Obudziłam się w dziwnym humorze. Czułam się jak piórko wolna i szczęśliwa, ale z drugiej strony miałam przeczucie, że jak otworze oczy to wszystkie dobre rzeczy prysną jak bańka mydlana. Odważyłam się, ale to co zobaczyłam zupełnie mnie zamało. Leżałam naga na klatce piersiowej Zayn'a który uśmiechał się jak anioł. Mój własny anioł śmierci podczas pożaru świata. Zasłoniłam usta ręką żeby nie krzyknąć. Musiałam ochłonąć. Wyszłam z łóżka najdelikatniej jak potrafiłam, a wychodząc z pokoju złapałam moje majtki i jakaś koszulkę z ziemi. Zamknęłam drzwi i ubrałam się. "Świetnie" pomyślałam z sarkazmem "koszula Zayn'a". Zeszłam po schodach do kuchni i wstawiłam wodę w czajniku. Pierwszy raz od 3 tygodni nie chciałam zapalić papierosa. Nie potrzebowałam też leków uspokajających. Bo choć wyrzuty sumienia zjadały mnie od środka to moje ciało wręcz przeciwnie. Podeszła do lustra. Moje były włosy roztrzepane, policzki zaczerwienione na wspomnienie wczorajszej nocy, usta lekko jeszcze opuchnięte, a oczy świeciły milionami iskierek pomimo strachu i zmartwienia wchodzącego w nie powoli. "Taka jest prawda idiotko" pomyślałam "bez niego nie ma sensu dalej tego ciągnąć". Wróciłam do kuchni gdy czajnik skończył gotować wodę ale była zbyt rozgrzana od środka na herbatę. Wyciągnęłam z lodówki wodę i pociągnełam łyka z butelki. Oparałam się rękami o blat i zamknęłam oczy. Nie miałam pojęcia co teraz. Najmniejszego. Byłam tak pogrążona myślami, że nie zauważyłam jak ktoś wszedł do kuchni. Dopiero gdy chłopak objął mnie od tyłu otrzeźwiałam. Jego dotyk palił i nie był to do końca przyjemny sposób.
- jak się stało księżniczko?- zapytał ochrypłym jeszcze po nocy głosem. Odepchnełam go od siebie i odwróciłam twarzą do niego. O ile przed sekundą był rozmarzony to teraz zaczynał się wściekać.
- jak możesz mi spokojnie zadawać mi pytania w takiej chwili?- powiedziałam poruszona.
- o co ci znowu chodzi? Spytałem tylko jak ci się stało?- odparł z pretęsją w głosie.
- o co mi chodzi?!- zaczynałam podnosić głos- staliśmy ze sobą Zayn.
-wiem- uśmiechnął się łobuzersko. Nie dość, że się z tego cieszył i to jeszcze wcale tej radości nie krył.
- czy ty się słyszysz? - wrzasnęłam- za tydzień bierzesz ślub Zayn!
- w nocy jakoś ci ten fakt nie przeszkadzał? - zauważył.
- tobie to chyba wręcz pasuje-odkryzłam się- jak tak możesz. Bzykasz mnie w nocy, a potem spokojnie pójdziesz wybrać z chłopakami garnitur. Myślisz, że nie zauważyli twojego zniknięcia w nocy. A Perrie? Czy myślisz o kimś więcej niż i sobie?!- wygarniałam mu- jak ja jej dzisiaj spojrzę w oczy. Byłam wściekła. Na siebie, na niego, na to, że musiałam mu to powiedzieć choć wolałabym odpowiedzieć grzecznie na pytanie uśmiechnąć się i go pocałować.
- oczywiście, że tak. Myślę o tobie- odpowiedział. Zamarłam. Po co on mi to mówi.
- myślę, że powinieneś już iść bo się spóźnisz- odpowiedziałam tylko i odwróciłam się do niego tyłem bo czułam, że trace panowanie nad emocjami. Wiedziałam, że się wścieknie i tylko o to mi chodziło. Poczułam jak łapie mnie za ramiona odwraca i podnosi do góry. Byłam teraz na równi z jego oczami i poraz pierwszy w życiu się go bałam. Potrząsnął mną jakby chciał żebym zmadrzała. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Otworzył usta jakby chciał mi coś powiedzieć, ale zamknął je szybko puścił mnie i poszedł na górę. Słyszałam jak się ubiera, a później jak zakłada kurtkę i buty w korytarzu. Potem tylko trzasneły drzwi. Zjechałam w dół po szafkach i wybuchnełam głośnym płaczem. Płakałam tak i płakałam. Chciałam żeby ktoś mnie przytulił, ale osoba której potrzebowałam właśnie wyszła i pewnie nie wróci. Wstałam z kafelek i poszłam do salonu po telefon. Wybrałam najczęściej używany przeze mnie ostatnio numer. Odebrał już po 3 sygnałach.
-halo?- usłyszałam zaspany głos Patricka.
- Patrick? - wydukałam do telefonu hamując łzy. On nie pytał o co chodzi on wiedział.
- będę za 10 minut- powiedział i usłyszałam jak krzata się po domu.
-dziękuje - szepnełam i rozłączyłam się. Wdychałam zapach Zayn'a z jego koszuli co wcale mi nie pomagało. Po chwili zdyszany Patrick wszedł do mojego salonu i zatrzymał się w drzwiach. Był nie wyspany, a jego oczy przekrwione. Podbiegłam do niego szybko i przytuliłam najmocniej jak potrafiłam. Bez zastanowienia odwzajemnił uścisk. Chłopak zaprowadził mnie do mojego pokoju i położył się pozwalając mi się wtulić. Czekał spokojnie aż się uspokoje.
- spałam z nim- wychlipiałam w końcu. Milczał wiec mówiłam dalej- a potem nakrzyczałam na niego, a on wyszedł z mojego domu wściekły bo był wręcz z siebie dumny. Jestem okropną suką.
- nie mów tak. To była ... chwila słabości. Nikt by się nie oparł na twoim miejscu- powiedział Patrick głaszcząc mnie po głowie.
- jak ja jej spojrzę w oczy- jęknełam.
- a jak robiłaś to wcześniej?- zapytał cicho.
- ale to było co innego- powiedziałam niepewnie.
- to samo tylko, że wtedy ona nie była jego narzeczoną- wiedziałam że ma rację.
- wiem, wiem- po tych słowach zamilkłam. Siedzieliśmy pogrążenie w naszych umysłach. Cisza była tym razem lekiem. To była jedna z tych przyjemnych cisz.
- wiesz co Patrick? - zapytałam. Pokiwał głową - chciałabym cie kochać. - podniósł zdziwiony brew- nasza miłość byłaby prosta. Jak oddychanie. Cudowna i bezwarunkowa. Bez problemu i cierpienia. Mielibyśmy mały domek z ogrodem w centrum Londynu. Codzień po pracy witałbyś mnie buziakiem w policzek, a ja mówiłabym jak bardzo się za tobą stęskniłam. Przyjmowalibyśmy gości i robili grile. Nasze dzieci bawiłby się z sąsiadmi, a potem nasze wnuki razem ze sobą. A na koniec umarlibyśmy w ciepłym łóżeczku. Tak. To byłby cudowne. I proste.
- tak.- potwierdził-ale ja to chyba widzę trochę inaczej. - ciągnął- już niedługo. Ty i Twój chłopak przyjedziecie do mnie i mojej dziewczyny na grilla. Będziemy siedzieli i śmiali się, a wtedy ty spojrzasz na niego wymownie, a on przytaknie głową. Wstaniesz i powiesz: 'mamy wam coś ważnego do ogłoszenia' weźmiesz oddech 'jestem w ciąży' powiesz i się uśmiechniesz. A ja usciskam cię i powiem "a nie mówiłem", a ty tylko się zaśmiejesz, a potem podejde do niego usciskam jego dłoń i powiem "Gratuluję ale pamiętaj jeżeli będzie przez ciebie cierpiała to nie żyjesz" a one odpowie tylko "nie popełnia się dwa razy tych samych błędów". I będziecie żyć razem długo i szczęśliwie.
- dziękuje- wyszeptałam- za wszystko.
- nie musisz mi dziękować- odparł- mówiłem, że zawsze ci pomogę.
-dlaczego?-powiedziałam-nie zrobiłam nic czym sobie na to zasłużyłam.
- nie musiałaś. Zasłużyłaś tym, że jesteś.
- to głupie-stwierdziłam- ty też jesteś. 7 miliardów innych ludzi na ziemi też jest i następne tyle jeszcze będzie i co z tego?!
- ty nadal nie rozumiesz?- zapytał- jesteś i dlatego zasługujesz na miłość i zainteresowanie. Masz do tego takie samo prawo jak do oddychania.
- to nie to samo-powiedziałam.
- właśnie, że tak- odpowiedział.
- nie chce mi się z tobą kłucić- tylko westchnął na moje słowa. Leżeliśmy tak jeszcze chwile. Dochodziła 13, a o 14 miałam spotkać się z Perrie w galerii żeby wybrać biżuterię.
-na którą idziesz do pracy?- spytałam.
- na 14:30- odpowiedział.
- a zawiedziesz mnie na to spotkanie?- mój głos był słaby na samą myśl o tym.
- oczywiście- odparł.
- Przepraszam, że Cię obudziłam. Weź prysznic potem ja się przygotuje-powiedziałam.
- okej. Dziękuję- odpowiedział i poszedł. W tym czasie poszłam do kuchni zagotowałam wodę i zrobiłam kawę. Sięgnęłam tabletki uspokajające i połknęłam jedną. Po chwili Patrick wszedł do kuchni z mokrymi jeszcze włosami. Podałam mu kawę i usiadłam przy stole.
- nie powinnaś- zganiał mnie.
-wiem, ale i tak nic z tym nie zrobię- odpowiedziałam. Więcej się nie odzywał. Odłożyłam kubek do zlewu i sama poszłam się ogarnąć. Gotowa weszłam do kuchni. Patrick zebrał się i po zamknięciu drzwi pojechaliśmy pod galerię.
-powodzenia- powiedział Patrick gdy zatrzymał się przed galerią.
-dziękuje przyda mi się- odpowiedziałam. Pocałowałam go w policzek i wyszłam z samochodu. Powoli szłam w kierunku sklepu pod którym umówiłam się z Perrie, ale im byłam bliżej tym bardziej się denerwowałam. W końcu doszłam do blondynki która dawła autografy grupie dziewczyn.
- hej kochana- przywitała mnie dziewczyna.
- cześć- wydukałam cicho nie patrząc jej w oczy.
-idziemy? - zapytała udając, że nic nie zauważyła.
-tak, jasne-odpowiedziałam. W pierwszym sklepie nic nie przypadło nam do gustu. Chodziłyśmy po całej galerii i dalej nic. Już miałyśmy jechać do następnej kiedy zobaczyłam idealny zestaw na wystawie sklepu ze starociami.
- papatrz-pociągnełam ją w stronę wystawy. Na białym manekinie kobiecej głowy wisiał srebrny naszyjnik z drobnymi diamentami do kompletu kolczyki i spinka-grzrzebyk do włosów.
- Boże (t.i) to jest idealne- zawołała Perrie-co ja bym bez ciebie zrobiła?-zapytała rotorycznie i wciągnęła mnie do sklepu. Miły staruszek zapakował biżuterię dając nawet mały upust. Wyszłyśmy ze sklepu.
- możemy iść na kawę?-zapytałam.
- chciałam to zaproponować- zaśmiała się Pezz. Przechodziłyśmy obok sklepu z gazetami kiedy zobaczyłam wielki napis: " Zayn Malik! Czy zdradził narzeczoną na tydzień przed ślubem?" Stanęłam w miejscu przerażona patrząc na gazetę. W oczach stanęły mi łzy. Perrie też na nią spojrzała, a potem zrobiła coś czego bym się w życiu nie spodziewała. Przytuliła mnie. Mocno.
- jeszcze wszystko się ułoży-wyszeptała mi do ucha.
-nie-e- wyjąkałam. Blondynka pogłaskała mnie po włosach i odsunęła się. Uśmiechnęła ciepło i powiedziała.
-chodźmy na tą kawę. Przytaknełam tylko głową bo nie miałam siły się odezwać. Im bliżej kawiarni byłyśmy tym szłam coraz słabiej. Złapałam się ramienia Perrie.
-wszystko w porządku?-jej głos słyszałam jak przez mgłę. Czarne mroczki zlały się w jedności. Upadłam na ziemię.
~oczami Perrie~
-(t.i)- krzyknęłam i szarpnełam dziewczynę za ramiona. Strasznie się bałam. Trzęsącymi rękami wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam na pogotowie. Będą dopiero zz dziesięć minut. (T.i) na szczęście oddycha. Wokół nas zebrała się już grupka osób. Wybrałam numer Zayn'a. Odebrał po kilku sygnałach.
-halo?
- Zayn- wychlipiałam. Sama nie wiem kiedy zaczęłam płakać-(t.i)... ona zemdlała... w tej galerii.
-co? zemdlała? dzwoniłaś na pogotowie? -zapytał zdenerwowany w tle słyszałam jak się ubiera.
-tak, zaraz będą-odpowiedziałam szybko.
- spokojnie kochanie już jadę trzymaj się- i rozłączył się.
Po chwili pojawiło się pogotowie.
-tutaj-krzyknęłam. Od razu do nas podbiegli. W oddali zobaczyłam Zayn'a i resztę chłopaków. Pielęgniarze wzięli kruche ciało dziewczyny na nosze. Koło nich krzatał się już lekarz. Zaczęli jechać w stronę wyjścia. Nasza szóstka od razu pobiegła za nimi.
Został tylko jeden zakręt do wyjścia kiedy usłyszeliśmy cichy krzyk.
~oczami (t.i)~
- stop! -krzyknęłam cicho kiedy zorientowałam się co się dzieje. Ale żaden z nich nie wykonał mojego polecenia.
-stop!-wrzasnęłam. Tym razem mężczyźni się zatrzymali. Zaczęłam powoli zachodzić z naszy kiedy ktoś mocno złapał mnie za rękę.
-leż- zażądał Zayn.
-nie dotykaj mnie-syknełam. Od razu puścił.
-dziękuje panom za fatygę, ale już wszystko w porządku-powiedziałam do ratowników.
-(t.i) tym razem powinnaś zostać. Wczoraj też zemdlałaś to może być coś więcej niż...-powiedział Patrick.
-Patrick prosze daj spokój-odpowiedziałam.
- brawo już jesteś z lekarzem na ty?!- wściekał się Zayn- to ile razy już byłaś w tej karetce?! Co?!
-Niall możesz mi pomóc?- zapytałam blondyna.
- tak- podszedł do mnie i pomógł mi wstać.
- dziękuje Patrick- zwróciłam się do chłopaka- zobaczymy się później. Kiwnał głową.
- zbieramy się- powiedział do ratowników- a i (t.i) ogranicz te leki o kawę.
-jakie leki?- zapytał wściekle Zayn.
- nieważne-zbyłam go-dziękuje Niall-chłopak puścił mnie bez słowa- miałyśmy iść na kawę- zwróciłam się do Perrie.
-żartujesz sobie?!- wydzierał się Zayn- ty słyszałaś tego lekarza?! Co jest z tobą nie tak. Gdzie się podziała moja rozważna przyjaciółka?- złapał mnie za ramiona
Popatrzyłam mu w oczy. Był wściekły i przerażony zarazem.
- zniknęła i już nigdy nie wróci-powiedziałam.
-co ty bredzisz?!-wrzasnął i mocno mną potrząsnął.
- taka prawda i dobrze o tym wiesz- z każdym słowem mocniej ściskał moje ramiona-puść mnie to boli- poprosiłam, ale on już mnie nie słuchał.
- co jest z tobą nie tak? Pomagasz wszystkim w około. Pomagasz nam w przygotowaniach do ślubu chociaż strasznie ci to szkodzi. Zabija wręcz. Po co do cholery jasnej to robisz. Chcesz się zbić?- wpadł w szał.
-tak- wrzasnęłam, ale to był błąd. Jego tęczówki pociemniały. Był przerażający.
- jak śmiesz coś takiego mówić!-krzyknął i zaczął mną mocno szarpać. Bolało. Chłopcy jakby ożyli i odciagneli go ode mnie- czy wiesz jak byśmy się czuli? Wiedząc, że to nasza wina.
- o jeden problem mniej na liście- odpowiedziałam. Kolejny błąd. Choć znałam Zayn'a całe życie pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Gdyby chłopcy go puścił rozbił by armię. Zayn wyrwał się chłopakom i wzywał od najgorszych. Pojawili się pierwsi paparazi. To było straszne. Podeszłam do niego na bezpieczną odległość.
- Zayn uspokuj się- powiedziałam. Jego oczy popatrzyły na mnie i jakby obudził się z transu. Wziął kilka głębokich wdechów. Najgorsze minęło, ale nadal był wściekły.
- od dzisiaj będziesz miała ochroniarza- zarządził- nie będziesz sama siedzieć w domu ani pić kawy. Ani brać tych leków. Palić też nie będziesz.
- nie- zaprzeczyłam.
- nie będę z tobą na ten temat rozmawiał. To postanowione. Nie sprzeciwiaj się.- był już prawe opanowany.
- och ... doprawdy-teraz to ja była zła- to popatrz.
Z torebki wyciągnęła papierosy i zapalniczke. Włożyłam do ust fajke i ja odpaliłam. Mocno się zaciągnęłam i wydmuchałam mi dym prosto w twarz.
- nie będziesz rządził moim życiem-powiedziałam po czym odwróciłam się i wyszłam z galerii. Słyszałam jak Zayn się za mną wydziera, ale zignorowałam to poprostu. Ruszałam chodnikiem w stronę domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz