zamarłam przerażona i zachwycona zemarazen, ale potem szybko oddałam uścisk- że ktoś cię porwał albo coś sobie zrobiłaś.....
-zupełnie nie potrzebnie- pogłaskałam go po plecach. Odsunął mnie kawałek żeby spojrzeć mi w oczy.
- ja tak bardzo Cię przepraszam -powiedział Zayn łamiącym się głosem- z to co wtedy powiedziałem. Ja-ja naprawdę... bo...to
Czy ja naprawdę byłam powodem jego płaczu? Płaczu, który widziałam drugi raz podczas naszej znajomości.
-to moja wina ja też przepraszam-powiedziałam- nie płacz przeze mnie Zay-dodałam cichutko. Wtedyt chłopak podniósł mnie jak pannę młodą i posadził na swoich kolanach na kanapie. Mocno się przytulił i milczał. Wdychał mój zapach i gładził nagą skórę na ramionach. Delektował się moją bliskością zapominając o całym świecie i pozwalając by moje serce zgubiło swój prawidłowy rytm.
- tak bardzo się cieszę, że tu jesteś- powiedział. Dobrze wiedział, że jke powinien tego mówić.
-Zayn nie powi....-zaczęłam.
-cicho- poprosił składając mi delikatny pocałunek na obojczyku na co zmadrżałam- wiem co mogę -powiedział już pewniej i zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szyi. Wiedziałam do czego dąży. Szybko zerwałam się z jego kolan. Zrobił zniesmaczana mine.
- twój ślub jest już jutro-zaczęłam- a ja nie chce się znowu kłucić.
-przepraszam-powtórzył- masz rację ale ja .... nie mogłem się powstrzymać.
- nic się nie stało-odparłam.
-a szkoda- powiedział.
- to co się między nami działo nigdy nie powinno się było wydarzyć Zayn- powiedziałam- nie jest to także żaden powód do dumy.
-żałujesz?-zapytał złośliwe.
- nigdy czegoś takiego nie powiedziałam- szepnełam.
- przepraszam Zayn, ale jestem bardzo zmęczona i chce iść już spać- powiedziałam po chwili ciszy i miałam nadzieję, że zrozumiał aluzje.
-eh..em...no.mm jasne to..mhm.. -jąkał się zmieszany-chyba do jutra.
- tak- odpowiedziałam- do zobaczenia. Mulat podszedł do mnie pocałował mnie w policzek a potem wyszedł. Spokojnie (t.i) powiedziałam sobie w myślach kiedy moje skolatane serce znów przyspieszyło. "Wytrzymaj jeszcze jeden dzień" pomyślałam leżąc już w łóżku i zasnełam.
czwartek, 18 września 2014
#8 Zayn część 6
Obudziłam się w dziwnym humorze. Czułam się jak piórko wolna i szczęśliwa, ale z drugiej strony miałam przeczucie, że jak otworze oczy to wszystkie dobre rzeczy prysną jak bańka mydlana. Odważyłam się, ale to co zobaczyłam zupełnie mnie zamało. Leżałam naga na klatce piersiowej Zayn'a który uśmiechał się jak anioł. Mój własny anioł śmierci podczas pożaru świata. Zasłoniłam usta ręką żeby nie krzyknąć. Musiałam ochłonąć. Wyszłam z łóżka najdelikatniej jak potrafiłam, a wychodząc z pokoju złapałam moje majtki i jakaś koszulkę z ziemi. Zamknęłam drzwi i ubrałam się. "Świetnie" pomyślałam z sarkazmem "koszula Zayn'a". Zeszłam po schodach do kuchni i wstawiłam wodę w czajniku. Pierwszy raz od 3 tygodni nie chciałam zapalić papierosa. Nie potrzebowałam też leków uspokajających. Bo choć wyrzuty sumienia zjadały mnie od środka to moje ciało wręcz przeciwnie. Podeszła do lustra. Moje były włosy roztrzepane, policzki zaczerwienione na wspomnienie wczorajszej nocy, usta lekko jeszcze opuchnięte, a oczy świeciły milionami iskierek pomimo strachu i zmartwienia wchodzącego w nie powoli. "Taka jest prawda idiotko" pomyślałam "bez niego nie ma sensu dalej tego ciągnąć". Wróciłam do kuchni gdy czajnik skończył gotować wodę ale była zbyt rozgrzana od środka na herbatę. Wyciągnęłam z lodówki wodę i pociągnełam łyka z butelki. Oparałam się rękami o blat i zamknęłam oczy. Nie miałam pojęcia co teraz. Najmniejszego. Byłam tak pogrążona myślami, że nie zauważyłam jak ktoś wszedł do kuchni. Dopiero gdy chłopak objął mnie od tyłu otrzeźwiałam. Jego dotyk palił i nie był to do końca przyjemny sposób.
- jak się stało księżniczko?- zapytał ochrypłym jeszcze po nocy głosem. Odepchnełam go od siebie i odwróciłam twarzą do niego. O ile przed sekundą był rozmarzony to teraz zaczynał się wściekać.
- jak możesz mi spokojnie zadawać mi pytania w takiej chwili?- powiedziałam poruszona.
- o co ci znowu chodzi? Spytałem tylko jak ci się stało?- odparł z pretęsją w głosie.
- o co mi chodzi?!- zaczynałam podnosić głos- staliśmy ze sobą Zayn.
-wiem- uśmiechnął się łobuzersko. Nie dość, że się z tego cieszył i to jeszcze wcale tej radości nie krył.
- czy ty się słyszysz? - wrzasnęłam- za tydzień bierzesz ślub Zayn!
- w nocy jakoś ci ten fakt nie przeszkadzał? - zauważył.
- tobie to chyba wręcz pasuje-odkryzłam się- jak tak możesz. Bzykasz mnie w nocy, a potem spokojnie pójdziesz wybrać z chłopakami garnitur. Myślisz, że nie zauważyli twojego zniknięcia w nocy. A Perrie? Czy myślisz o kimś więcej niż i sobie?!- wygarniałam mu- jak ja jej dzisiaj spojrzę w oczy. Byłam wściekła. Na siebie, na niego, na to, że musiałam mu to powiedzieć choć wolałabym odpowiedzieć grzecznie na pytanie uśmiechnąć się i go pocałować.
- oczywiście, że tak. Myślę o tobie- odpowiedział. Zamarłam. Po co on mi to mówi.
- myślę, że powinieneś już iść bo się spóźnisz- odpowiedziałam tylko i odwróciłam się do niego tyłem bo czułam, że trace panowanie nad emocjami. Wiedziałam, że się wścieknie i tylko o to mi chodziło. Poczułam jak łapie mnie za ramiona odwraca i podnosi do góry. Byłam teraz na równi z jego oczami i poraz pierwszy w życiu się go bałam. Potrząsnął mną jakby chciał żebym zmadrzała. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Otworzył usta jakby chciał mi coś powiedzieć, ale zamknął je szybko puścił mnie i poszedł na górę. Słyszałam jak się ubiera, a później jak zakłada kurtkę i buty w korytarzu. Potem tylko trzasneły drzwi. Zjechałam w dół po szafkach i wybuchnełam głośnym płaczem. Płakałam tak i płakałam. Chciałam żeby ktoś mnie przytulił, ale osoba której potrzebowałam właśnie wyszła i pewnie nie wróci. Wstałam z kafelek i poszłam do salonu po telefon. Wybrałam najczęściej używany przeze mnie ostatnio numer. Odebrał już po 3 sygnałach.
-halo?- usłyszałam zaspany głos Patricka.
- Patrick? - wydukałam do telefonu hamując łzy. On nie pytał o co chodzi on wiedział.
- będę za 10 minut- powiedział i usłyszałam jak krzata się po domu.
-dziękuje - szepnełam i rozłączyłam się. Wdychałam zapach Zayn'a z jego koszuli co wcale mi nie pomagało. Po chwili zdyszany Patrick wszedł do mojego salonu i zatrzymał się w drzwiach. Był nie wyspany, a jego oczy przekrwione. Podbiegłam do niego szybko i przytuliłam najmocniej jak potrafiłam. Bez zastanowienia odwzajemnił uścisk. Chłopak zaprowadził mnie do mojego pokoju i położył się pozwalając mi się wtulić. Czekał spokojnie aż się uspokoje.
- spałam z nim- wychlipiałam w końcu. Milczał wiec mówiłam dalej- a potem nakrzyczałam na niego, a on wyszedł z mojego domu wściekły bo był wręcz z siebie dumny. Jestem okropną suką.
- nie mów tak. To była ... chwila słabości. Nikt by się nie oparł na twoim miejscu- powiedział Patrick głaszcząc mnie po głowie.
- jak ja jej spojrzę w oczy- jęknełam.
- a jak robiłaś to wcześniej?- zapytał cicho.
- ale to było co innego- powiedziałam niepewnie.
- to samo tylko, że wtedy ona nie była jego narzeczoną- wiedziałam że ma rację.
- wiem, wiem- po tych słowach zamilkłam. Siedzieliśmy pogrążenie w naszych umysłach. Cisza była tym razem lekiem. To była jedna z tych przyjemnych cisz.
- wiesz co Patrick? - zapytałam. Pokiwał głową - chciałabym cie kochać. - podniósł zdziwiony brew- nasza miłość byłaby prosta. Jak oddychanie. Cudowna i bezwarunkowa. Bez problemu i cierpienia. Mielibyśmy mały domek z ogrodem w centrum Londynu. Codzień po pracy witałbyś mnie buziakiem w policzek, a ja mówiłabym jak bardzo się za tobą stęskniłam. Przyjmowalibyśmy gości i robili grile. Nasze dzieci bawiłby się z sąsiadmi, a potem nasze wnuki razem ze sobą. A na koniec umarlibyśmy w ciepłym łóżeczku. Tak. To byłby cudowne. I proste.
- tak.- potwierdził-ale ja to chyba widzę trochę inaczej. - ciągnął- już niedługo. Ty i Twój chłopak przyjedziecie do mnie i mojej dziewczyny na grilla. Będziemy siedzieli i śmiali się, a wtedy ty spojrzasz na niego wymownie, a on przytaknie głową. Wstaniesz i powiesz: 'mamy wam coś ważnego do ogłoszenia' weźmiesz oddech 'jestem w ciąży' powiesz i się uśmiechniesz. A ja usciskam cię i powiem "a nie mówiłem", a ty tylko się zaśmiejesz, a potem podejde do niego usciskam jego dłoń i powiem "Gratuluję ale pamiętaj jeżeli będzie przez ciebie cierpiała to nie żyjesz" a one odpowie tylko "nie popełnia się dwa razy tych samych błędów". I będziecie żyć razem długo i szczęśliwie.
- dziękuje- wyszeptałam- za wszystko.
- nie musisz mi dziękować- odparł- mówiłem, że zawsze ci pomogę.
-dlaczego?-powiedziałam-nie zrobiłam nic czym sobie na to zasłużyłam.
- nie musiałaś. Zasłużyłaś tym, że jesteś.
- to głupie-stwierdziłam- ty też jesteś. 7 miliardów innych ludzi na ziemi też jest i następne tyle jeszcze będzie i co z tego?!
- ty nadal nie rozumiesz?- zapytał- jesteś i dlatego zasługujesz na miłość i zainteresowanie. Masz do tego takie samo prawo jak do oddychania.
- to nie to samo-powiedziałam.
- właśnie, że tak- odpowiedział.
- nie chce mi się z tobą kłucić- tylko westchnął na moje słowa. Leżeliśmy tak jeszcze chwile. Dochodziła 13, a o 14 miałam spotkać się z Perrie w galerii żeby wybrać biżuterię.
-na którą idziesz do pracy?- spytałam.
- na 14:30- odpowiedział.
- a zawiedziesz mnie na to spotkanie?- mój głos był słaby na samą myśl o tym.
- oczywiście- odparł.
- Przepraszam, że Cię obudziłam. Weź prysznic potem ja się przygotuje-powiedziałam.
- okej. Dziękuję- odpowiedział i poszedł. W tym czasie poszłam do kuchni zagotowałam wodę i zrobiłam kawę. Sięgnęłam tabletki uspokajające i połknęłam jedną. Po chwili Patrick wszedł do kuchni z mokrymi jeszcze włosami. Podałam mu kawę i usiadłam przy stole.
- nie powinnaś- zganiał mnie.
-wiem, ale i tak nic z tym nie zrobię- odpowiedziałam. Więcej się nie odzywał. Odłożyłam kubek do zlewu i sama poszłam się ogarnąć. Gotowa weszłam do kuchni. Patrick zebrał się i po zamknięciu drzwi pojechaliśmy pod galerię.
-powodzenia- powiedział Patrick gdy zatrzymał się przed galerią.
-dziękuje przyda mi się- odpowiedziałam. Pocałowałam go w policzek i wyszłam z samochodu. Powoli szłam w kierunku sklepu pod którym umówiłam się z Perrie, ale im byłam bliżej tym bardziej się denerwowałam. W końcu doszłam do blondynki która dawła autografy grupie dziewczyn.
- hej kochana- przywitała mnie dziewczyna.
- cześć- wydukałam cicho nie patrząc jej w oczy.
-idziemy? - zapytała udając, że nic nie zauważyła.
-tak, jasne-odpowiedziałam. W pierwszym sklepie nic nie przypadło nam do gustu. Chodziłyśmy po całej galerii i dalej nic. Już miałyśmy jechać do następnej kiedy zobaczyłam idealny zestaw na wystawie sklepu ze starociami.
- papatrz-pociągnełam ją w stronę wystawy. Na białym manekinie kobiecej głowy wisiał srebrny naszyjnik z drobnymi diamentami do kompletu kolczyki i spinka-grzrzebyk do włosów.
- Boże (t.i) to jest idealne- zawołała Perrie-co ja bym bez ciebie zrobiła?-zapytała rotorycznie i wciągnęła mnie do sklepu. Miły staruszek zapakował biżuterię dając nawet mały upust. Wyszłyśmy ze sklepu.
- możemy iść na kawę?-zapytałam.
- chciałam to zaproponować- zaśmiała się Pezz. Przechodziłyśmy obok sklepu z gazetami kiedy zobaczyłam wielki napis: " Zayn Malik! Czy zdradził narzeczoną na tydzień przed ślubem?" Stanęłam w miejscu przerażona patrząc na gazetę. W oczach stanęły mi łzy. Perrie też na nią spojrzała, a potem zrobiła coś czego bym się w życiu nie spodziewała. Przytuliła mnie. Mocno.
- jeszcze wszystko się ułoży-wyszeptała mi do ucha.
-nie-e- wyjąkałam. Blondynka pogłaskała mnie po włosach i odsunęła się. Uśmiechnęła ciepło i powiedziała.
-chodźmy na tą kawę. Przytaknełam tylko głową bo nie miałam siły się odezwać. Im bliżej kawiarni byłyśmy tym szłam coraz słabiej. Złapałam się ramienia Perrie.
-wszystko w porządku?-jej głos słyszałam jak przez mgłę. Czarne mroczki zlały się w jedności. Upadłam na ziemię.
~oczami Perrie~
-(t.i)- krzyknęłam i szarpnełam dziewczynę za ramiona. Strasznie się bałam. Trzęsącymi rękami wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam na pogotowie. Będą dopiero zz dziesięć minut. (T.i) na szczęście oddycha. Wokół nas zebrała się już grupka osób. Wybrałam numer Zayn'a. Odebrał po kilku sygnałach.
-halo?
- Zayn- wychlipiałam. Sama nie wiem kiedy zaczęłam płakać-(t.i)... ona zemdlała... w tej galerii.
-co? zemdlała? dzwoniłaś na pogotowie? -zapytał zdenerwowany w tle słyszałam jak się ubiera.
-tak, zaraz będą-odpowiedziałam szybko.
- spokojnie kochanie już jadę trzymaj się- i rozłączył się.
Po chwili pojawiło się pogotowie.
-tutaj-krzyknęłam. Od razu do nas podbiegli. W oddali zobaczyłam Zayn'a i resztę chłopaków. Pielęgniarze wzięli kruche ciało dziewczyny na nosze. Koło nich krzatał się już lekarz. Zaczęli jechać w stronę wyjścia. Nasza szóstka od razu pobiegła za nimi.
Został tylko jeden zakręt do wyjścia kiedy usłyszeliśmy cichy krzyk.
~oczami (t.i)~
- stop! -krzyknęłam cicho kiedy zorientowałam się co się dzieje. Ale żaden z nich nie wykonał mojego polecenia.
-stop!-wrzasnęłam. Tym razem mężczyźni się zatrzymali. Zaczęłam powoli zachodzić z naszy kiedy ktoś mocno złapał mnie za rękę.
-leż- zażądał Zayn.
-nie dotykaj mnie-syknełam. Od razu puścił.
-dziękuje panom za fatygę, ale już wszystko w porządku-powiedziałam do ratowników.
-(t.i) tym razem powinnaś zostać. Wczoraj też zemdlałaś to może być coś więcej niż...-powiedział Patrick.
-Patrick prosze daj spokój-odpowiedziałam.
- brawo już jesteś z lekarzem na ty?!- wściekał się Zayn- to ile razy już byłaś w tej karetce?! Co?!
-Niall możesz mi pomóc?- zapytałam blondyna.
- tak- podszedł do mnie i pomógł mi wstać.
- dziękuje Patrick- zwróciłam się do chłopaka- zobaczymy się później. Kiwnał głową.
- zbieramy się- powiedział do ratowników- a i (t.i) ogranicz te leki o kawę.
-jakie leki?- zapytał wściekle Zayn.
- nieważne-zbyłam go-dziękuje Niall-chłopak puścił mnie bez słowa- miałyśmy iść na kawę- zwróciłam się do Perrie.
-żartujesz sobie?!- wydzierał się Zayn- ty słyszałaś tego lekarza?! Co jest z tobą nie tak. Gdzie się podziała moja rozważna przyjaciółka?- złapał mnie za ramiona
Popatrzyłam mu w oczy. Był wściekły i przerażony zarazem.
- zniknęła i już nigdy nie wróci-powiedziałam.
-co ty bredzisz?!-wrzasnął i mocno mną potrząsnął.
- taka prawda i dobrze o tym wiesz- z każdym słowem mocniej ściskał moje ramiona-puść mnie to boli- poprosiłam, ale on już mnie nie słuchał.
- co jest z tobą nie tak? Pomagasz wszystkim w około. Pomagasz nam w przygotowaniach do ślubu chociaż strasznie ci to szkodzi. Zabija wręcz. Po co do cholery jasnej to robisz. Chcesz się zbić?- wpadł w szał.
-tak- wrzasnęłam, ale to był błąd. Jego tęczówki pociemniały. Był przerażający.
- jak śmiesz coś takiego mówić!-krzyknął i zaczął mną mocno szarpać. Bolało. Chłopcy jakby ożyli i odciagneli go ode mnie- czy wiesz jak byśmy się czuli? Wiedząc, że to nasza wina.
- o jeden problem mniej na liście- odpowiedziałam. Kolejny błąd. Choć znałam Zayn'a całe życie pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Gdyby chłopcy go puścił rozbił by armię. Zayn wyrwał się chłopakom i wzywał od najgorszych. Pojawili się pierwsi paparazi. To było straszne. Podeszłam do niego na bezpieczną odległość.
- Zayn uspokuj się- powiedziałam. Jego oczy popatrzyły na mnie i jakby obudził się z transu. Wziął kilka głębokich wdechów. Najgorsze minęło, ale nadal był wściekły.
- od dzisiaj będziesz miała ochroniarza- zarządził- nie będziesz sama siedzieć w domu ani pić kawy. Ani brać tych leków. Palić też nie będziesz.
- nie- zaprzeczyłam.
- nie będę z tobą na ten temat rozmawiał. To postanowione. Nie sprzeciwiaj się.- był już prawe opanowany.
- och ... doprawdy-teraz to ja była zła- to popatrz.
Z torebki wyciągnęła papierosy i zapalniczke. Włożyłam do ust fajke i ja odpaliłam. Mocno się zaciągnęłam i wydmuchałam mi dym prosto w twarz.
- nie będziesz rządził moim życiem-powiedziałam po czym odwróciłam się i wyszłam z galerii. Słyszałam jak Zayn się za mną wydziera, ale zignorowałam to poprostu. Ruszałam chodnikiem w stronę domu.
wtorek, 16 września 2014
#7 Zayn część 5
Give me all your love now
'Cause for all we know
We might be dead by tomorrow
I can't
Go on wasting my time
Adding scars to my heart
To był trudny tydzień w moim życiu. Choć tak bardzo kochałam Zayn'a to każda minuta w jego towarzystwie była następna deską w mojej trumnie. Nasza przyjaźń zmieniła się w toksyczną chorą relacje. Chociaż może zawsze taka była Potrzebowałam go tak bardzo, ale jego towarzystwo mi szkodziło. Wyglądałam coraz gorzej i tak się czułam. Xanax, kawa i fajki były mi potrzebne żeby zacząć normalnie funkcjonować, a to według Patricka- bo spotkałam się z nim bardzo często nie tylko na sali gdzie budziłam się po wielokrotnych zemdleniach w sklepie, przebieralni, windzie czy parku (Cieszyłam się że paparazzi tego nie odkryli bo Zayn nie dał by mi żyć)- były powody mojego beznadziejnego stanu zdrowia.
W poniedziałek długo szukaliśmy sali, ale znalazła się. Był to bajkowy zajazd w klasycznym stylu nad jeziorem na obrzeżach miasta. Było tam przepięknie. Zayn zawsze po naszych spotkaniach odwoził Perrie i jechał ze mną do mojego domu. Robił tak w każdy dzień gdy się spotkaliśmy w sprawach ślubu nawet jeżeli szłam sama z Perrie. Przyjeżdżał po mnie witał z blondynką i jechaliśmy do mnie. Siedzieliśmy strasznej ciszy przerywanej jego pytaniami. Odpowiadałam wtedy ograniczając słowa do minimum. Wiedziałam, że się martwił. Miał wory pod oczami, a jego kostki na rękach były posiniaczone od uderzenia w worek bokserski. Mówiłam żeby przestał bo nie ma sensu się o mnie martwić, ale wtedy zawsze zaczynała się kłutnia w której nie chciałam uczestniczyć.
W środę razem w Perrie poszłam wybrać dla niej buty na ślub. Były to białe buty na nie wysokim obcasie zapinane na kostce. Czułam się okropnie i widział to każdy.
W czwartek dzień koncertu chłopaków zaczęły pojawiać się pierwsze moje zdjęcia w gazetach. Nagłówki głosiły: Co stało się z (t.i) (t.n)? lub Dieta cud czy może depresja?
Znów zemdlałam w sklepie. Patrick był przerażony moimi wynikami i zwiększył mi dawkę witamin. Jak zawsze wpisałam się po kilku godzinach tak, że ok 15 byłam już w domu. Chyba nikt mnie nie widział. Poszłam po telefon do pokoju. 35 niedebranych od Zayn'a, 12 od Niall'a, 11 od Louis'a,13 od Liam'a i 10 od Harry'ego. Już miałam odkładać telefon gdy znów zadzwonił. Tym razem Harry. Odebrałam.
- halo? - powiedziałam spokojnie.
- no nareszcie- wrzasnął Harry- wiesz jak się o Ciebie martwiliśmy. Co ty sobie wyobrażasz gowniaro?!- wydzierał się n mnie.
- uspokój się Harry- powiedziałam lekceważąco- Tak poza tym jesteśmy w tym samym wieku.
- wszytko okej (t.i)?- tym razem w słuchawce usłyszałam aksamitny głos Zayn'a. Coś było nie tak. Skoro wiedział powinien być wściekły i na mnie krzyczeć - podawali w wiadomościach, że zemdlałaś i jesteś w szpitalu.
- tak wszystko okej. To jakaś pomyłka- kłamałam.
- ach to wspaniałe - ucieszył się jak pięciolatka.
- Zayn czy wszytko jest tam u was okej? - spytałam podejżliwie.
- tak tak no pewnie za godzinkę mamy koncercik- zachichotał. Co oni mu zrobili?
- Zayn możesz dać mi do telefonu Liam'a? - poprosiłam.
- już daje słoneczko- coś na pewno było nie w porządku.
- halo? - zapytał zmartwiony Liam.
- co mu zrobiliście? - zapytałam sztywno.
- jak zobaczył twoje zdjęcia w telewizji zaczął demolować dosłownie wszystko ci mu stało na drodze i biec w kierunku wyjścia z areny. Nikt nie mógł go zatrzymać. Zaczął bić naszego ochroniarza i wtedy Paul wezwał osoby z karetki które były już na sali. Dali mu dożylnie jakiś bardzo silny lek uspokajający i chyba przesadzili z ilością. Od jakiejś godziny zachowuje się jak dziecko szczęścia- mówił Liam niespokojnie- powiedział też, że nie wyjdzie na scenę.
- o boże, a-aa dzwoniliście już do Perrie?- spytałam-ona na pewno mu jakoś pomoże albo, a-albo coś.
- ona nam nie pomoże- zawyrokował - od godzin gada tylko o tobie. Wspomina wasze dziecięce lata, opowiada wszystkie wyjazdy i wakacje. Błagam (t.i) przyjedź tutaj. On potrzebuje właśnie ciebie.
- dajcie mi 20 minut- powiedziałam i rozłączyłam się.
W ekspresowym tempie ubrałam się uczesałam i umalowałam. Wybiegłam z domu i pojechałam na arenę O2. Równo 15 minut później byłam przed wejściem. Stał tam Paul. Wiedziałam, że na mnie czeka. Gdy byłam blisko otworzył mi drzwi.
- dziękuje, że przyjechałaś- powiedział.
- to moja wina. Musiałam. Prowadził mnie przez zawiłe korytarze. Zatrzymał się kilka metrów przed uchylonymi drzwiami i powiedział.
- nie mam pojęcia jak to zrobisz, ale on musi wyjść dziś na scenę. Masz godzinę- i poszedł sobie. Wolnymi krokami pochodziłam do drzwi. Moje serce biło coraz szybciej, a ręce drżały.
- to takie smutne- usłyszałam słaby głos Zayn'a- ona już w ogóle ze mną nie rozmawia. Tylko odpowiada na pytania. Patrzy na mnie jak na jakiegoś wroga. Chyba mnie już nie kocha. W sumie nie dziwie jej się. Też bym mnie już nie chciał na jej miejscu. - wdech. Wydech. - jej się wydaje, że ja nie widzę że jej jest ciężko. Udaje silną, ale tak naprawdę jest bardzo słaba. Zawsze taka była uparta. Za to chyba kochałem ją najbardziej. Nadal kocham. Za tą przebojowość. Szła dalej mimo wszystko. A teraz idzie prosto do grobu. I to przeze mnie. Moja mała, cudowna księżniczka. Moja mała (t.i).
Łzy ciekłych po moich policzkach. Zacisnełam zęby i szybko je otarłam. "Weź się w garść" pomyślałam "on jest na haju". Weszłam szybko do pokoju. Oczy wszystkich patrzył na mnie w różnych sposób. Czterech chłopców z ulgą i jedyny na którego patrzyłam z .... z uwielbieniem. Wstał z kanapy i przebiegł przez pokój. Przytulił mnie do siebie tak mocno, że zabrakło mi tchu. Odwzajemniłam uścisk z taką samą mocą zaciskając palce na plecech jego koszuli.
-(t.i)- szeptał w kółko Zayn i na przemian całował mnie w głowę.
- jestem tu Zay- chlipałam w jego koszulę. Wdychałam jego zapach zapamiętywałam ciepło skóry i każdy detal. Tak bardzo go potrzebowałam.
- dla mnie? - zapytał kładąc mi brodę na głowie.
- dla nikogo innego- dalej płakałam za to on był teraz oazą spokoju.
- jest tu dla mnie słyszałeś, Lou? - zapytał chłopaka odwracając nas o 180°.
- tak- odpowiedział brunet.
- nie lubię jak płaczesz (t.i w słodkim zdrobnieniu)- szepnął mi mulat do ucha. Tylko mocniej się do niego przytuliłam. Tak bardzo mi tego brakowało. Kiedy byłam w jego ramionach czułam się jak kiedyś. Szczęśliwa i kochana. Chłopak odepchnął mnie od siebie delikatnie, a ja spojrzałam na niego ze smutkiem. Schylił się i podniósł mnie jak pannę młodą. Zaśmiałam się perliście. Tak dawno nie słyszałam tego dźwięku. Jego ucieszył chyba jeszcze bardziej bo zaczął obracać się ze mną w ramionach. Śmialiśmy się jak dawniej tylko z jedną małą różnicą. On był na haju, a ja nie byłam już tą samą dziewczyną.
- Zayn- krzyknęłam przez śmiech- postaw hahahaja mnie na ziemi hahahhahahahahahahHHhH.
- tak jest księżniczko- zatrzymał się i posadził nas na kanapie. Przyciągnął mnie na swoje kolana i przytulił. Chłopcy patrzyli na nas z rozczuleniem. Tak się chyba też czułam, jakbym budziła się do życia.
- Proszę Zayn wejdź na scenę- błagałam go.
- a co ja będę z tego miał?- zapytał.
- chłopcy na pewno wymyślą ci jakąś nagrodę- uśmiechnęłam się do niego.
- nie chce od nich nagrody- westchnęłam już otwierałam usta żeby odpowiedzieć, ale szybko powiedział- chce ją od ciebie.
- ode mnie?- zapytałam zdziwiona. Pokiwał głową- a jaką?
- nic wielkiego- powiedział, ale w jego oczach zobaczyłam złowrogi błysk. Lek powoli tracił swoje właściwości.
- dobrze- zgodziłam się.
- Hurra - wykrzyknął uratowany.
- no już wchodzicie- pokazała na wejście na scenę- powodzenie. Harry podszedł do mnie żeby przytulić się na szczęście. Chłopcy zawsze to robili, ale na drodze stanął mu Zayn. Miał zaciśniętą szczękę i napięte mieście.
- ręce precz- wycedził- ona jest moja. Harry popatrzył na mnie przerażony i grzecznie się odsunął. To nie było normalna i powoli zaczynałam się bać.
- Zayn- położyłam dłonie na jego ramionach i momentalnie się rozluźnił- wychodzicie na scenę. Powodzenia.
- zostajesz prawda? - zapytał odwracając się do mnie już uśmiechnięty.
- tak tak, a teraz już lećcie- pogoniłam ich.
- do zobaczenia po - powiedział Zayn po czym pocałował mnie w policzek. Złapał mikrofon i wbiegł na scenę. Stałam jak słup soli i patrzyłam na scenę po której biegali chłopcy. Każdy co chwila patrzył w moją stronę ze zmartwieniem. Stałam tak i stałam aż podeszła do mnie Lou.
- (t.i)- zaczęła cicho i dotknęła mojego ramienia- wszytko okej?
Odwróciłam się do niej. Moje źrenice były rozszerzone, a ręce drżały. Kobieta bez słowa podała mi krzesło i kubek z wodą. Złapałam go w ręce i patrzyłam na drgającą taflę.
- wypij trochę- powiedziała. Wzięłam łyka. Zimna ciecz trochę mnie otrzeźwiła. Po moich policzkach znów zaczęły płynąć łzy. Lou od razu mnie przytuliła.
- nie chce tak żyć- dławiłam się łzami. Głaskała mnie po plecech ale nic nie mówiła. Przynajmniej ona wiedziała, że nie powinna.
- za 20 minut chłopcy mają przerwę ale stoimy tu już 10 jeżeli zaraz Zayn cie nie zobaczy to zejdzie ze sceny- cicho mi przypomniała.
- tak masz rację - otarłam łzy, a usta wykrzywiły się w wyćwiczonym uśmiechu. Podeszłam tak żeby było mnie widać. Fanki chyba tego nie zauważył, ale atmosfera gęstniała z każdą sekundą. Do momentu kiedy wszystkie oczy na scenie zwróciły się w moją stronę. Prawie usłuszałam ciche "ufff" z ust Louis'a. Zayn za to uśmiechnęł się bardzo szczeroko. Ta był mój uśmiech jak powiedział kiedyś, tylko dla mnie się tak uśmiecha. Normalny Zayn powoli wracał, a moje dobre samopoczucie zaczynało się ułatwiać. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Śledziłam każdy jego ruch. Po raz kolejny uczyłam się go na pamięć. Mój ideał wręcz promieniał radością i co chwila posłał mi uśmiechy.
- (...)wracamy już za chwilę- usłyszałam głos Niall'a. Uśmiechnęłam się najładniej jak umiałam choć łzy cisneły mi się do oczu. Ten ostatni raz pomyślałam sobie. Po chwili chłopcy zbiegli ze sceny spoceni, radośni i pełni nie wyładowanej adrenaliny. Bo to dawała im muzyka. Mi kiedyś też. Uwielbiałam z nimi śpiewać podobno miałam piękny głos, ale przestałam, i śpiewać, i grać od oświadczyny Zayn'a. Wydawało mi się jakby to było w innym życiu. Tamto było beztroskie i pełne szczęścia, a to ciężkie i nie do wytrzymania.
- ja ci się podoba? - zapytał tuląc się do mnie Zayn. Był spocony, ale w obecnym stanie emocjonalnym nawet tego nie zauważyłam.
- przecież wiesz, że uwielbiam wasze koncerty-odparłam.
- wiem, ale miło jest to usłyszeć- szepnął mi wprost do ucha. Przeszedł mnie dreszcz rozkoszy. Zaśmiałam się trochę sztucznie, ale był jeszcze na tyle odużony że tego nie zauważył. Mieli 2 minuty na odpoczynek i przez cały czas Zayn mnie przytulał. Nie zrobił niczego innego. Napawał się moją bliskością chyba bardziej niż ja jego. Jakbym tylko ja była mu potrzebna do szczęścia. I taka się czułam. Potrzebna i kochana.
- wchodzicie za 5...4....3...2...- powiedział jakiś dźwiękowiec. Chłopak odsunął się i popatrzył mi głęboko w oczy. Wszystko jakby stanęło w miejscu. Liczyło się tylko, że jego twarz przybliżała się do mojej, a jego ciepłe usta były tak blisko moich. Już miał je musnąć kiedy ktoś pociągnął go za łokieć na scenę. Odwrócił głowę żeby na mnie patrzeć i wtedy wiedziałam już dlaczego nie wiedziałam, że kocham mojego przyjaciela. Bo my od zawsze byliśmy kimś więcej. Nie mogłam czuć się nie kochana kiedy Zayn patrzył na mnie w ten sposób, albo kiedy szeptał mi miłosne słówka podczas naszych stosunków. Nie, kiedy wydawało mi się, że jest tylko mój.
Koncert skończył się szybciej niż mi się wydawało. Chłopcy szybko się przebrali i roześmiani wyszliśmy z areny. Było cudownie, ale w życiu nie da się zatrzymać.
- odwiozę cie - powiedział Zayn kiedy stałam przy moim samochodzie. Popatrzyłam na chłopaków pokiwali głowami na tak uśmiechając się.
- ale ja prowadzę- uśmiechnęłam się i wysiadłam za kółko.
- ostatni raz wsiadam z tobą do samochodu kiedy ty prowadzisz- powiedział mulat gdy byliśmy już na parkingu przy moim domu.
- nie przesadzaj- za żartowałam. Weszliśmy do środka i usiedliśmy na kanapie ramię w ramię. Patrzyłam w jego oczy bardzo uważnie. Uśmiechał się i ja też się uśmiechałam. Straciłam czujność tylko na chwilę. I wtedy mnie pocałował. Całował tak, że zapomniałam jak się nazywam i co tu robię. A ja nie byłam mu dłużna. Wplotłam rękę w jego włosy, a on przyciągnął mnie na swoje kolana. Nie przerywając pocałunku wstał u zaniósł mnie do mojej sypialni. Całował moje nagie ciało i szeptał czułe słówka.
- kocham cię - szepnął gdy oboje byliśmy na szczycie.
- ja ciebie też Zayn - powiedziałam opadałam na jego pierś i zasnełam.
czwartek, 11 września 2014
#5 Zayn część 3
Chwile po naszej rozmowie Pezz przyjechała do mieszkania (t.i) cała przerażona. Wszystko jej wytlumaczyliśmy. Zaczęła tak bardzo płakać. Mówiła, że to jej wina. Cała Pezz zawsze bierze winę na siebie. Posiedziała chwile i chciała zostać do rana, ale wygoniłem ją i innych do domów. Zostałem z (t.i) sam. Ucałowałem jej pociętą rękę. Jak ona mogła mi to zrobić przecież jak ona by umarła to ja.. ja nawet nie chce myśleć o tym co by się stało. Była moim słońcem. Najcenniejszą osobą w moim życiu. I zrobiła sobie to przeze mnie. Pocałowałem jej rękę jeszcze raz i poczułem jak się budzi. Pocałowałem drugi. Otworzyła oczy i na mnie spojrzała. Jej oczy były tak piękne jak zawsze. Ale spojrzenie miała puste. Spojrzenie osoby która nie zasłużyła na takie cierpienie. Wyrwała rękę z mojego uścisku.
- co ty tutaj robisz Zaynie? - spytała cicho i miękko.
- ratuje cię maleńka- odpowiedziałem szeptem bo tylko na tyle było mnie stać. Uśmiechnęła się tylko i rozczochrała mi pieszczotliwie włosy. Było to tak naturalne, że już myślałem że wszystko okej.
- ja już nie jestem ważna- pogłaskała mnie po policzku- teraz ważny jest twój ślub.
- ty zawsze będziesz najważniejsza- popatrzyłem jej w oczy i złapałem jej twarz w swoje dłonie.
- przestań Zayn- złapała mnie za nadgarstki i odciągneła moje ręce- masz narzeczoną. I ślub za 2 tygodnie. Puściła mnie i popatrzyła w inną stronę. Złapałem jej podróbek żeby na mnie spojrzała.
- jeszcze możemy wszystko odwołać. Tylko jedno twoje sł...
- Zayn - jękneła- nie utrudniaj mi tego. Ty wychodzisz za Perrie. Kochasz ją, a to co powiedziałam wczoraj nic nigdy nie zmieni. I koniec kropka.
-czemu ty t..- zacząłem ale nie dała mi skończyć.
-gdzie są wszyscy? - spytała.
- wysłałem ich do domu. Nie chciałem żeby -zaczalem ale znowu mi przerwała.
- żeby musieli mnie oglądać - dokończyła.
- żeby się nie wyspali- powiedziałem zimno denerwując się.
- uspokój się Zayn. Nic nie poradzisz na mój stan. I sądzę, że nie powinieneś się martwić. Nie o mnie- powiedziała. Poczułem jak po moim policzku spływa łza, a za nią następna. (T.i) zauważyła to i zmartwiała. Teraz wyglądała jeszcze słabiej. Poczułem się słaby bo ona taka była nawet jeśli sama uważała się za silną.
- Zaynie nie płacz. Nie jestem tego warta. - powiedziała- i nigdy nie będe- dodałam cichutko.
- tak masz rację- podnosiłem głos- bo jesteś warta i zasługujesz na wszystko co najlepsze na tym świecie, a nie na jakieś żałosne łzy takiego chuja jak ja.
- popełniłes jeden ważny błąd w tej idiotyczne wyliczance. Możliwe, że ja byłam tego warta. Byłam. - krzyczała- bo teraz jestem już inna.
-nienawidzę się za to co Ci zrobiłem- powiedziałem przez łzy klęcząc przy jej łóżku. Wstała lekko się chwiejąc i przytuliła mnie bardzo mocno. Przyciągnąłem ją do siebie zachłannie. Ona była mi bardzo potrzebna. Należałem do niej i czy tego chciała czy nie była moja. Pocałowałem ją w głowę.
- kocham cię- szepnąłem.
- szkoda, że nie tak jak ja ciebie - powiedziała i wygrywając się z mojego uścisku poszła do łazienki.
***
Oczami (t.i)-
Prysznic dobrze mi zrobił. Jakby wyczyścił mnie z kaca i smrodu fajek. Nakremowałam twarz i rozczesałam włosy. Owinięta ręcznikiem wyszłam z łazienki i otworzyłam szafę. Założyłam jedyną bluzkę - top, która na mnie nie wisiała i za duże spodnie. Zeszłam po schodach do kuchni. Zayn robił śniadanie. Odwrócił się do mnie i popatrzył w moje oczy ze smutkiem, a potem z politowaniem na moje spodnie.
- Pezz przyniosła ci wczoraj kilka swoich rzeczy na wszelki wypadek. Leżą w salonie - powiedział spokojnie. Uśmiechnęłam się. Perrie to taka dobra osoba. Pomimo wszystko chciała mi pomóc. Widząc mój uśmiech w oczach chłopaka zalśniła iskra nadzieji. Poszłam do salonu. W torbie Perrie znalazłam idealne długie spodnie bo jak na lato było dziś zimnawo. Popatrzyłam na siebie w lustrze. Moje ciało było trochę wuchudzone, a pod smutnymi oczami miałam fioletowe wory ale tak poza tym wyglądałam okej. Niestety tak się nie czułam. Weszłam do kuchni i usiadłam przy stole. Zayn postawił przede mną wielki talerz z kanapkami. Wybrałam najmniejszą z samym pomidorem. Kiedy cała kanapka znalazła się w moim żołądku popatrzyłam na Zayn'a. Przyglądał mi się bardzo uważnie. Kiedy już miałam wstawać od stołu złapał mnie za rękę, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Zamknęłam oczy i zacisnełam pięściami. Znowu poczułam ból w sercu.
- masz zjeść więcej- rozkazał. Wyrwałam rękę z jego uścisku i wstawiłam wodę na kawę. To ona (i tabletki uspokajające) trzymała mnie przy życiu.
- kawy?- spytałam spokojnie ignorując jego rozkaz.
-powiedziałem coś siadaj tu i jedz- również mnie ignorował.
- to nie- powiedziałam ponuro. Zrobiłam sobie kawę i znowu usiadłam na przeciwko mulata. Sięgnęłam po fajki i zapaliłam jedną.
- ile razy mówiłem ci żebyś nie paliła?- zaczął się denerwować.
- tyle samo co ja tobie?- spytałam rotorycznie popijając kawę. Popatrzyłam mu uważnie w oczy. Zayn westchnął i podrapał się w brodę. Zawsze to robił gdy coś ukrywał i choć był świetnym kłamcą to zawsze wiedziałam kiedy coś przede mną ukrywa. No może prawie zawsze.
- powiedz mi. Teraz-zażądałam.
- dlaczego miałbym to zrobić? -zapytał zjadliwie.
- bo mam też, a przynajmniej miałam innych przyjaciół i mogę do nich zadzwonić- powiedziałam jak rasowa wyrachowana suka.
- za godzinę Pezz z dziewczynami, Danniel i Eleonor idą wybierać suknie. Bardzo chciała żebyś z nią była, ale w twoim stanie to...-Zayn przestał mówić patrząc na moje wyczyny. Wzięłam z blatu telefon i papierosy i pobiegłam do swojego pokoju. Dlaczego ona mnie tam chciała? Skoro tu była to już wszystko wie. Osobiście powiedziałabym, że nie może być już moją druhną, ale to jej wybór. Jeśli mnie potrzebuje to zrobię wszystko w mojej mocy by jej pomóc. Nawet jeżeli ból który będę czuła będę musiała zabić całym opakowaniem tabletek. Szybko się umalowałam i smakowałam potrzebne rzeczy do torebki.
- możesz mi do cholery powiedzieć co ty robisz? !-zapytał chłopak kiedy schodziłam ze schodów.
- właśnie zamierzałam dzwonić do Perrie gdzie się spotykamy- powiedziałam wyciągając telefon.
- I ty sadzisz, że tam pójdziesz? -zapytał z ironią Zayn.
- a kto mi zabroni?-zapytałam stając blisko niego. Podszedł krok bliżej tak, że musiałam zadrzeć głowę do góry żeby na niego patrzeć.
-ja- odpowiedział cicho. Popatrzyłam na niego wzywająco.
-zawiedziesz mnie czy mam jechać autobusem? -zapytałam. Westchnął.
-czekam w samochodzie- powiedział i wyszedł. Zacisnełam zęby i padłam na kolana podpierając się rękami. Wzięłam kilka głębszych wdechów żeby uspokoić serce, a potem potknęłam dwie silne tabletki uspokajające.
Droga minęła nam w ciszy jakiej nigdy nie znaliśmy. Zarówno ja jak i Zayn zawsze mieliśmy za dużo do powiedzenia. To bylo gorzej niż tragiczne. Kochałam rozmowy z Zayn'em, a cisza była dla nas zabójcza.
Zatrzymaliśmy się przy jednym z najlepszych salonów sukni ślubnych w Londynie. Z daleka zobaczyłam jak dziewczyny z Little Mix witają się z Eleonor i Danniel. Gdy Zayn się zatrzymał złapałam za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Poczekałam cierpliwie aż mi otworzy i poszłam szybko do dziewczyn. Stały jeszcze przed, a kiedy byłam już blisko Leigh-Ann krzyknęła jakby z ulgą.
-(t.i) - zaczęła biec w moja stronę jak i pozostałe. Tylko Pezz została na miejscu, ale po jej minie było widać że najchętniej rzuciła by się na mnie i przytuliła. Dziewczyny zcisnęły mnie mocno. W oczach Eleonor pojawiły się łzy, ale starłam je szybko uśmiechając się pusto. Gdy dziewczyny już mnie puściły spojrzałam na Perrie. Rozmawiała z Zayn'em, ale stała ok 1 metr od niego. On też zachowywał "bezpieczny" odstęp i co chwila na mnie patrzył. Nie mogłam na to patrzeć. Podeszłam do niej i mocno ja przytuliłam.
- tęskniłam za tobą -szepnełam szczerze. Kochałam ją. Była tym typem osoby której choć nie wiem jak bym chciała nie mogłam nienawidzić. Poczułam jak dziewczyna szlocha. Odsunęłam ją od siebie troszkę i otarłam łzy z jej twarzy.
- przyszłam tu po to żeby oglądać cie w sukniach, a nie patrzeć na twoje łzy- powiedziałam najweselszym tonem na jaki było mnie stać- a ty -zwróciłam się do Zayn'a- idź już sobie to tylko dla dziewczyn- powiedziałam i poszłam w stronę wyjścia- aha. Nie zapomnij pocałować narzeczonej na pożegnanie.
~później~
Perrie mierzyłs już chyba 20 suknie. To było dla mnie gorsze niż śmierć. Chciałam żeby mnie ktoś zabił e tamtej chwili. Dziewczyna miała na sobie suknię typu syrenka. I nie wyglądała dobrze.
- jeśli mam być szczera to wyglądasz w tej sukni bardzo źle- przerwałam ich dyskusje- masz piękna figurę, ale to nie rewia mody. Ma być ci wygodnie, ale przede wszystkim masz wyglądać jak księżniczka.- wszystkie dziewczyny słuchały mnie z zaciekawieniem. Podeszła do niej. - najlepsza będzie prosta suknia bez ramiączek, która powoli się rozkloszowuje.
Poszukałam takiej wzrokiem, a potem poszłam oo odpowiedni rozmiar. Ra była idealna. Moja wymarzona. Moje serce zabiło dwa razy mocniej. Złapałam się szafki by nie zemdleć.
- (t.i) wszytko w porządku? - zapytała Pezz i złapała mnie za ramię.
-tak tak-zacisnełam zęby i przytrzymałam najgorszą falę bólu. -choć pomogę ci ja przymierzyć-powiedziałam po chwili. Złapałam ją za rękę i poszłam do przebieralni. Rozpiełam starą suknie i po zdjęciu odwiesiłam na wieszak.
- czemu mi pomagasz? - zapytała blondynka i popatrzyła na mnie w lustrze. Również tak spojrzałam. Różnica między mną, a Pezz była ogromna. Ona wręcz promieniała, a w sukni którą jej wybrała wyglądała idealnie. To zdecydowanie była ta suknia. Ja stałam jak posąg. Moje oczy były puste, smutne, a usta wykrzywiły się w wyćwiczonym uśmiechu. Byłam nikim i choć wygląd nie liczy się aż tak bardzo to moja dusza była martwa, a to od razu rzucało się w oczy.
- bo jestem twoją druhną- powiedziałam cicho. Perrie odwróciła się do mnie i zeszła z podestu. Popatrzyła na mnie uważnie i powiedziała
- zawsze kiedy Zayn do ciebie szedł zastanawiałam się w czym ty do cholery jesteś ode mnie lepsza. Bo choć rzeczy takie jak to, że jesteś piękna inteligentna i wrażliwa było widać już na początku to chciałam wiedzieć dlaczego jemu nie wystarczam tylko ja. - przerwała i zaczerpnęła powietrza- i w końcu to do mnie dotarło. Jesteście hmm jakby to nazwać ... połączeni? Tak to chyba dobre słowo. On należy do ciebie, a ty należysz do niego. Jeżeli ty przesuniesz się o milimetr on zrobi to samo. Każde z was zasłoniło by drugie własnym ciałem. Jesteście jak słońce i księżyc. Nierozłączne. Połączone w odwiecznym tańcu. Ale kiedy jedno przestaje wychodzić drugie nie istnieje samo bo to niemożliwe. Ty jesteś słońcem choć teraz to ukrywasz ale w głębi serca- zrobiła przerwę i dotknęła go- zawsze nim będziesz. On jest księżycem oświetla noc zabójczą i nieprzeniknioną. I nie jest w stanie normalnie funkcjonować bo ty znikasz z jego życia powoli i boleśnie. A ja nigdy nie będe w stanie zająć twojego miejsca.
Popatrzyłam na nią, a moje oczy się zaszkliły. Chciałam zeby kłamała. Bo kłamała, ale chciała mi pomóc. Dlaczego oni mi to robią? Mówią, że mogą wszystko odwołać. Tylko jedno moje słowo. To ja mam być ich wyrocznią i decydować o ich życiu.
- Pezz przestań. .- powiedziałam ze łzami na policzkach.- ja nie mogę decydować o waszym życiu. J-ja sama się zdecydowałam na bycie druhną i sobie poradzę. Każdy ma swój limit szczęścia. Ja swój zapas wykorzystałam podwójnie, a teraz musze za to zapłacić.
Wdychałam spazmatycznie powietrze czułam jakby ktoś mnie dusił. Rozpadałam się na kawałeczki.
- (t.i) wszystko dobrze? Zbladłaś - Perrie zaczęła panikować i szukać czegoś w torebce- dzwonie do Zayn'a
- nie, błagam-powiedziałam- zaraz będzie okej. Blondynka zawachała się ale odłożyła telefon.
Usiadłam na krześle i zaczęłam odliczać od 10 do 0 by się uspokoić. Zayn zawsze mnie tak uspokajał.
- już okej -powiedziałam kiedy mój oddech się unormował. Wyjełam z torebki pudełko z tabletkami i połknęłam dwie bez popijania- prosze więcej o tym nie rozmawiajmy. Nigdy.
Perrie popatrzyła na mnie jakby miała mi obiecać cos bardzo złego.
- ja poprostu nie mogę patrzeć na to jak cierpisz- Perrie posmutniała- więcej o tym nie wspomnę. Przepraszam. Uśmiechnęłam się do niej smutno i złapałam ją za rękę.
- poradzę sobie Perrie,- powiedziałam- a nawet jeśli nie. To nie zamartwiajcie się. Nie jestem tego warta.-chciała zaprzeczyć, ale szybko zaczęłam- Choć pokażemy im suknie. Myślę; że to ta.
Perrie wyszła z przebieralni, a kiedy dziewczyny ja zobaczyły zaniemowiły. Perrie stanęła na podeście i odwróciła się do lustra. Uśmiechnęła się. To zdecydowanie była idealna suknia.
- bierzemy - szepnełam.
-tak - powiedziały dziewczyny z Little Mix.
-tak- szepneła wzruszona Danielle.
- tak - powiedziała Eleonor.
***
- zawiozę cie do domu - stwierdziła Perrie kiedy wyszłyśmy z salonu.
- nie, Pezz- szybko zaprzeczyłam- mój dom jest na drugim końcu miasta.
- odwiozę cie- zignorowała mnie.
- nie ma takiej opcji. Idę sama. Piechotą to niedaleko.- powiedziałam zdecydowanie.
- no dobrze- poddała się- jutro robimy listę gości z Zayn'em pojutrze idziemy we trójkę wybierać sale,- pokazała na mnie- za 4 dni buty, a później resztę.
- jasne rozumiem- przytaknełam słabo- a dziewczyny?
- znaczy bo to jest tak, że od jutra mamy wolne i dziewczyny mają zabudowane wakacje na Karaibach od poniedziałku czyli od pojutrza i wracają na 3 dni przed ślubem, a ja nie chciałam im przeszkadzać no, a Danniel i Eleonor mają zajęty grafik. J-ja miałam nadzieję, że mi pomożesz. Ale jeśli nie czujesz się na siłach to ja wszystko załatwię sama i w o...- tu jej przerwałam.
- pomogę ci Perrie. Nie możesz robić wszystkiego sama- uśmiechnęłam się trochę sztucznie.- a teraz już lecę. Pa dziewczyny.
Pocałowałam każdą w policzek. Eleonor mocno mnie jeszcze przytuliła, a potem poszłam w kierunku domu. Droga minęła mi szybko choć wcale tego nie chciałam. Nie chciałam wracać do domu w którym tyle wycierpiałam. Na każdym kroku przypominały mi się sytuacje w których Zayn mówił mi wszystkie cudowne rzeczy, ale których już nigdy nie powie. W ogóle nie czułam się najlepiej.
Po drodze wykonałam parę telefonów do moich podwładnych żeby poinformować ich, że przez następne dwa tygodnie mnie nie zobaczą. Weszłam do mojej klatki i zrobiło mi się bardzo słabo. Gdy w końcu byłam pod moimi drzwiami z sąsiedniego domu zaczął ktoś wychodzić. Zobaczyłam mojego uroczego sąsiada. Uśmiechnęłam się do niego smutno kiedy mroczki zaczęły latać mi przed oczami.
- Cześć- powiedział.
Hej chciałam odpowiedzieć, ale przed moimi oczami była już tylko ciemność