czwartek, 11 września 2014

#5 Zayn część 3

Byłem w sypialni (t.i). Patrzyłem jak śpi. Zawsze uwielbiałem na nią patrzeć w nocy. Jest taka piękna pomyślałem tylko, że wmawia sobie, że jest za gruba. Ach wmawiała bo teraz wygląda prawie jal szkielet. No może przesadzam, ale kiedy wiem, że to moja wina ... 
Chwile po naszej rozmowie Pezz przyjechała do mieszkania (t.i) cała przerażona. Wszystko jej wytlumaczyliśmy. Zaczęła tak bardzo płakać. Mówiła, że to jej wina. Cała Pezz zawsze bierze winę na siebie. Posiedziała chwile i chciała zostać do rana, ale wygoniłem ją i innych do domów. Zostałem z (t.i) sam. Ucałowałem jej pociętą rękę. Jak ona mogła mi to zrobić przecież jak ona by umarła to ja.. ja nawet nie chce myśleć o tym co by się stało. Była moim słońcem. Najcenniejszą osobą w moim życiu. I zrobiła sobie to przeze mnie. Pocałowałem jej rękę jeszcze raz i poczułem jak się budzi. Pocałowałem drugi. Otworzyła oczy i na mnie spojrzała. Jej oczy były tak piękne jak zawsze. Ale spojrzenie miała puste. Spojrzenie osoby która nie zasłużyła na takie cierpienie. Wyrwała rękę z mojego uścisku. 
- co ty tutaj robisz Zaynie? - spytała cicho i miękko. 
- ratuje cię maleńka- odpowiedziałem szeptem bo tylko na tyle było mnie stać.  Uśmiechnęła się tylko i rozczochrała mi pieszczotliwie włosy. Było to tak naturalne, że już myślałem że wszystko okej. 
- ja już nie jestem ważna- pogłaskała mnie po policzku- teraz ważny jest twój ślub.
- ty zawsze będziesz najważniejsza- popatrzyłem jej w oczy i złapałem jej twarz w swoje dłonie. 
- przestań Zayn- złapała mnie za nadgarstki i odciągneła moje ręce- masz narzeczoną. I ślub za 2 tygodnie. Puściła mnie i popatrzyła w inną stronę. Złapałem jej podróbek żeby na mnie spojrzała. 
- jeszcze możemy wszystko odwołać. Tylko jedno twoje sł...
- Zayn - jękneła- nie utrudniaj mi tego. Ty wychodzisz za Perrie. Kochasz ją, a to co powiedziałam wczoraj nic nigdy nie zmieni. I koniec kropka.
-czemu ty t..- zacząłem ale nie dała mi skończyć. 
-gdzie są wszyscy? - spytała. 
- wysłałem ich do domu. Nie chciałem żeby -zaczalem ale znowu mi przerwała. 
- żeby musieli mnie oglądać - dokończyła. 
- żeby się nie wyspali- powiedziałem zimno denerwując się. 
- uspokój się Zayn. Nic nie poradzisz na mój stan. I sądzę, że nie powinieneś się martwić. Nie o mnie- powiedziała. Poczułem jak po moim policzku spływa łza, a za nią następna. (T.i) zauważyła to i zmartwiała. Teraz wyglądała jeszcze słabiej. Poczułem się słaby bo ona taka była nawet jeśli sama uważała się za silną. 
- Zaynie nie płacz. Nie jestem tego warta. - powiedziała- i nigdy nie będe- dodałam cichutko. 
- tak masz rację- podnosiłem głos- bo jesteś warta i zasługujesz na wszystko co najlepsze na tym świecie, a nie na jakieś żałosne łzy takiego chuja jak ja.
- popełniłes jeden ważny błąd w tej idiotyczne wyliczance. Możliwe, że ja byłam tego warta. Byłam. - krzyczała- bo teraz jestem już inna. 
-nienawidzę się za to co Ci zrobiłem- powiedziałem przez łzy klęcząc przy jej łóżku. Wstała lekko się chwiejąc i przytuliła mnie bardzo mocno. Przyciągnąłem ją do siebie zachłannie. Ona była mi bardzo potrzebna. Należałem do niej i czy tego chciała czy nie była moja. Pocałowałem ją w głowę. 
- kocham cię- szepnąłem.
- szkoda, że nie tak jak ja ciebie - powiedziała i wygrywając się z mojego uścisku poszła do łazienki.
                                                                            
                                                                               ***
Oczami (t.i)-

Prysznic dobrze mi zrobił. Jakby wyczyścił mnie z kaca i smrodu fajek. Nakremowałam twarz i rozczesałam włosy. Owinięta ręcznikiem wyszłam z łazienki i otworzyłam szafę. Założyłam jedyną bluzkę - top, która na mnie nie wisiała i za duże spodnie. Zeszłam po schodach do kuchni. Zayn robił śniadanie. Odwrócił się do mnie i popatrzył w moje oczy ze smutkiem, a potem z politowaniem na moje spodnie. 
- Pezz przyniosła ci wczoraj kilka swoich rzeczy na wszelki wypadek. Leżą w salonie - powiedział spokojnie. Uśmiechnęłam się. Perrie to taka dobra osoba. Pomimo wszystko chciała mi pomóc. Widząc mój uśmiech w oczach chłopaka zalśniła iskra nadzieji. Poszłam do salonu. W torbie Perrie znalazłam idealne długie spodnie bo jak na lato było dziś zimnawo. Popatrzyłam na siebie w lustrze. Moje ciało było trochę wuchudzone, a pod smutnymi oczami miałam fioletowe wory ale tak poza tym wyglądałam okej. Niestety tak się nie czułam. Weszłam do kuchni i usiadłam przy stole. Zayn postawił przede mną wielki talerz z kanapkami. Wybrałam najmniejszą z samym pomidorem. Kiedy cała kanapka znalazła się w moim żołądku popatrzyłam na Zayn'a. Przyglądał mi się bardzo uważnie. Kiedy już miałam wstawać od stołu złapał mnie za rękę, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Zamknęłam oczy i zacisnełam pięściami. Znowu poczułam ból w sercu. 
- masz zjeść więcej- rozkazał. Wyrwałam rękę z jego uścisku i wstawiłam wodę na kawę. To ona (i tabletki uspokajające) trzymała mnie przy życiu. 
- kawy?- spytałam spokojnie ignorując jego rozkaz. 
-powiedziałem coś siadaj tu i jedz- również mnie ignorował.
- to nie- powiedziałam ponuro. Zrobiłam sobie kawę i znowu usiadłam na przeciwko mulata. Sięgnęłam po fajki i zapaliłam jedną. 
- ile razy mówiłem ci żebyś nie paliła?- zaczął się denerwować. 
- tyle samo co ja tobie?- spytałam rotorycznie popijając kawę. Popatrzyłam mu uważnie w oczy. Zayn westchnął i podrapał się w brodę. Zawsze to robił gdy coś ukrywał i choć był świetnym kłamcą to zawsze wiedziałam kiedy coś przede mną ukrywa. No może prawie zawsze. 
- powiedz mi. Teraz-zażądałam.
- dlaczego miałbym to zrobić? -zapytał zjadliwie.
- bo mam też, a przynajmniej miałam innych przyjaciół i mogę do nich zadzwonić- powiedziałam jak rasowa wyrachowana suka.
- za godzinę Pezz z dziewczynami, Danniel i Eleonor idą wybierać suknie. Bardzo chciała żebyś z nią była, ale w twoim stanie to...-Zayn przestał mówić patrząc na moje wyczyny. Wzięłam z blatu telefon i papierosy i pobiegłam do swojego pokoju. Dlaczego ona mnie tam chciała? Skoro tu była to już wszystko wie. Osobiście powiedziałabym, że nie może być już moją druhną, ale to jej wybór. Jeśli mnie potrzebuje to zrobię wszystko w mojej mocy by jej pomóc. Nawet jeżeli ból który będę czuła będę musiała zabić całym opakowaniem tabletek.  Szybko się umalowałam i smakowałam potrzebne rzeczy do torebki. 
- możesz mi do cholery powiedzieć co ty robisz? !-zapytał chłopak kiedy schodziłam ze schodów. 
- właśnie zamierzałam dzwonić do Perrie gdzie się spotykamy- powiedziałam wyciągając telefon. 
- I ty sadzisz, że tam pójdziesz? -zapytał z ironią Zayn. 
- a kto mi zabroni?-zapytałam stając blisko niego. Podszedł krok bliżej tak, że musiałam zadrzeć głowę do góry żeby na niego patrzeć. 
-ja- odpowiedział cicho. Popatrzyłam na niego wzywająco.
-zawiedziesz mnie czy mam jechać autobusem? -zapytałam. Westchnął. 
-czekam w samochodzie- powiedział i wyszedł. Zacisnełam zęby i padłam na kolana podpierając się rękami. Wzięłam kilka głębszych wdechów żeby uspokoić serce, a potem potknęłam dwie silne tabletki uspokajające.
Droga minęła nam w ciszy jakiej nigdy nie znaliśmy. Zarówno ja jak i Zayn zawsze mieliśmy za dużo do powiedzenia. To bylo gorzej niż tragiczne. Kochałam rozmowy z Zayn'em, a cisza była dla nas zabójcza.
Zatrzymaliśmy się przy jednym z najlepszych salonów sukni ślubnych w Londynie. Z daleka zobaczyłam jak dziewczyny z Little Mix witają się z Eleonor i Danniel. Gdy Zayn się zatrzymał złapałam za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Poczekałam cierpliwie aż mi otworzy i poszłam szybko do dziewczyn. Stały jeszcze przed, a kiedy byłam już blisko Leigh-Ann krzyknęła jakby z ulgą. 
-(t.i) - zaczęła biec w moja stronę jak i pozostałe. Tylko Pezz została na miejscu, ale po jej minie było widać że najchętniej rzuciła by się na mnie i przytuliła. Dziewczyny zcisnęły mnie mocno.  W oczach Eleonor pojawiły się łzy, ale starłam je szybko uśmiechając się pusto. Gdy dziewczyny już mnie puściły spojrzałam na Perrie. Rozmawiała z Zayn'em, ale stała ok 1 metr od niego. On też zachowywał "bezpieczny" odstęp i co chwila na mnie patrzył. Nie mogłam na to patrzeć. Podeszłam do niej i mocno ja przytuliłam. 
- tęskniłam za tobą -szepnełam szczerze. Kochałam ją. Była tym typem osoby której choć nie wiem jak bym chciała nie mogłam nienawidzić. Poczułam jak dziewczyna szlocha. Odsunęłam ją od siebie troszkę i otarłam łzy z jej twarzy.
- przyszłam tu po to żeby oglądać cie w sukniach, a nie patrzeć na twoje łzy- powiedziałam najweselszym tonem na jaki było mnie stać- a ty -zwróciłam się do Zayn'a- idź już sobie to tylko dla dziewczyn- powiedziałam i poszłam w stronę wyjścia- aha. Nie zapomnij pocałować narzeczonej na pożegnanie. 
~później~
Perrie mierzyłs już chyba 20 suknie. To było dla mnie gorsze niż śmierć. Chciałam żeby mnie ktoś zabił e tamtej chwili. Dziewczyna miała na sobie suknię typu syrenka. I nie wyglądała dobrze. 
- jeśli mam być szczera to wyglądasz w tej sukni bardzo źle- przerwałam ich dyskusje- masz piękna figurę, ale to nie rewia mody. Ma być ci wygodnie, ale przede wszystkim masz wyglądać jak księżniczka.- wszystkie dziewczyny słuchały mnie z zaciekawieniem. Podeszła do niej. - najlepsza będzie prosta suknia bez ramiączek, która powoli się rozkloszowuje.
Poszukałam takiej wzrokiem, a potem poszłam oo odpowiedni rozmiar. Ra była idealna. Moja wymarzona. Moje serce zabiło dwa razy mocniej. Złapałam się szafki by nie zemdleć.
- (t.i) wszytko w porządku? - zapytała Pezz i złapała mnie za ramię. 
-tak tak-zacisnełam zęby i przytrzymałam najgorszą falę bólu. -choć pomogę ci ja przymierzyć-powiedziałam po chwili. Złapałam ją za rękę i poszłam do przebieralni. Rozpiełam starą suknie i po zdjęciu odwiesiłam na wieszak. 
- czemu mi pomagasz? - zapytała blondynka i popatrzyła na mnie w lustrze. Również tak spojrzałam. Różnica między mną, a Pezz była ogromna. Ona wręcz promieniała, a w sukni którą jej wybrała wyglądała idealnie. To zdecydowanie była ta suknia. Ja stałam jak posąg. Moje oczy były puste, smutne, a usta wykrzywiły się w wyćwiczonym uśmiechu. Byłam nikim i choć wygląd nie liczy się aż tak bardzo to moja dusza była martwa, a to od razu rzucało się w oczy. 
- bo jestem twoją druhną- powiedziałam cicho. Perrie odwróciła się do mnie i zeszła z podestu. Popatrzyła na mnie uważnie i powiedziała
- zawsze kiedy Zayn do ciebie szedł zastanawiałam się w czym ty do cholery jesteś ode mnie lepsza. Bo choć rzeczy takie jak to, że jesteś piękna inteligentna i wrażliwa było widać już na początku to chciałam wiedzieć dlaczego jemu nie wystarczam tylko ja. - przerwała i zaczerpnęła powietrza- i w końcu to do mnie dotarło. Jesteście hmm jakby to nazwać ... połączeni? Tak to chyba dobre słowo. On należy do ciebie, a ty należysz do niego. Jeżeli ty przesuniesz się o milimetr on zrobi to samo. Każde z was zasłoniło by drugie własnym ciałem. Jesteście jak słońce i księżyc. Nierozłączne. Połączone w odwiecznym tańcu. Ale kiedy jedno przestaje wychodzić drugie nie istnieje samo bo to niemożliwe. Ty jesteś słońcem choć teraz to ukrywasz ale w głębi serca- zrobiła przerwę i dotknęła go- zawsze nim będziesz. On jest księżycem oświetla noc zabójczą i nieprzeniknioną. I nie jest w stanie normalnie funkcjonować bo ty znikasz z jego życia powoli i boleśnie. A ja nigdy nie będe w stanie zająć twojego miejsca. 
Popatrzyłam na nią, a moje oczy się zaszkliły. Chciałam zeby kłamała. Bo kłamała, ale chciała mi pomóc.  Dlaczego oni mi to robią? Mówią, że mogą wszystko odwołać. Tylko jedno moje słowo. To ja mam być ich wyrocznią i decydować o ich życiu.
- Pezz przestań. .- powiedziałam ze łzami na policzkach.- ja nie mogę decydować o waszym życiu. J-ja sama się zdecydowałam na bycie druhną i sobie poradzę. Każdy ma swój limit szczęścia. Ja swój zapas wykorzystałam podwójnie, a teraz musze za to zapłacić. 
Wdychałam spazmatycznie powietrze czułam jakby ktoś mnie dusił. Rozpadałam się na kawałeczki. 
- (t.i) wszystko dobrze? Zbladłaś - Perrie zaczęła panikować i szukać czegoś w torebce- dzwonie do Zayn'a 
- nie, błagam-powiedziałam- zaraz będzie okej. Blondynka zawachała się ale odłożyła telefon. 
Usiadłam na krześle i zaczęłam odliczać od 10 do 0 by się uspokoić. Zayn zawsze mnie tak uspokajał.
- już okej -powiedziałam kiedy mój oddech się unormował. Wyjełam z torebki pudełko z tabletkami i połknęłam dwie bez popijania- prosze więcej o tym nie rozmawiajmy. Nigdy. 
Perrie popatrzyła na mnie jakby miała mi obiecać cos bardzo złego.
- ja poprostu nie mogę patrzeć na to jak cierpisz- Perrie posmutniała- więcej o tym nie wspomnę. Przepraszam. Uśmiechnęłam się do niej smutno i złapałam ją za rękę. 
- poradzę sobie Perrie,- powiedziałam- a nawet jeśli nie. To nie zamartwiajcie się. Nie jestem tego warta.-chciała zaprzeczyć, ale szybko zaczęłam- Choć pokażemy im suknie. Myślę; że to ta.
Perrie wyszła z przebieralni, a kiedy dziewczyny ja zobaczyły zaniemowiły. Perrie stanęła na podeście i odwróciła się do lustra. Uśmiechnęła się. To zdecydowanie była idealna suknia. 
- bierzemy - szepnełam. 
-tak - powiedziały dziewczyny z Little Mix.
-tak- szepneła wzruszona Danielle. 
- tak - powiedziała Eleonor. 
                          
                                                                     ***
- zawiozę cie do domu - stwierdziła Perrie kiedy wyszłyśmy z salonu. 
- nie, Pezz- szybko zaprzeczyłam- mój dom jest na drugim końcu miasta.
- odwiozę cie- zignorowała mnie. 
- nie ma takiej opcji. Idę sama. Piechotą to niedaleko.- powiedziałam zdecydowanie. 
- no dobrze- poddała się- jutro robimy listę gości z Zayn'em pojutrze idziemy we trójkę wybierać sale,- pokazała na mnie- za 4 dni buty, a później resztę.
- jasne rozumiem- przytaknełam słabo- a dziewczyny? 
- znaczy bo to jest tak, że od jutra mamy wolne i dziewczyny mają zabudowane wakacje na Karaibach od poniedziałku czyli od pojutrza i wracają na 3 dni przed ślubem, a ja nie chciałam im przeszkadzać no, a Danniel i Eleonor mają zajęty grafik. J-ja miałam nadzieję, że mi pomożesz. Ale jeśli nie czujesz się na siłach to ja wszystko załatwię sama i w o...- tu jej przerwałam. 
- pomogę ci Perrie. Nie możesz robić wszystkiego sama- uśmiechnęłam się trochę sztucznie.- a teraz już lecę. Pa dziewczyny. 
Pocałowałam każdą w policzek. Eleonor mocno mnie jeszcze przytuliła, a potem poszłam w kierunku domu. Droga minęła mi szybko choć wcale tego nie chciałam. Nie chciałam wracać do domu w którym tyle wycierpiałam. Na każdym kroku przypominały mi się sytuacje w których Zayn mówił mi wszystkie cudowne rzeczy, ale których już nigdy nie powie. W ogóle nie czułam się najlepiej. 
Po drodze wykonałam parę telefonów do moich podwładnych żeby poinformować ich, że przez następne dwa tygodnie mnie nie zobaczą. Weszłam do mojej klatki i zrobiło mi się bardzo słabo. Gdy w końcu byłam pod moimi drzwiami z sąsiedniego domu zaczął ktoś wychodzić. Zobaczyłam mojego uroczego sąsiada. Uśmiechnęłam się do niego smutno kiedy mroczki zaczęły latać mi przed oczami. 
- Cześć- powiedział. 
Hej chciałam odpowiedzieć, ale przed moimi oczami była już tylko ciemność

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz