wtorek, 30 września 2014

#11 Zayn część 9

Czwartek czyli dokładnie jeden dzień przed ślubem bym straszny i dobry za razem. Dzisiaj musiałam odebrać suknie z salonu ślubnego i spakowana na dwa dni pojechać do zajazdu. Ostatnio nie potrzebowałam dużo snu więc na miejscu byłam pierwsza. Miła recepcjonistka dała mi klucze do pokojów wraz z przydziałem do nich ludzi. Bo dzisiaj ja tu rządze jak powiedziała.
Mój pokój był najpiękniejszy z wszystkich. Urządzony w lekko barokowym stylu z ogromnym miękkim łóżkiem z baldachimem i łazienką z jacuzzi. O ile z łazienki mam szansę skorzystać to z łóżka choćbym chciała i tak nie zasne. Wzięłam wszystkie klucze i listę ludzi i poszłam o pokoju Perrie. Na wieszaku powiesiałam suknie i usiadłam na łóżku. Bałam się jutra i to bardzo. Wiedziałam, że mam się uśmiechać i być miła, ale nie byłam pewna czy dam sobie radę. Dzisiaj połknęłam już z 6 tabletek, a co będzie jutro?
Przez chwilę patrzyłam na czarny pokrowiec. W końcu zabrakło mi cierpliwości i podeszłam do niego. Rozpiełam zamek i delikatnie wyciągnęłam suknie. Tak jak za pierwszym razem kiedy ją zobaczyłam pomyślałam, że to moja wymarzona. Idealna suknia. Przejechałam palcem po gładkim materiale.
-ona jeszcze może być twoja- powiedział cicho znajomy dziewczęcy głos. Pisnełam przerażona i odwróciłam się do drzwi. Stała tam Perrie z walizka w ręce i frakonoszem w drugiej.
- przepraszam. Nie chciałam cie przestraszyć- zasmucila się.
-nic się nie stało- odparłam szybko-zawsze byłam strachliwa.
Blondynka tylko pokiwała głową i weszła głębiej do pokoju. Ja w tym czasie schowałam suknie do pokrowca.
- jutro o 11:30 będzie tutaj makijażystka i fryzjerka, a o 12:30 założymy ci suknię. 12:45 wsadziemy do limuzyny która na równo 13 zawiedzie nas pod kościół- przeczytałam z przygotowanego na jutro planu.
- aha okej dzięki-odpowiedziała niemrawo. Zmartwiło mnie to.
-wszystko okej Pezz?-zapytałam- rozumiem, że się denerwujesz, ale będzie dobrze. To nawet normalne, bo to najważniejszy dzień w tw....
- nie o to chodzi-przerwała mi- znaczy. .. owszem stresuje się jutrzejszym dniem, ale... tu chodzi o to że...- zacinała się- (t.i)- powiedziała w końcu- jak ja mogę być szczęśliwa, że niszcze ci życie. To.. przecież... ehem ... ty powinnaś być na moim miejscu i jutro wziąć z Zayn'em ślub.
Zamknęłam oczy. Moje serce znów zgubiło gdzieś swój rytm. Nie chciałam tego słyszeć wiec poprostu to zignorowałam.
- zejdz za chwile do baru zaraz będą pierwsi goście- powiedziałam drzacym głosem zabrałam klucze i wyszłam z jej pokoju. Krzyknęła coś jeszcze za mną, ale nie chciałam wiedzieć co. Musiałam się uspokoić. Wybiegłam głównym wyjściem i usiadłam na schodach. Rozsunełam kolana i włożyłam pomiędzy nie głowę. Brałam głębokie wdechy, ale to wcale mi nie pomagało.
- (t.i)?-zapytał tym razem męski głos-Boże (t.i)?!? Żyjesz?! (T.i)?!
- żyje tylko bądź cicho Liam-powiedziałam słabo. Uklękł przede mną.
- czy mogę jakoś ci pomóc?-zapytał cicho.
- daj mi swoje fajki-powiedziałam.
- żartujesz? !-zapytał ironicznie.
- nie- powiedziałam i otworzyłam oczy. Brunet miał niezadowolona mine- i tak zapale wiec możesz mi oszczędzić wysiłku.
Bez słowa wyjął paczkę i mi ją podał. Wyjełam jednego papierosa i odpaliłam. Zaciągnęłam się dymem i poczułam jak odrobinę mnie rozluźnia. Po chwili Liam usiadł obok mnie i sam zapalił.
- dlaczego to wszystko robisz?-zapytał po chwili milczenia. Spojrzałam na niego i unioslam znacząco brew- dlaczego tak się nad nim znecasz?
To pytanie totalnie zbiło mnie z tropu.
- znecam?-powtórzyłam z oburzeniem-uważasz, że znecam się nad nim pomagając mu w przygotowaniach do ślubu. Jestem druhną, a Zayn to mój najlepszy przyjaciel ja muszę mu po...
-robisz to w innym celu niż pomoc-przerwał mi- jakbyś musiała wszystkiego sama dopilnować, tak jakby cierpienie tworzyło z ciebie kogoś lepszego
-mówisz to tylko dlatego, że nie jesteś na moim miejscu- powiedziałam i zgasilam fajke butem.
- mówię to dlatego, że przez ostatni miesiąc widziałem jak umieracie- odpowiedział- oboje. Jego zabijało to, że widział do jakiego stanu cię doprowadził, a ciebie jego decyzja której o dziwo nie chciałaś odwołać chociaż mogłaś. Nie rozumiem dlaczego i nie chce zrozumieć.  Nie mówię tego żeby było ci przykro, bo wiesz, że jesteś moją przyjaciółka. Mówię to, bo chce żebyś jeszcze wszystko odwołała.
Miał rację jak zawsze.
- jak zawsze masz rację, Li- powiedziałam łapiąc za klamkę- nikomu nie życzę cierpienia takiego jak moje, a szczególnie nie tobie- dokończyłam i weszłam do środka.
Poszłam w kierunku recepcji i poprosiłam recepcjonistke o wodę. Nie mogłam teraz zemdleć. Wzięłam kilka głębszych wdechów i weszłam do baru.
-tak...okej mamo do zobaczenia- powiedział Zayn do telefonu.
- cześć-powiedziałam do chłopaków i dziewczyn i usiadłam na fotelu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Bar z kieliszkami i wszystkimi możliwymi trunkami był po prawej od wejścia. Na przeciwko baru fotele i stoły. Ściany były czarne ze srebrnymi detalami. Siedzieliśmy w niezręcznej ciszy. Do puki do sali nie wszedł Liam.
- przyjechali twoi rodzice- powiedział do Zayn'a. Wstaliśmy i poszliśmy do hallu gdzie czekali już Patricia, Yaster i siostry Zayn'a.
- Zaynie-krzyknęła Patricia, a potem zaczęły się uściski, przywitania i chwalenie jak to wszyscy wyrośli. Stałam ostatnia i to na mój widok Patricia mało nie dostała zawału.
- jezus maria-krzyknęła kobieta. Spojrzenia wszystkich od razu skierowały się na mnie. Miałam ogromną nadzieje, że mój uśmiech jest chociaż w miarę szczery.
- (t.i), kochanie co ci się stało?-zapytała i podeszła do mnie.
- też bardzo miło panią widzieć-zaśmiałam się (o dziwo zabrzmiało to szczerze) i usciskałam ja- wie pani jak się ma przyjaciół gwiazdy to nie można im robić wstydu.
Harry zaczął się śmiać żeby trochę rozluźnić sytuację i wszyscy poszli za jego przykładem.
-już byś mogła sobie oszczędzić tych swoich żartów- powiedział Yaster odbierając mnie z ramion żony- chociaż wiesz, że je kochamy. - tak ,tak więcej tego nie zrobię- zaśmiałam się znowu, a potem usciskałam siostry Zayn'a których moja bajeczka wcale nie przekonała- chodźcie pokaże wam pokoje.
           
Podobnie wyglądała reszta dnia. Czekanie, sztuczne uśmiechy i uściski, przerażenie matek chłopców, odprowadzanie do pokoi zauroczonych zjazdem gości. Równo o 19 wszyscy zabrali się na wspólną kolacje. W miarę możliwości każdy miał zapamiętać swoje miajsce. Moje jako, że byłam druhną przypadło obok Zayn'a. Gdzieś w połowie ogromnego obiadu podczas którego Zayn co chwila wpychal mi na talerz jedzenie na które nie mogłam nawet patrzeć chłopak wstał.
- prosimy o ciszę- krzyknął.
-dziękujemy wszystkim za tak liczne przybycie-powiedziała Perrie trzymając go za rękę.
- dziękujemy też za wsparcie w tak dla nas ważnym dniu-dokończył Zayn- dla przypomnienie jutro o 13 w najbliższym kościele będzie nasz ślub.
- nie musisz nam przypominać po to tu przyjechaliśmy-krzyknął ktoś z końca sali na co wszyscy wybuchneli śmiechem.
-jeszcze raz dziękujemy-powiedziała Perrie i usiedli. Czułam się okropnie było mi słobo i duszno. Podniosłam się z krzesła, ale ręką Zayn'a szybk mnie zatrzymała.
- gdzie idziesz? -zapytał.
- źle się czuję- powiedziałam cicho-idę się przejść.
- Niall pójdzie z tobą-zarządził. Popatrzyłam w kierunku blondyna. Zmienił miejsce i siedział z rodziną. Śmiali się i rozmawiali.
- zostaw go w spokoju. On ma teraz rodzinę-powiedziałam-poradzę sobie.
Wyrwałam rękę z jego uścisku i w szybkim tempie wyszłam z sali. Wiedziałam, że nie zrobi scen w sali pełnej ludzi. Przebiegłam koło recepcji i wybiegłam z hotelu. Biegłam przed siebie nie patrząc gdzie. Chciałam być daleko od całego bólu. Przebiegłam przez jezdnię i wbiegłam do jakiegoś lasu. W przeswitach drzew zobaczyłam wodę i tam pobiegłam. Było to nieduże jezioro z mostem na sam jego środek. Zatrzymała mnie barierka. Dusiłam się łzami.
-dlaczego ja do cholery?-krzyczałam i płakałam wyklinając boga od najgorszych. W końcu opadałam z sił. Usiadłam po turecku i oglądałam zachód słońca, a moje łzy cicho splywaly po policzkach. Kiedyś zawsze oglądałam zachody słońca. Uwielbiałam to. Słońce zawsze było piękne i kojarzyło mi się z radością i silą która mi kiedyś dawało. Nie wiem jak długo tak siedziałam, ale kiedy pomimo grubego swetra zrobiło mi się zimno postanowiłam wracać. Las w nocy był straszny wiec szybko przez niego przeszłam potem przez jezdnię i jeszcze spory kawałek do zajezdu. Kiedy przekraczałam bramę byłam nieźle zmęczona szybkim marszem. Pociągnełam z klamkę i otworzyłam drzwi. W hallu byli chyba wszyscy goście których znałam, a zmartwiona recepcjonistka rozmawiała z kimś przez telefon. Poczułam się osaczona. Każdy patrzył na mnie jakby ze złością
-cześć -rzuciłam dla rozładowania atmosfery.
- gdzieś ty była do cholery? Wiesz która jest godzina?-krzyknął Harry który stał najbliżej mnie- co się z tobą działo przez tyle godzin? wiesz jak bardzo się o ciebie martwiliśmy? Gdzie do cholery miałaś telefon?
-ja .... no..em-jąkałam się.
-teraz się nawet wyłowić nie potrafisz? Co ty sobie...
-zejdz z niej Harry- przerwał mu Niall- przepraszamy za zamieszanie. Jak widać masza zguba się znalazła i można już wrócić do łóżek-powiedział wszyskim-a z tobą sobie jeszcze pogadamy- dodał ciszej łapiąc mnie za rękę kiedy chciałam iść do pokoju.
Chłopcy poczekali aż na korytarzu zrobi się cicho. Każdy z nich miał poważna minę która paradoksalnie mnie bawiła. Dosłownie odeskortowali mnie do pokoju. Usiadłam na łóżko i dopiero wtedy zobaczyłam Perrie która właśnie zamkała za sobą drzwi.
-Pezz?-zwróciłam na siebie jej uwagę- to nie tak, że Cię wyganiam, ale jutro musisz dobrze wyglądać, a mimo później godziny nie śpisz wiec sadze, że powinnaś się położyć- zasugerowałam jej delikatnie. Popatrzyła na mnie tak bardzo dziwnie, a potem zrobiła coś czego w życiu bym się po niej nie spodziewała.
-jak mogłaś nam to zrobić?-krzyknęła - mogę tylko tak powiedzieć bo nie zrozumiem, mam nadzieje nigdy, ale rozumiem, że jest ci ciężko ,ale do cholery czemu jesteś taką masochistką. Powinnam cie nienawidzić bo oprócz tego, że jesteś moim realnym zagrożeniem to wykanczasz Zayn'a szybciej niż cokolwiek innego. Ja bardzo się starałam to ułatwić. Jestem dla ciebie miła bo pomimo wszystko cię szanuje i lubię i chciałam żebyś czuła się lepiej. Nikomu nie życzę tego co ci się stało. Ja poddała bym się już na początku, ale to nie zmienia faktu, że następnym razem myśl co robisz albo powiedz komuś gdzie idziesz bo później wszyscy się tylko martwią i denerwują-potem tylko trzasneła drzwiami.
Wszyscy staliśmy osłupiali. Perrie nigdy jeszcze nie krzyczała. Jej zachowanie tylko potwierdziło to, że muszę zniknąć z ich życia bardzo szybko. Chłopcy patrzyli na mnie, ale jakby nie mogli się ruszyć. W tamtej chwili nie chciałam istnieć. Zawsze były ze mną problemy. Byłam niepotrzebna. Wiedziałam, że Perrie ma rację, ale pomimo to do moich oczu napłynely łzy, które po chwili lały się strumieniami po mojej twarzy.
-ktoś jeszcze chce mi powiedzieć prawdę? - zapytałam- numer jeden jesteś tylko problemem.
-dobrze wiesz, że ona tak nie myśli -powiedział Niall- trochę ja poniosło.
Zaśmiałam się gorzko.
- masz rację-żachnełam się przez łzy- jesteś dziwką mojego narzeczonego, ale pomimo wszystko cie lubię.
-przestań- syknął Zayn. Spojrzałam mu w oczy. Był zły, smutny i przerażony zarazem. Wstałam gwałtownie i podeszłam do torebki po fajki. Otworzyłam okno na oścież co spotkało się z natychmiastową reakcją. Harry złapał mnie delikatnie w talii jakby chciał mnie przytulić, ale go odepchnełam.
- przepraszam, ale chcę zostać sama - powiedziałam tyłem do nich zapalając papierosa. Wiedziałam co każdy z nich w tej chwili zrobił. Po pierwsze byli zdziwieni i może czuli się odrzuceni bo zawsze mówiłam im o wszystkim. Po drugie spojrzeli na Zayn'a z niemym pytaniem w oczach, a on skinal im głową bo po chwili usłyszałam jak zamykają się drzwi. Byłam roztrzesiona. Wiedziałam, że muszę przetrwać jutro, ale nie miałam pojęcia co będzie później. Na pewno muszę zniknąć z ich życia. Może wrócę na kilka dni do Bradford do mamy, będę uważać na wszystkich znajomych, a potem gdzieś się wyprowadze. Byłam tak pochłonięta rozmyślaniem, że nie zauważyłam, że mój papieros się wypalił. Dopiero lekkie opażenie mnie obudziło. Syknelam z bólu i odwróciłam się żeby iść do łazienki, ale zatrzymały mnie czyjeś ręce. Ręce Zayn'a. Po patrzyłam mu w oczy, ale szybko tego pozalowalam. Patrzył na mnie jak na kogoś kto nie był świadom swoich wartości, jak ojciec na córkę kiedy jest z niej dumny i ... i jak narzeczony na przyszłą żonę idącą do ołtarza. Spuściłam głowę bo wiedziałam czemu Zayn to robi. Czytał z moich oczu. Zawsze to robiliśmy. To było takie magiczne i ... nasze. Wtedy wiedzieliśmy już o sobie wszystko, a teraz nie mógł poznać moich uczuć. Chłopak delikatnym muśnięciem podniósł moją głowę do swojej własnej, która znajdowała się zdecydowanie za blisko. Wiedziałam, że to złe i niepoprawne, ale nie mogłam się ruszyć, a już po chwili zapomniałam co się w około mnie dzieje. Był tylko on i jego usta zbyt blisko moich. Trwaliamy tak w tej chwili, ale Zayn przerwał ją. Całowal mnie z zaangażowaniem chciwościa dawno nie zaspokajanym pragnieniem i ... miłością której nie mogłam przyjąć. Jego usta były takie jak zawsze ciepłe, miękkie, idealnie dopasowane do moich własnych. Ale nic co piękne nie trwa wiecznie. Po chwili odrewał się ode mnie. Złożył jeszcze jeden pocałunek na czole i wyszedł zostawiając mnie z poczuciem winy. Zaschnięte łzy znowu zaczęły lecieć po moich policzkach. Rzuciłam się na łóżko przytulilam do poduszki.
Moje łzy w końcu się skończyły, ale i tak nie zasnełam.
Wstałam około 9. Weszłam do łazienki nie patrząc w lustro. Wzięłam bardzo długi prysznic, a potem spokojnie się przygotowałam. Czesząc mokre włosy wyszłam z łazienki. Mój wzrok powędrował do telefonu. Podeszłam do niego i wybrałam numer Patricka.
- część-usłyszałam po drogiej stronie.
-hej Pat- powiedziałam.
- jak się trzymasz?-zapytał spokojnie.
- chciałabym powiedzieć ci, że jest świetnie, ale czuje się jak przed egzekucją-odpowiedziałam szczerze.
-wiesz, że nie musisz tego robić-przypomniał mi.
-wiem, ale czy tu będę czy nie ślub się odbędzie-westchnelam.
- jakby coś dzwoń do mnie-powiedział- zawsze Ci pomogę.
-tak, tak dziękuje- odparłam- mam do ciebie pytanie? Będę mogła u ciebie mieszkać przez kilka dni od poniedziałku?-zapytałam.
- oczywiście, że tak, ale dlaczego?
- bo musze usunąć się ich życia-powiedziałam- jestem tylko problemem.
-jesteś pewna, że to dobre rozwiązanie?- zapytał.
- tak- powiedziałam- przepraszam, ale musze już kończyć Dziękuję za wszystko do zobaczenia.
- wieszz że nie masz za co. Na razie-odpowiedział i rozłączył się.
-za więcej niż myślisz- szepnełam. Wysuszyłam spokojnie włosy doprowadziłam twarz do względnego wyglądu i wzięłam kilka tabletek uspokajajacych, a kiedy na zegarku wybila 10:30 poszłam do pokoju Perrie. Trochę przestraszona czy nie jest na mnie jeszcze zła zapukałam do jej drzwi. Po chwili otworzyła mi blondynka w szlafroku. Spojrzała mi w oczy w których zobaczyłam skruche.
-przepraszam-powiedziałyśmy jednocześnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz